„Narzeczony chciał, bym przed ślubem zobowiązała się do urodzenia mu trójki dzieci. Musiałam zrobić badania na płodność”

„Roześmiałam się, gdy to powiedział. Skinęłam głową dla świętego spokoju i prędko wyrzuciłam jego słowa z myśli. Bo przecież musiał żartować. Kto normalny uzależnia ślub od tego, czy kobieta zdecyduje się na urodzenie określonej liczby dzieci?”.

Trudno było o bardziej zorganizowanego chłopaka niż Kajetan. Poznaliśmy się na uczelnianej stołówce. Chciałabym powiedzieć, że przypadkiem, ale to ja za to odpowiadałam. W całości.

Obserwowałam go od kilku dni i wiedziałam doskonale, że zawsze zjawia się tam w porze obiadowej i zajmuje stolik w najbardziej zacisznym miejscu. Zawsze tak ładnie układał wszystko na blacie i z posiłkiem mieścił się w kwadransie. Zamawiał różne rzeczy, ale nigdy nie jadł mięsa.

Kiedyś się do niego przysiadłam i ostrożnie zagaiłam. Był bardzo zdumiony, ale nie zaprotestował ani sam nie wstał. Zamiast tego przyglądał mi się uważnie przez chwilę, jakby coś analizował. Prawdę mówiąc, dziwnie się wtedy poczułam. Trochę tak, jakby oceniał, czy nadaję się do rozmowy, czy raczej lepiej mnie zignorować.

– I co? – spytałam wtedy. – Zdałam?

Zamrugał.

– Co? – rzucił nieco zagubiony.

– Egzamin na towarzyszkę do rozmowy – odparłam z szerokim uśmiechem.

Zmieszał się wtedy trochę. Chyba jedyny raz go takim widziałam. Potem uprzejmie zaprosił mnie do rozmowy, zapytał nawet, czy coś mi zamówić. A ja cieszyłam się, że mi się udało. Bo wydawał mi się bardzo ciekawym facetem. Trochę ekscentrycznym, ale na pewno wartym poznania.

Mocno o mnie zabiegał

Musiałam się spodobać Kajetanowi, bo praktycznie nie odstępował mnie potem na krok. Spędzał ze mną każdą wolną chwilę na uczelni, a obiady obowiązkowo jedliśmy razem. Rozmawialiśmy dużo, ale nigdy o niczym konkretnym. On bardzo wiele mówił o sobie, a ja słuchałam, bo nie miałam nic lepszego do roboty.

Skupiał się też na temacie rodziny. Bardzo ważne były dla niego dzieci i w sumie nie krył się z tym, że chciałby zostać ojcem. W tamtym momencie mi to nie przeszkadzało. Nie myślałam jeszcze o macierzyństwie.

Oczywiście, Kajetan był dobry w prawieniu komplementów, ale nigdy nie namawiał mnie, żebym powiedziała coś o sobie. Czasem zastanawiałam się, czy nie jest z tych, którzy kobiety traktują tylko jak ozdoby. No, ale z drugiej strony, potrafił też docenić mój intelekt i spryt.

Zapraszał mnie w wiele wyjątkowych miejsc. Pokazywał jedne z najbardziej ekskluzywnych restauracji, prowadzał do nastrojowych kawiarni, o których dotąd nie miałam pojęcia, parę razy zabrał mnie też do filharmonii. Lubił muzykę poważną. Ja nigdy nie miałam do niej serca, ale te kilka wyjść sprawiło, że spojrzałam na nią trochę inaczej. I byłam mu za to wdzięczna. Poza tym czułam wyraźnie, jak się do siebie zbliżamy, choć on nie chciał tego otwarcie przyznać.

Trochę spodziewałam się tych zaręczyn

Kajetan umiał czarować. Z miejsca kupił moich rodziców. Mama mówiła o nim jak nakręcona, a ja śmiałam się z niej, że to może do niej powinien uderzać, zamiast do mnie. Był też facetem, który wiedział doskonale, co przemawia do uczuć i wyobraźni innych. Właśnie dlatego do oświadczyn przygotował się w stu procentach, a wszystko, co sobie zaplanował, było dopięte na ostatni guzik.

To najważniejsze pytanie zadał mi w restauracji, w której tak bardzo mi się podobało. Załatwił muzykę, tę, którą zachwyciłam się nie tak dawno temu i zamówił ekskluzywne dania, zgodne z moimi preferencjami. Choć to wszystko zrobiło na mnie ogromne wrażenie, w pewnym sensie spodziewałam się, że to zrobi.

Byliśmy ze sobą ponad rok, a on wydawał się myśleć o tym związku niezwykle poważnie. Muszę przyznać, że ja też pozostawałam pod jego urokiem. Nigdy wcześniej ani później nie spotkałam tak czarującego mężczyzny. Nie wiedziałam tylko, jak daleko jest w stanie się posunąć, by zagwarantować sobie życie, które odpowiadałoby jego ideałom.

On mówił o poważnej rozmowie

Któregoś dnia Kajetan stwierdził, że musimy odbyć poważną rozmowę. Trochę się wtedy przestraszyłam, bo miał tę swoją oficjalną minę, z której zwykle wynikały tylko kłopoty. Zresztą, w takim wypadku trudno było go zwykle odwieść od tego, co sobie postanowił. Usiadłam jednak obok niego na kanapie w mieszkaniu, które dopiero co kupili mu rodzice i popatrzyłam mu w oczy. Cierpliwie czekałam na to, co ma mi do powiedzenia.

– Pamiętasz, jak mówiłem ci o rodzinie, Pola? – spytał.

– No tak – przyznałam. – Coś o niej wspominałeś.

– Rodzina jest dla mnie bardzo ważna – podkreślił. – I właśnie ją chciałbym z tobą zbudować. Ty musiałabyś być świetną matką, a ja świetnym ojcem.

Skinęłam głową.

– Na pewno jakoś sobie poradzimy – uspokoiłam go, choć w duchu zastanawiałam się nad tym, czy jego wyobrażenie o naszej rodzinie nie jest przypadkiem zbyt wyidealizowane.

– Tak, ale w związku z tym ty, Pola, musisz się do czegoś zobowiązać. – Skupił na mnie spojrzenie. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam go takiego spiętego, a jednocześnie uroczystego. – Jak już będziemy po ślubie, urodzisz trójkę dzieci.

Roześmiałam się, gdy to powiedział. Skinęłam głową dla świętego spokoju i prędko wyrzuciłam jego słowa z myśli. Bo przecież musiał żartować. Kto normalny uzależnia ślub od tego, czy kobieta zdecyduje się na urodzenie określonej liczby dzieci?

– No, oczywiście, zachowamy jakieś sensowne odstępy – kontynuował. – Chcę po prostu, żeby nasze dzieci miały rodzeństwo. Wspólnie się wychowywały.

– Pewnie, Kajetan – odparłam, wciąż roześmiana. – Cała gromadka brzmi świetnie. Naprawdę super pomysł.

W ogóle o tym zapomniałam

Potem w ogóle nie myślałam o naszej poważnej rozmowie. Uznałam, że Kajetanowi na pewno się jeszcze zmieni. Nie byliśmy jeszcze nawet po ślubie, a starania o dziecko to przecież nie było takie hop siup. Poza tym nie zastanawiałam się nad tym na poważnie. Pewnie, może i gdzieś tam mi zaświtało, że mogłabym być matką, ale kojarzyłam to raczej z odległą przyszłością.

Miałam teraz inne rzeczy na głowie. Nadchodzący ślub, uczelnię, pierwszą pracę – na pół etatu, ale zawsze. Wolałam więc póki co nie wybiegać tak daleko w przyszłość. Uznałam, że będzie, jak będzie. Po co planować na zapas, a potem się rozczarować?

Wiadomość od Kajetana mnie zaskoczyła

Właśnie wracałam z uczelni, kiedy dostałam esemesa od Kajetana:

„Kochanie, umówiłem ci badania na przyszłą środę. Masz termin na 11:30”

Jako że nie do końca wiedziałam, o co chodziło, bo przecież nie prosiłam narzeczonego o umówienie na żadną wizytę lekarską, natychmiast do niego zadzwoniłam.

– O jakie badania ci chodzi? – spytałam, gdy odebrał.

– No, jak to jakie! – prawie się oburzył. – Na płodność!

Odchrząknęłam.

– Co? – Zastanawiałam się, czy sobie żartuje.

– No muszę mieć przecież pewność, czy wszystko z tobą w porządku – tłumaczył spokojnie, jak wyjątkowo niekumatemu dziecku. – Jak inaczej urodzisz mi trójkę dzieci?

Nie wierzyłam, że naprawdę to powiedział. W ogóle czułam się jak w jakimś Matrixie. Niewiele myśląc, rozłączyłam się, a potem zablokowałam jego numer.

Potrzebuję zdrowego związku

Długo nie mogłam dojść do siebie po tym telefonie. Przeleżałam całą noc w domu, gapiąc się w sufit i zastanawiając, jak mogłam się w ogóle w coś takiego wplątać. Nie wiedziałam zresztą, że istnieją tacy ludzie – interesowni, wyrachowani… sama nawet nie mam pojęcia, jak to jeszcze powinnam nazwać.

Kajetan przyszedł do mnie następnego dnia i zażądał wyjaśnień. Nie rozumiał, dlaczego zachowuję się jak dziecko i nie chcę z nim rozmawiać. Kiedy powiedziałam mu, że nie jestem maszynką do rodzenia i nie będę się dostosowywać do jakichś jego irracjonalnych zasad, okrzyknął mnie niedojrzałą, a przy tym śmieszną. Jednocześnie doszedł do wniosku, że jednak dobrze się stało, że nie zmarnował sobie przy mnie życia. Byłam przecież taką kłamliwą i niewdzięczną osobą.

Teraz jestem sama, ale to wcale mnie nie martwi. Wolę być sama niż trwać w toksycznym związku. Chciałabym znaleźć kogoś, kto mnie pokocha i będzie chciał być ze mną naprawdę – nie ze względu na moją płodność, ale ze względu na to, jaka jestem. Może odszukam po prostu kogoś, kto pokocha mnie za osobowość. I wtedy stworzymy trwałą relację. Taką, jaka powinna być.

-->