“Narobiłam w życiu wiele głupot, oddanie dziecka do adopcji było jedną z nich. Teraz los sprawił, że Piotruś stanął na mojej drodze. Nie wiem, czy mam prawo burzyć jego ułożony świat. Przypadek sprawił, że dowiedziałam się, że chłopiec z mojej klasy jest moim biologicznym synem. Totalnie nie wiem, co mam robić”.
8 lat temu oddałam dziecko do adopcji
“Moje życie nie należy do udanych. W domu była straszna patologia. Od zawsze wiedziałam, że nie chce podzielić losu mojej matki. Z ojcem mieli siódemkę dzieci, a i tak najbardziej kochali to ósme — alkohol.
Z rodzeństwem wychowywaliśmy się sami. Najlepiej wspominam tylko te dni, które spędzałam poza domem. Jak trafiła się jakaś wycieczka całodniowa w szkole, to było to dla mnie jak najlepszy prezent.
Zawsze ze szkoły wracałam okrężną drogą, żeby jak najdłużej przyglądać się mijanym ludziom. Oni szli za rękę, rozmawiali o czymś z emocjami wypisanymi na twarzy. Często wyobrażałam sobie, że gdzieś wśród nich idę ja z kimś, kto chce usłyszeć, jak spędziłam dzień.
Chwile później wchodziłam do domu, w którym znikałam. Dlatego tak bardzo chciałam się wyrwać, zapomnieć, być dla kogoś ważną. W świetlicy dla dzieciaków takich jak ja poznałam Marcina. Słuchał mnie, przytulał i szybko zrobił mi dziecko. Miałam tylko 16 lat i nie chciałam być jak moja matka…
Urodziłam synka i od razu zrzekłam się praw do niego. Niedługo później dowiedziałam się, że adoptowała go pani architekt i jej mąż lekarz dermatolog. Mieszkali w Opolu.”
Los postawił na mojej drodze Piotrusia
“Te wydarzenie odbiły na mnie ogromne piętno. Jeszcze bardziej chciałam odmienić swój los. Skończyłam studia i przeniosłam się do Poznania. Zaczęłam pracę w szkole i czułam się w końcu wartościowym człowiekiem.
Od nowego roku objęłam wychowawstwo w pierwszej klasie. Już pierwszego dnia spojrzałam na tego chłopca, był tak bardzo podobny do Marcina… Wtedy stwierdziłam, że wariuję. Mój syn przecież mieszkał z mamą architektką i ojcem dermatologiem w Opolu!
Na pierwszym zebraniu prawie zemdlałam, gdy okazało się, że Piotruś właśnie przeprowadził się z Opola, bo jego tata objął ordynaturę na tutejszym oddziale dermatologii. Byłam już pewna, że mój wychowanek jest moim synem.
Wedle polskiego prawa ja nie powinnam nic wiedzieć o rodzicach adopcyjnych. To, że te osiem lat temu pracownica powiedziała mi wszystko o adopcji Piotrusia, było bezprawne. Nie mogę się nikomu przyznać. Zrzekłam się dziecka i nie mam do niego żadnych praw.
Czuję jednak, że ten maluch nie pojawił się w moim życiu przypadkiem. To jest wręcz nie do uwierzenia. Oboje przeprowadziliśmy się do Poznania, a ja zostałam jego wychowawcą…
Czy ja mam w ogóle prawo mieszać im w życiu? Może powinnam przeprowadzić się i zmienić prace. Jak stchórzę i wyjadę, to będzie tak, jakbym porzuciła go po raz drugi…”