„Córka ma pretensje, że wolę podróżować, niż pomagać jej spłacać kredyt. To moja sprawa, jak wydaję pieniądze”

„– No nie, dosyć tego! – krzyknęłam w końcu. – Jesteś dorosłą osobą. Kredyt i mieszkanie wzięłaś na własną odpowiedzialność. Coś ty sobie wyobrażała? Że jak zrobi się trudno i przestanie cię być stać na sojowe latte w drodze do pracy, to mamusia wróci do utrzymywania cię? Chyba śnisz!”.

Weronika zawsze była dość roszczeniowa. Po prostu taki miała charakter i zdążyłam się już do tego przyzwyczaić, a i ona czasem potrafiła sobie uświadomić, że przekroczyła jakąś granicę. Jej ostatnie zachowanie przechodzi jednak wszelkie pojęcie!

Rozpuściliśmy ją

Obydwoje z mężem zarabialiśmy nieźle, dlatego Wera zawsze mogła sobie pozwolić na modne ciuchy, wyjścia z koleżankami na miasto i coroczne zagraniczne wakacje. Przyzwyczaiła się do tego tak bardzo, że w którymś momencie naprawdę zaczęłam się martwić jak poradzi sobie w dorosłym życiu. „Przecież nikt jej nie zaoferuje dziesięciu tysięcy na rękę w pierwszej pracy po studiach! Co wtedy zrobi? Zupełnie rzuci karierę?”, myślałam.

– Nie przejmuj się na zapas. Młodzi są dziś inni, potrafią bardziej walczyć o swoje. To dobrze. Przynajmniej masz pewność, że nie będzie dawała się wykorzystywać za minimalną krajową i nie będzie się wstydziła iść po podwyżkę. Wiele osób ma z tym problem – tłumaczył mi mąż.

– No może i tak, ale ludzie pewnie szybko przylepią jej łatkę bezczelnej i roszczeniowej dziewuchy… Nie chcę, żeby tak było.

– Nie masz na to wpływu. Myślę, że lepiej zostać nazwaną bezczelną i komuś się narazić, niż nie znać swojej wartości i dawać po sobie jeździć – odparł zdecydowanie Janek.

„Może i ma rację?”, zastanawiałam się przed zaśnięciem. Przecież chodziło mi głównie o to, żeby córka była szczęśliwa i żeby jej się powodziło… Może więc faktycznie to jej podejście jest bardziej słuszne niż moje? Faktycznie, ja czekałam bardzo długo na „swoją kolej” w firmie. Przez wiele lat pracowałam za psie pieniądze, robiłam darmowe nadgodziny i podlizywałam się przełożonym, żeby w końcu otrzymać upragniony awans i zacząć żyć na poziomie.

Od razu dostała dobrą pracę

Gdy córka skończyła studia, teoria męża zaczęła się sprawdzać. Weronika nie miała problemu ze znalezieniem niezłej pracy, nawet pomimo braku doświadczenia. Od razu otrzymała umowę o pracę, a pracodawcy nawet zgodzili się zaczekać na nią dodatkowe dwa tygodnie, bo planowała… wyjechać na festiwal muzyczny do Belgii.

– Wera, nie wstyd ci takie warunki stawiać? To poważna praca, a nie szkoła! – karciłam ją.

– No ale w czym problem? Zgodzili się, więc im na mnie zależy. Nie dziwię im się. Na studiach robiłam sporo dodatkowych wolontariatów i darmowych praktyk. Mam większe doświadczenie niż większość osób z mojego roku, pomimo że nigdzie jeszcze tak naprawdę nie pracowałam – odparła stanowczo córka.

No cóż, mogłam się jedynie cieszyć, że udało nam się wychować tak pewną siebie dziewczynę, chociaż ta jej samoświadomość zbyt często pachniała mi narcyzmem. „Ale to może być mój problem, a nie Weroniki…”, rozmyślałam. Córka faktycznie była doceniana w pracy, bo bardzo szybko udało jej się zdobyć awans i porządną pensję. Już w wieku trzydziestu lat była starszym managerem i miała pod sobą zespół. Większość jej koleżanek w tym samym wieku nadal zarabiała grosze i próbowała się przebić przez szklany sufit.

Kasa zawróciła jej w głowie

Wraz z awansami przychodziły coraz to wyższe pensje i premie, a więc Weronika znowu oswoiła się z pewnym poziomem życia. Stać ją było na wzięcie kredytu na całkiem spore mieszkanie i na samodzielne spłacanie rat. To luksus, o którym wielu jej rówieśników może dziś pomarzyć! Niestety, córka przejechała się w końcu na zbytniej pewności siebie. Przyzwyczaiła się do dobrego i nie przewidziała, że w którymś momencie jej szczęśliwa gwiazda może zgasnąć. Tak też się stało: najpierw nieco obniżono pensje wszystkim w jej firmie w wyniku postpandemicznego kryzysu, a następnie kosmicznie skoczyły raty kredytowe.

– Zmieniłabym pracę bez zastanowienia, ale w przyszłym roku mam otrzymać naprawdę porządną premię za pięciolecie pracy w firmie… Warto wytrwać, bo to naprawdę dobry pieniądz – wzdychała ciężko córka podczas jednej z wizyt w domu rodzinnym.

– Nie martw się, wszyscy mają ciężko, kryzys dotknął nie tylko ciebie. Ciesz się, że dalej cię stać na tę ratę i masz nadal co jeść. Niektórzy mają gorzej – pocieszałam ją, ale nie wyglądała na udobruchaną.

No tak, dla Weroniki nie liczyło się, że inni mają w życiu o wiele gorzej niż ona. Liczyli się tylko ci, którzy mieli jeszcze lepiej. To wyłącznie do nich zwykła się porównywać, więc jej perspektywa była z reguły mocno wykrzywiona.

Nie doceniała tego, co ma

Oczywiście, regularnie zapraszaliśmy córkę na obiady, a potem chętnie pakowałam jej resztki w pudełka na wynos, ale nie wspieraliśmy Weroniki finansowo. Miała ponad trzydzieści lat i radziła sobie z wydatkami, nie przymierała głodem. Zresztą, kto to słyszał, żeby rodzice wspierali finansowo trzydziestoletnią managerkę w korporacji?

Wera musiała się pogodzić z tym, że standard jej życia chwilowo ulegnie pogorszeniu. Koniec z owocami z ekologicznego bazarku, drogimi francuskimi perfumami i dietami pudełkowymi. Nadszedł czas, aby zaprzyjaźnić się z dyskontami, wodami perfumowanymi z sieciówki i staniem przy garach. Córka narzekała tak, jakby co najmniej musiała od teraz jeść tylko to, co sama sobie upoluje, a to wszystko po szesnastu godzinach orki w polu…

– Jezu, jak ludzie żyją w tym kryzysie! To ledwo egzystencja, a nie życie… – psioczyła.

– Kochana, naprawdę, doceniaj to, co masz. Stać cię na to, żeby wyżyć, masz na rachunki… – wyliczałam.

– Ech, ale co to za życie… No dobra, a co u was? – zmieniła nagle temat.

Zaplanowaliśmy z mężem wakacje życia

– A wyjeżdżamy z tatą na Malediwy na okrągłą rocznicę ślubu! Od lat planowaliśmy ten wyjazd, także bardzo się cieszę, że w końcu się uda – poinformowałam ją podekscytowana.

Weronika spojrzała na mnie z niesmakiem.

– Nie za dobrze wam? – skomentowała chłodno.

– No, pracujemy to i mamy – odparłam.

– A ja to nie pracuję?! – oburzyła się. – Na najdalsze wakacje w tym roku pojechałam do Jastarni! O jakichś wyspach egzotycznych to sobie mogę pomarzyć!

– Wera, ale my jesteśmy trochę starsi, na wyższych stanowiskach, mamy większy staż pracy… No i spłacony kredyt za dom. To chyba oczywiste, że mamy tej kasy trochę więcej – tłumaczyłam córce rzeczy oczywiste tak, jakbym rozmawiała z dziesięciolatką.

– A nie pomyślałaś może, żeby część tej kasy, co ci się tak przelewa ewidentnie, poświęcić na nadpłatę mojego kredytu? Żeby mnie trochę odciążyć? Naprawdę? Nic? – zaatakowała mnie nagle.

Córka mnie zdenerwowała

Przez chwilę myślałam, że sobie ze mnie żartuje, ale jej wyraz twarzy uświadomił mi, że mówi śmiertelnie poważnie.

– Weronika, przecież ty masz ponad trzy dychy na karku! Mama ma ci kasę dawać? No litości! – zrugałam ją.

– Wcześniej jej od ciebie nie brałam, ale wydawało mi się, że pomaganie dzieciom to obowiązek rodzica. Zwłaszcza w takich sytuacjach – upierała się nadal bezczelnie.

– Jakich sytuacjach? Wera, stać cię na to, żeby samej, bez partnera, spłacić sobie wielką ratę kredytu. Owszem, nie chadzasz już cztery razy w tygodniu do knajp i do kina, nie jeździsz na wakacje trzy razy w roku, ale głodować chyba też nie głodujesz! Ty chyba naprawdę nie rozumiesz, że nadal masz szczęście!

– Wielkie mi szczęście! Harowanie głównie po to, żeby mieć z czego zapłacić rachunki, a potem kupić sobie błyszczyk z najtańszej drogerii… – mruknęła.

– Wyobraź sobie, że tak wygląda życie wielu ludzi! A do tego często mają jeszcze dzieci, choroby i inne wydatki! Tobie się już zupełnie w głowie poprzewracało! – wkurzyłam się.

– Mnie? To nie ja jadę na luksusowe wakacje za dziesiątki tysięcy, gdy moje dziecko siedzi w finansowych tarapatach aż po uszy!

– No nie, dosyć tego! – krzyknęłam w końcu. – Jesteś dorosłą osobą. Kredyt i mieszkanie wzięłaś na własną odpowiedzialność. Coś ty sobie wyobrażała? Że jak zrobi się trudno i przestanie cię być stać na sojowe latte w drodze do pracy, to mamusia wróci do utrzymywania cię? Chyba śnisz! Poza tym, o jakich tarapatach ty w ogóle mówisz? Nie jesteś zadłużona w parabankach, nie pozapożyczałaś się u znajomych, nie masz komornika nad głową… Jeśli nadal ci się wydaje, że masz najgorzej na świecie, to naprawdę, czas na spotkanie z terapeutą!

Córka wytrzeszczyła na mnie oczy i już miała otwierać usta, żeby mi odpyskować, ale zaraz je zamknęła. Uniosła dumnie głowę, po czym wstała z krzesła i wyszła z kuchni. Nie odzywa się do mnie już od dwóch tygodni, więc ewidentnie nadal jest obrażona. No cóż, nie mogę się tym przejmować, w końcu jadę na wakacje życia!

-->