„Nie chciałam klepać biedy jak mama, więc wyszłam bogato za mąż. Nie wiedziałam, że będę płacić za to tak wysoką cenę”

„– Sorry, maleńka, poniosło mnie wczoraj – wysapał, podając mi wyjęty z kieszeni rulon banknotów. – Weź taryfę i jedź do szpitala, żeby naprostowali ci nosek. A potem kup sobie coś ładnego. Następnie zwalił się w butach na łóżko, a ja się przebrałam i zadzwoniłam po taxi”.

Chciałam uciec od patologii, jaką widziałam w swoim rodzinnym domu, żyć wygodnie i bogato. Uważałam, że skoro jestem ładna, to bez problemu spełnię marzenia. No i prawie mi się udało.

Chciałam innego życia

Podobno Bóg każdemu, nawet największej życiowej ofermie, daje jakiś talent. Rzecz w tym, by go odkryć i wykorzystać. Ja niczego nie musiałam odkrywać. Od najmłodszych lat było jasne, że wyrastam na piękną dziewczynę. Ale na tym lista moich talentów się kończyła. Nie wchodziła mi do głowy ani nauka, ani życiowe mądrości mamy, które sprowadzały się do powiedzonka: „Siedź w kącie, a znajdą cię”. O nie! Ja w kącie siedzieć nie zamierzałam! Żeby skończyć jak ona?

Matka też kiedyś dobrze wyglądała – przecież widziałam jej zdjęcia sprzed ślubu z ojcem. I co z tym zrobiła? Mój ojciec był wprawdzie kiedyś przystojny, ale okazał się tyranem i nieudacznikiem. Pił jak wszyscy, czyli sporo. Ale i bez alkoholu był wrednym, agresywnym, niewdzięcznym sukinsynem. Lał dzieciaki, a jak miał fantazję, to przywalił i swojej ślicznej żonie. Żeby chociaż przynosił w zamian kupę pieniędzy! Ale gdzie tam! Mama musiała tyrać jako sklepowa w spożywczym, a i tak w domu na wykarmienie czwórki dzieciaków ledwo starczało.

Myślałam, że uroda mi pomoże

Próbowałam więc wykorzystać swój atut, czyli urodę. Startowałam w różnych konkursach piękności, słałam portfolio do fotografów. Ale nie miałam szczęścia czy siły przebicia, w konkursach miss nigdy nie wyszłam poza poziom powiatu, a sesje mody… szkoda gadać. Utytułowani fotografowie z Krakowa, Katowic czy Wrocławia nie odpowiadali na maile, a miejscowi nie bardzo wiedzieli, którą stroną aparatu robi się zdjęcia, za to każdy od razu chciał mnie rozbierać.

Swoje stresy i brak życiowego farta rekompensowałam sobie w tańcu. Każdą sobotę obowiązkowo spędzałam w którejś z okolicznych dyskotek. Nie zwracałam uwagi na podpitych kolesi szukających łatwego seksu na parkingu, a potem wywołujących burdy. Bawiłam się, byłam królową parkietu. Chłopcy oczywiście kręcili się w mojej orbicie. Z żadnym jednak nie chciałam się wiązać. Wystarczył mi przykład mamy, która bardzo wcześnie zaszła w ciążę i już nie było wyjścia – musiała wyjść za ojca, a teraz klepała biedę i znosiła upokorzenia. Ja mierzyłam wyżej.

Kiedy więc Piotrek za wszelką cenę starał się ze mną umawiać – kluczyłam. Tym bardziej że nie robił dobrego wrażenia. Z wyglądu… owszem, niczego sobie. Gorzej, że był z niego jeszcze większy biedak niż ze mnie, a do tego zakapior. Ciągle wszczynał bójki, nigdy nikomu nie darował zniewagi, a na dodatek parał się jakimiś ciemnymi interesami. Więc choć go lubiłam, to wolałam z nim zerwać. Tylko trochę się bałam, jak to przyjmie.

– Na razie dam ci odejść – powiedział. – Na razie. Ale zobaczysz, jeszcze będziesz moja.

Zostałam fryzjerką

Nieco później skończyłam szkołę, a on wyjechał. Gdzie? Tego nikt nie wiedział. A zresztą, nie wypytywałam. Piotrek szybko wywietrzał mi z głowy. Tym bardziej że dorosłość szybko wyleczyła mnie z marzeń o dostatnim i ciekawym życiu.

Zgodnie z wykształceniem podjęłam pracę fryzjerki w pobliskim miasteczku. Tyle tylko, że i do tego też nie miałam talentu. Jasne, znałam się na najnowszych trendach dotyczących cięć i czesania, ale gdy próbowałam wcielić je w życie, jakoś nie wychodziło. Zarabiałam więc mało, a do tego musiałam znosić narzekania klientek i wybuchy złości szefowej. Cud, że po kilku miesiącach jeszcze nie wyleciałam!

Właśnie taka scena rozgrywała się w naszym salonie fryzjerskim tamtego wiosennego dnia, kiedy nie wyszły mi pasemka na głowie ważnej pani urzędniczki z magistratu. Klientka żaliła się szefowej, która miotała na mnie gromy.

I wtedy, na ulicy, dokładnie na wprost naszej witryny, zaparkowało czarne bmw. Otworzyły się drzwi kierowcy i z limuzyny wysiadł mocno zbudowany facet ubrany w garnitur. Obszedł samochód i skierował się do wejścia. Brzęknął dzwonek i mężczyzna wkroczył do środka. Ujrzałam swoje odbicie w jego okularach, kiedy zatrzymał na mnie spojrzenie.

Wszyscy zamilkli. A on posłał mi promienny uśmiech.

Był dla mnie wybawieniem

– Nie poznajesz mnie, śliczna? – spytał, zdejmując okulary. – To ja, Piotrek. Zabieram cię z tej nory.

W tamtym momencie poszłabym za nim w ogień. I okazało się, że dokładnie to zrobiłam… Wyprowadził mnie z zakładu, trzymając za rękę, i usadził na kremowej skórze swojego samochodu. Ani szefowa, ani jej pomocnik nie wydusili z siebie słowa.

Ślub odbył się już miesiąc później. Huczny, bogaty, że aż sąsiadom opadły szczęki. Drużbami Piotrka byli tak samo eleganccy jak on i tak samo barczyści mężczyźni w luksusowych bmw i mercedesach.

– Czym się zajmujesz? – spytałam kilka dni wcześniej, kiedy podjechaliśmy do najelegantszego salonu mody ślubnej po odbiór mojej sukni.

– A czy to ważne?

Rzeczywiście, jakie to ma znaczenie? Nie pytałam więcej.
Zamieszkaliśmy w jego nowym domu na obrzeżach Krakowa. Kilka pokoi, duży salon i kuchnia, garaż na dwa auta. Piotrek obiecał, że jak zrobię prawko, to kupi mi coś w sam raz na dojazdy do kosmetyczki i solarium.

Rany, jaka ja byłam szczęśliwa! Czułam się jak w bajce o Kopciuszku. A już zaczynałam się obawiać, że zmarnuję swoje życie jak mama. Jeśli jednak myślicie, że to bogactwo, które dotąd widziałam tylko w telewizji, mnie onieśmieliło – jesteście w błędzie! Szybko obrosłam w piórka. Zupełnie jakby rola księżniczki była mi zawsze pisana.

Ten wieczór otworzył mi oczy

Wcześniej nie widywałam zbyt często kolegów Piotra. Siedziałam w domu, biegałam po zakupy i do fitness klubu, a on robił te swoje tajemnicze interesy. I właśnie musieli z sukcesem zakończyć jeden z nich, bo mąż zapowiedział, że na wieczór zaprosił paru kumpli, więc może zrobiłabym coś na kolację. Postarałam się. Słabo gotuję, ale w sałatkach jestem niezła. Pół dnia siekałam. A potem włożyłam najnowszą kieckę.

Wpadli do domu jak stado wesołych szczeniąt. Młodzi, zapalczywi, buchający testosteronem. Myślałam, że przyprowadzą swoje partnerki, ale okazało się, że to męska impreza, na której ja robiłam za służącą. Alkohol lał się strumieniami i atmosfera szybko zaczęła stawać się mroczna. Chłopcy dokazywali, demolując wypieszczone przeze mnie wnętrza, klęli siarczyście, ktoś nawet zarzygał moje róże w ogródku.

Patrzyłam na to, czując, że jeśli teraz nie pokażę pazura, to takie popijawy będę musiała znosić często. Czekałam więc na odpowiedni moment. Pojawił się, kiedy na stół wjechała kolejna porcja alkoholu, a wszyscy mieli już ewidentnie dość.

– Chyba przeginacie?! – podniosłam głos. – Nie zgadzam się na takie akcje w moim domu!

Mąż mnie upokorzył

Na moment zapadła cisza. Nikt się jednak nie speszył, wszyscy raczej patrzyli wyczekująco na Piotra, jakby ciekawi jego reakcji. I reakcja nastąpiła.

– Lubisz tańczyć, co? – wycedził. – To zrób tutaj striptiz.

Aż mnie zatkało. Bezczelny! Niewiele myśląc, spoliczkowałam go. Chciałam się odwrócić i wyjść, ale z nóg ściął mnie cios jego pięści. Padłam mu u stóp ze złamanym nosem, a towarzystwo aprobująco zamruczało.

– Tańcz!

Byłam tak przerażona, że zrobiłam, co kazał. Zalewając się krwią z nosa, zaczęłam się przed nimi pokracznie wyginać. Zdjęłam szpilki i kieckę. Pochlipując z upokorzenia, zaczęłam odpinać biustonosz.

– Widzę, że się rozkręcasz – zakpił Piotr. – Ale już starczy. Do pokoju!

Płakałam przez całą noc, zastanawiając się, jak od niego uciec. Zrozumiałam jednak, że on mi na to nie pozwoli. Stałam się jego własnością. Jak mogłam być taka głupia? Przecież to gangster! Cała ogłada, jaką mnie ujął na początku, była tylko otoczką. W środku Piotrek pozostał sobą – mściwym i agresywnym draniem, który nikomu nie przepuści. Chciałam uwolnić się od przemocy i biedy w rodzinnym domu, a trafiłam z deszczu pod rynnę.

Rzucił kasą na przeprosiny

Był już ranek, kiedy do pokoju wtoczył się Piotr. Był skacowany, miał przekrwione oczy.

– Sorry, maleńka, poniosło mnie wczoraj – wysapał, podając mi wyjęty z kieszeni rulon banknotów. – Weź taryfę i jedź do szpitala, żeby naprostowali ci nosek. A potem kup sobie coś ładnego.

Następnie zwalił się w butach na łóżko, a ja się przebrałam i zadzwoniłam po taxi.

Nocne lęki rozwiały się nieco i postanowiłam pójść za jego radą. Ucieczka? Gdzie? Za co? Chyba lepiej już od czasu do czasu przymknąć oko, a nawet oberwać. Tak jak moja matka. Tyle że ja mogę przynajmniej iść potem na duże zakupy. Więc może jednak udało mi się spełnić marzenia?

-->