Przez kilka dni opiekowałam się starszą sąsiadką, ale pewnego dnia odmówiłam jej pomocy, po tym jak się odwdzięczyła.

Od dzieciństwa mieszkam na wsi. Wielu moich znajomych po studiach rozpoczęło życie w mieście, ale ja wolałam wrócić do rodzinnego domu i tu rozpoczęłam swoje życie zawodowe i rodzinne. Na wsi mam sąsiadkę, panią Danusię. To starsza kobieta, więc normalną koleją rzeczy było kiedy zeszłego lata zachorowała na serce.

Jej dzieci wyprowadziły się kilkaset kilometrów, do miasta, a ona biedna została całkiem sama. Żadna z córek nie mogła zabrać jej do siebie, ponieważ nie mają warunków lokalowych, poza tym, z tego co wiem, nie jest im łatwo. Dlatego staram się pomagać pani Danucie jak tylko mogę, a ona zdaje się to wykorzystywać.

Pani Danusia często woła mnie przez płot, chce, żebym kupiła jej chleb albo wędlinę, czasem mnie prosi o wykupienie recepty albo po prostu o rozmowę. Nie zawsze mam czas, mam pod opieką dwójkę małych dzieci, swój biznes i obowiązki domowe, ale za każdym razem, gdy jadę do miasta, pytam sąsiadki czy czegoś potrzebuje.

Opiekowałam się nią przez 2 tygodnie, gdy było z nią najgorzej, siedziałam przy niej, gotowałam jej obiady i karmiłam ją trzy razy dziennie. Kiedy poczuła się lepiej, wróciłam do swoich codziennych obowiązków, ale po tym czasie pani Danusia stała mi się trochę bliższa.

Każdego dnia, gdy widziała mnie na podwórku, zagadywała do mnie, interesowała się moim życiem, a kiedy jedna z córek przyjechała wraz z dziećmi w odwiedziny, zaprosiła moje dzieci do wspólnej zabawy. Moi synowie wrócili po godzinie strasznie smutni, ale nie powiedzieli co się stało.

Dopiero wieczorem, gdy delikatnie ich wypytałam, przyznali, że sąsiadka podczas zabawy dzieci podała im lody, ale moim synom nie dała nawet kawałka. Wtedy uznałam, że lepiej będzie, jeśli nie będą już tam chodzić. Córka siedziała u pani Danuty jeszcze tydzień i w tym czasie zorganizowali wieczorne ognisko, na które zaprosili również mnie i rodzinę, ale nie poczęstowali nas ani kawałkiem kiełbasy. Mogłam wziąć swoje, oczywiście, ale była niedziela, a poza tym, zaprosili nas w ostatniej chwili.

Kiedy córka pani Danusi wyjechała, sąsiadka zawołała mnie przez płot i poprosiła, bym pojechała do miasta po masło, bo jej się skończyło. Odparłam jej wówczas, że już jest późno i właśnie idę kłaść dzieci do spania, a potem dodałam, że o maśle mogła pomyśleć, gdy córka kupowała kiełbasy na ognisko.

Od tamtego wieczoru pani Danuta nie mówi mi nawet dzień dobry. Oczywiście nie mam do niej pretensji, ale nie mam zamiaru być jej służącą, szczególnie wtedy, gdy nawet nie potrafi docenić mojej pomocy.

-->