„Teściowa od początku kopała pode mną dołki, bo wymarzyła sobie inną synową. Ale to, co wywinęła ostatnio, to już przesada”

„– Nie zaszkodzi sprawdzić. Jak się maluch urodzi, powinieneś natychmiast zrobić badanie DNA. Tak po cichu, żeby Martyna o niczym nie wiedziała. Jak się okaże, że to ja mam rację, będzie pretekst do rozwodu. A Kasieńka ciągle jest sama… Czeka na ciebie… – przekonywała”.

Teściowa od początku mnie nie lubiła. Wykorzystywała każdą okazję, żeby mnie w jakiś sposób poniżyć czy skrytykować. Denerwowało mnie to i bolało, ale milczałam, bo nie chciałam awantur. Poza tym liczyłam na to, że w końcu pogodzi się z tym, iż to ja zostałam żoną Marka, a nie córeczka jej najlepszej przyjaciółki, którą upatrzyła sobie na synową. Kiedy więc zaczynała się czepiać, tuliłam uszy po sobie i czekałam, aż skończy, lub starałam się zmienić temat. Ale wszystko ma swoje granice.

Nie chciałam podsłuchiwać, tak wyszło

To było dwa miesiące temu. Teściowa wprosiła się do nas na niedzielny obiad. Wcześniej broniłam się przed takimi wizytami rękami i nogami, ale na tę chętnie się zgodziłam. Uznałam, że to najlepszy czas, by dowiedziała się, że za kilka miesięcy zostanie babcią. Długo staraliśmy się z mężem o dziecko i w końcu się udało! Spodziewałam się, że gdy usłyszy nowinę, to oszaleje ze szczęścia, spojrzy na mnie łaskawiej i zakopie topór wojenny. Zwłaszcza że Marek jest jedynakiem i na inne wnuki teściowa nie może liczyć. Tymczasem ona nawet się nie uśmiechnęła. Zapytała tylko, czy jestem pewna, a potem… zaczęła krytykować mojego kurczaka. Że niedopieczony, źle przyprawiony i w ogóle nie do jedzenia.

– Może wstawisz go jeszcze na pół godziny do piekarnika? A wcześniej posypiesz papryką? – zapytała z jadem w głosie. Ciśnienie skoczyło mi chyba do dwustu, bo kurczak był świetny, ale jak zwykle nie odezwałam się słowem. Pozbierałam talerze i poszłam do kuchni.

– Mamo, dlaczego skrytykowałaś Martynę? Przecież mięso było pyszne! – dobiegł mnie z salonu głos męża.

– Pyszne może nie, ale zjadliwe – burknęła.

– To dlaczego powiedziałaś, że nie? I wysłałaś ją do kuchni?

– Bo chciałam, żebyśmy zostali sami. Musimy porozmawiać – zniżyła głos do szeptu. Nie mam zwyczaju podsłuchiwać, ale wtedy coś mnie tknęło. Wyszłam cichutko do przedpokoju, stanęłam za drzwiami. Czułam, że teściowa szykuje jakąś bombę. I nie pomyliłam się.

– Synku, czy jesteś pewien, że Martyna urodzi twoje dziecko? – wypaliła, gdy mąż zapytał, o co chodzi. Aż podskoczyłam. Spodziewałam się ataku, ale nie takiego.

W pierwszej chwili chciałam przerwać tę rozmowę, ale się powstrzymałam. Chciałam wiedzieć, do czego jeszcze się posunie. I jak zareaguje mąż. Policzyłam więc do dziesięciu, żeby się uspokoić i nadstawiłam ucha.

Dość tego! Co za dużo to niezdrowo

– Że co? Oczywiście! Trochę to trwało, bo, jak wiesz, miałem pewne kłopoty… Ale leczyłem się i jak widać przyniosło to pożądane efekty – odparł Marek.

– A jeśli to nie leczenie tylko skok w bok? Oczywiście wierzę w medycynę, ale jakoś nie ufam twojej żonie. Zawsze ci mówiłam, że źle wybrałeś. Na pewno się z kimś puściła i teraz wmawia ci, że to ty jesteś ojcem. A nie ma nic gorszego, niż wychowywać cudze dziecko… Nie wiadomo, co z takiego wyrośnie… Zwłaszcza że matka niepewna…

– Daj spokój, mamo, dziecko jest moje i już! – przerwał jej mąż.

– Oczywiście, oczywiście… Ale nie zaszkodzi sprawdzić. Jak się maluch urodzi, powinieneś natychmiast zrobić badanie DNA. Tak po cichu, żeby Martyna o niczym nie wiedziała. Jak się okaże, że to ja mam rację, będzie pretekst do rozwodu. A Kasieńka ciągle jest sama… Czeka na ciebie… – ciągnęła niezrażona teściowa.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Nie byłam już w stanie dłużej słuchać tych oskarżeń i bzdur. Jak burza wparowałam do salonu i stanęłam przed teściową.

– Długo pozwalałam się poniżać i krytykować… I znosiłam to wszystko w milczeniu… Robiłam to dla Marka, żeby nie było mu przykro. Bo wiem, że bardzo panią kocha. Ale dość tego! Co za dużo to niezdrowo! – tupnęłam nogą.

– Słucham? Nie rozumiem, o co ci chodzi – naburmuszyła się.

– Wszystko słyszałam! „Puściła się… zrób badania… pretekst do rozwodu… Kasieńka czeka…”. Wiedziałam, że jest pani wredna, ale nie sądziłam, że aż tak… – ciągnęłam przez zaciśnięte zęby.

Mąż zerwał się z krzesła i próbował mi przerwać, ale mu się nie udało. Posadziłam go z powrotem za stołem i znowu odwróciłam się do teściowej. Na jej twarzy malowało się zdumienie. Chyba nie mogła uwierzyć, że odważyłam się z nią rozmawiać w ten sposób. To tylko dodało mi animuszu.

Czy to da jej do myślenie? Zobaczymy…

– Jak już wspomniałam, nie zamierzam dłużej godzić się na takie traktowanie. Dlatego czas zakończyć naszą znajomość. To ostatni raz, kiedy się widzimy. Jeśli się pani będzie chciała spotkać z synem, proszę zaprosić go do siebie. A wnuka nigdy pani nie zobaczy! Na szczęście ma drugą babcię. Dobrą, ciepłą opiekuńczą, a nie taką, która tylko pluje jadem i sieje ferment – wycedziłam i zanim zdążyła coś dopowiedzieć, zamknęłam się w sypialni i włączyłam telewizor na cały regulator.

Bałam się, że będzie coś wykrzykiwać za drzwiami, a nie miałam ochoty tego słuchać. Wyszłam dopiero wtedy, gdy Marek odwiózł ją do domu.

– Dlaczego tak naskoczyłaś na mamę? – zapytał po powrocie. – Wiem, że nieraz dała ci popalić, a te dzisiejsze oskarżenia i podejrzenia bardzo cię zabolały, ale ona już taka jest… Musi sobie pogadać, ponarzekać, poszukać dziury w całym. Myślałem, że przywykłaś.

– To się pomyliłeś. A twoja mamusia? Niech sobie gada, narzeka… Niech sobie robi, co chce. Byle z dala ode mnie. Mówiłam poważnie, nie chcę jej więcej oglądać na oczy. W moim stanie nie wolno mi się denerwować.

– Ale na mnie nie jesteś zła? Przecież słyszałaś, że przez cały czas broniłem cię jak lew! Ja wiem, że to dziecko jest moje!

– Słyszałam, słyszałam… Dlatego twoje rzeczy są ciągle w szafie, a walizki na pawlaczu. Gdybyś zachował się inaczej, byłyby już w drodze do mamusi. Razem z tobą – uśmiechnęłam się słodko.

Od tamtej pory nie widziałam już teściowej. I jestem z tego powodu szczęśliwa. Wreszcie nikt mnie nie krytykuje, nie rozstawia po kątach. A i mąż odwiedza ją rzadziej niż kiedyś. Gdy dzwoni i zaprasza go do siebie, wykręca się jak piskorz. Mówi, że nie ma czasu lub jest w pracy, choć tak naprawdę siedzi w domu na kanapie i ogląda telewizję. Zastanawiam się, czy takie zachowanie syna zmusi teściową do myślenia. Może w końcu zastanowi się nad swoim postępowaniem i zrozumie, że powinna się zmienić? Może nawet mnie przeprosi?

-->