„Wolałam zamieszkać kątem u sąsiadki niż z własną córką. Ta niewdzięcznica marzyła o tym, bym odjechała windą do nieba”

„Basia postanowiła, że zrobi ze mnie swoją darmową służącą. Nie miałam niestety pieniędzy na wynajęcie mieszkania. Ceny kawalerek były ogromne, a ja nie chciałam mieszkać w jakiejś zrujnowanej klitce za ponad dwa tysiące złotych miesięcznie. Propozycja Jasi jawiła mi się jak spełnienie marzeń”.

Z moją córką Basią zawsze miałam dobre relacje, chociaż mąż uparcie przekonywał mnie, że daję się wykorzystywać, rozpuszczam ją i pozwalam sobie na za dużo. Basia była naszym jedynym dzieckiem, więc kogo innego miałam rozpuszczać?

Kochałam córkę całym sercem

Urodziła się po długich staraniach o dziecko, więc mój zachwyt nią zaczął się już, gdy była w moim łonie.

– Musiałaś bardzo walczyć, żeby się tu dostać i zostać. Napracowałaś się! Wynagrodzę ci to, obiecuję – mruczałam do córeczki, głaszcząc brzuch ciążowy.

Byłam tak szczęśliwa, że zostanę mamą, że przelałam swoją wdzięczność na dziecko. Tak, byłam jej wdzięczna za to, że w ogóle jest, że żyje. Przez pierwsze lata łatwo zachwycać się małym rumianym szkrabem, ale mój zachwyt nie mijał. Gdy Basia osiągnęła wiek przedszkolny, mąż zaczął o niej wymagać. Żeby sprzątała zabawki, żeby odnosiła talerzyk do kuchni po kolacji, żeby podlewała kwiatki. Uważałam, że to za dużo dla tak małego dziecka.

– Karolina, ona chyba powinna się uczyć, że należy po sobie sprzątać. Chcesz wychować księżniczkę, która będzie wymagała obsługi przez całe życie?

– Jeszcze się w życiu nasprząta, daj jej spokój, mała jest – argumentowałam.

Basia faktycznie nie miała żadnych obowiązków, ale no litości, który przedszkolak je ma? Gdy poszła do szkoły podstawowej, siłą rzeczy musiała odrabiać lekcje, więc też nie obciążałam jej obowiązkami domowymi.

– Karola, litości, ona ma już osiem lat. Ja w jej wieku musiałem już sprzątać swój pokój i wychodzić na spacery z psem – denerwował się mąż.

– A tam, daj spokój, ja to przecież zrobię znacznie szybciej. I gdzie zamierzasz puścić ośmiolatkę z psem? Na ulicę? Samą? Zwariowałeś?

Coraz częściej się kłóciliśmy

Niestety, na każdym etapie rozwoju Basi umiałam znaleźć argumenty za tym, żeby nie musiała nic robić. Teraz widzę, że to był błąd. Wtedy byłam przekonana, że jestem dobrą, czułą i wyrozumiałą matką.

– Mamo, będę organizować imprezę, możecie gdzieś wyjść tego dnia? – rzuciła mi któregoś dnia córka, gdy miała już osiemnaście lat.

– Pewnie możemy, pojedziemy do ciotki Ewy może – odpowiedziałam.

– Dzięki! A następnego dnia o której wrócicie? Bo pomogłabyś mi ze sprzątaniem…

– No nie wiem, może koło południa? Tak ci będzie pasować? – zaproponowałam.

– I może jeszcze matka ci cały catering na imprezę przygotuje i będzie serwować drinki? – zdenerwował się mąż. – Ty robisz imprezę, ty organizujesz i ty sprzątasz!

– Oj Jacek, przestań, niech się dziewczyna bawi. Już nie pamiętasz, jak to było w tym wieku?

– Pamiętam doskonale! Mogłem sobie pomarzyć o tym, że rodzice na zawołanie zostawią mi wolny dom, żebym mógł sprosić wszystkich kolegów! A co dopiero jeszcze po nas posprzątają! Na podwórkach się bawiło, może na szkolnych potańcówkach, jak już były organizowane, ale kto to słyszał, żeby smarkaczom cały dom oddawać?

Basia przewróciła oczami i wyszła, rzucając tylko na odchodne:

– No i nic dziwnego, że wyrósł z ciebie ojciec, który nie ufa swojemu dziecku i tylko by je musztrował. Na szczęście mama jest normalna.

Córka często rzucała mu jakieś złośliwe uwagi, gdy tylko wymagał od niej czegokolwiek. Niestety, nie byłam dla niego wsparciem. Zawsze stałam po stronie Basi i prosiłam Jacka, żeby odpuścił. Dzisiaj płacę za to swoją cenę.

Nadal wyręczałam ją we wszystkim

Od kilku lat jestem już wdową. Basia ma czterdzieści lat, męża, dzieci… Przez długi czas myślałam, że mogę być z niej naprawdę dumna. Że moje metody wychowawcze okazały się być słuszne, skoro córka i tak świetnie ułożyła sobie życie. Była taka dorosła i dojrzała!

– Ładna mi dorosłość, skoro nadal finansujesz jej wszystkie zachcianki! – parskał mąż w ostatnich latach swojego życia. – Tylko teraz płacisz nie tylko za jej wakacje, ale też za wnuki i zięcia.

– Aj tam, mam pieniądze i się nimi dzielę. Z kim mam się dzielić, jak nie z własnym dzieckiem? – dziwiłam się.

– Dzielić to jedno. Utrzymywać niedojrzałą smarkulę, która bawi się w dorosłość, to już coś innego! – denerwował się na mnie.

Faktycznie, dużo kontrybuowałam w wydatkach Basi i jej rodziny, ale wydawało mi się to być oczywiste. Jako nauczycielka córka nie zarabiała dużo, a jej mąż pracował jako wolny strzelec, co oznaczało, że raz miał pieniądze, a raz ich nie miał. Dlaczego wnuki miały nie jeździć na wakacje, bo rodziców nie stać? Przecież babcię stać!

W swojej karierze dorobiłam się nie najgorszych pieniędzy, dlatego było mnie stać na pomoc córce. Basia bardzo to doceniała. Jej zachwyty i podziękowania, którymi zawsze mnie obdarzała, były jak miód na moje serce i wynagradzały mi wszystkie rachunki. Niestety, choroba męża pochłonęła większość naszych oszczędności. Skończyło się luksusowe życie Basi na nasz koszt. Musiałam coraz częściej jej odmawiać. Niby rozumiała, ale bolał mnie zawód w jej oczach. Czułam się wtedy, jakbym sama zawiodła jako matka.

Zrobiła ze mnie służącą

Jacka nie udało się uratować. Podstępna choroba odebrała nam go, pomimo usilnych starań i ogromnych pieniędzy wydanych na nowoczesne terapie. Aby spłacić długi, których się nabawiłam, musiałam sprzedać mieszkanie. Zresztą i tak nie chciałam już w nim mieszkać sama. Pieniądze z nieruchomości pozwoliły mi na spłatę kilku długów i jeszcze zachowanie oszczędności na „czarną godzinę”. Zamieszkać miałam z Basią, która nawet ucieszyła się na tę perspektywę. Niestety, wkrótce dowiedziałam się dlaczego.

– Mamo, zostawiam ci tu listę rzeczy do zrobienia na dziś. Skoro nie chodzisz już do pracy i mieszkasz tu za darmo, to mogłabyś posprzątać, zrobić pranie, ugotować obiad i lancze do pracy dla Karola – ordynowała mi Basia.

– Córcia, pewnie, że pomogę, ale nie wiem, czy dam radę zrobić to wszystko. Już swoje lata mam, nie pracuję tak szybko, jak kiedyś – zaniepokoiłam się.

– Na pewno dasz radę – skwitowała tylko córka i wzruszyła ramionami.

Po miesiącu takiej rutyny miałam serdecznie dosyć. Bolało mnie całe ciało, ze zmęczenia ledwo widziałam na oczy. Wieczorami kładłam się do łóżka i zasypiałam w kilka sekund – tak wykończona byłam. Basia postanowiła po prostu, że zrobi ze mnie swoją darmową służącą.

Nie miałam niestety pieniędzy na wynajęcie mieszkania. Ceny kawalerek były ogromne, a ja nie chciałam mieszkać w jakiejś zrujnowanej klitce za ponad dwa tysiące złotych miesięcznie. Tyle wynosiła praktycznie cała moja emerytura (która i tak nie należała do najmniejszych). W ten sposób szybko pozbawiłabym się oszczędności. I co dalej?

Zależało jej tylko na pieniądzach

– Karolina, przenieś się do mnie – namawiała mnie sąsiadka ze starego bloku, Jasia.

– No co ty, tak po prostu? Przecież nie mogę! – broniłam się.

– Dlaczego? Mam duże mieszkanie, Staśka już nie ma, smutno mi tu samej. Zmieścimy się obydwie, dostaniesz swoją sypialnię. Jak widzisz, od lat stoi pusta, zrobiłam z niej graciarnię, której zupełnie nie potrzebuję – nęciła.

– Ale co powiem Basi?

– Że wynajęłaś u mnie pokój, bo masz tu bliżej do swojej parafii, do swojego lekarza… Oczywiście żadnych pieniędzy za wynajem od ciebie nie chcę, rachunki i czynsz podzielimy na dwa według zużycia. Wyjdzie może z czterysta złotych miesięcznie. Karolcia, ona cię wykończy! Na stare lata powinnaś odpoczywać, a nie pracować jeszcze ciężej niż przed emeryturą!

Rozważałam tę propozycję przez kilka następnych dni. Byłam tak wykończona, że perspektywa słodkiego nieróbstwa w ładnym, powojennym mieszkaniu Jasi jawiła mi się jak spełnienie marzeń. Gotowałybyśmy na zmianę i tylko dla siebie, miałabym z kim porozmawiać, z kim pójść do kina czy po zakupy. Sprzątać musiałabym tylko po sobie, bo w domu nie było żadnych „zabieganych” młodych i małych tajfunów w postaci dzieci. Czarę goryczy przelały słowa córki, które podsłuchałam któregoś dnia.

– Mama już i tak długo nie pożyje, wytrzymaj. Wiem, że ma sporą polisę, to jeszcze z niej dostaniemy jakieś pieniądze. Wiem, że jest ciężko, odkąd nie pracuje i nie ma ojca, ale jakoś sobie poradzimy. Przeczekamy – szeptała Basia do swojego męża.

To wtedy zdecydowałam, że posłucham przyjaciółki. Czułam się głęboko zraniona tym, że po tych wszystkich latach wsparcia i podawania gwiazdek z nieba na talerzu, córka traktowała mnie tylko jak służkę i bankomat. Basia, oczywiście, była bardzo niezadowolona, że się wyprowadzam. Mruczała pod nosem coś o dachu nad głową za darmo i niewdzięczności, ale postanowiłam, że puszczę to mimo uszu.

To ja tu jestem niewdzięczna? Dobre sobie! Bez mojego wsparcia finansowego i etatu niani, sprzątaczki i kucharki, córka w końcu będzie musiała wydorośleć. Tak, jak przewidział mój świętej pamięci mąż. I niech lepiej nie podskakuje, bo pieniądze z polisy mogę w każdej chwili przepisać na Jasię!

-->