„Adam traktował moją córkę jak kopciucha, a swoją jak księżniczkę. Chciałam, żeby Agatka miała ojca, ale dostała tyrana”

„Starałam się traktować dziewczynki jednakowo. Adam nawet się nie próbował. Wręcz przeciwnie. Im dłużej u niego mieszkałyśmy, tym bardziej dało się zauważyć, jak traktował dziewczynki. Wiktoria była córeczką, Agata, jeśli nie popychadłem, to kimś, kogo w ogóle nie zauważał”.

– Agatka, pakuj swoje zabawki, wyprowadzamy się – oznajmiłam córce po kolejnej kłótni z partnerem.

Mała patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, w których malowało się niedowierzanie, zaskoczenie, ale i coś w rodzaju radości.

– Naprawdę? – spytała cicho.

– Naprawdę – przytaknęłam i sama zaczęłam się pakować.

Podjęłam już decyzję – nie pozwolę pomiatać swoim dzieckiem, nie pozwolę traktować jej jak kopciuszka. Miałam szczęście, że nie sprzedałam ani nie wynajęłam swojego mieszkania. Adam na to nalegał, kiedy się do niego wprowadzałam, ale ja, sama nie wiem, co wtedy myślałam, w każdym razie nie chciałam tego zrobić.

Kiedy podjęliśmy z Adamem decyzję o wspólnym zamieszkaniu, oboje byliśmy po przejściach. Jego żona uciekła pięć lat temu za granicę z kochankiem, zostawiając mu pod opieką córeczkę. Ja miałam za sobą kilka lat samotnego wychowywania Agatki i borykania się ze wszystkimi problemami bez niczyjej pomocy.

Pragnęliśmy być razem, wspólnie wychowywać nasze córki. Wtedy byłam przekonana, że oboje robimy to świadomie, że zarówno ja, jak i Adam zdajemy sobie sprawę z tego, na co się decydujemy.

Wprowadziłam się do Adama już jako jego narzeczona, z pierścionkiem zaręczynowym na palcu. Nasze dziewczynki były w podobnym wieku, nawet się lubiły, więc zakładałam, że wszystko się ułoży, że uda nam się stworzyć dla nich rodzinę. Szybko jednak zostałam sprowadzona na ziemię. I to bynajmniej nie przez dzieci.

To Adam okazał się problemem, to on wprowadzał do naszej rodziny zasadę „równy i równiejszy”. Co gorsza, w ogóle nie zdawał sobie z tego sprawy, on nie widział, co robi. A może tylko udawał, sama już dzisiaj nie wiem.

Musisz pamiętać, że teraz masz w domu dwoje dzieci

Początkowo nawet nie zwróciłam uwagi na to, jak różnie Adam traktuje nasze córki. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy po kilku tygodniach, to, że Adam przed wyjściem do pracy całuje tylko Wiktorię. Tak samo po powrocie.

Również tylko ją pyta, jak było w szkole i co tam ciekawego słychać. Agata usiłowała zabiegać o jego uwagę, ale kiedy wtrącała się w rozmowę, kiedy pragnęła opowiedzieć o jakichś swoich ważnych sprawach, Adam w ogóle jej nie słuchał, nie odpowiadał. Raz nawet warknął na nią nerwowo:

– Nie wtrącaj się, zajmij się czymś.

Oczy Agaty zrobiły się wtedy wielkie i mokre. Stała przez moment jak wmurowana w podłogę, potem odwróciła się i uciekła do swojego pokoju. Chyba już wtedy powinnam była zareagować. Zrobiłam błąd, bo milczałam, udawałam jak głupia, że nic złego się nie dzieje. A działo się, przecież zdawałam sobie z tego sprawę.

– Wujek to mnie chyba nie lubi, mamo – powiedziała któregoś dnia Agatka.

– Dlaczego tak myślisz ? – spytałam.

Moja córeczka wzruszyła szczupłymi ramionkami.

– Zachowuje się tak, jakby mnie nie widział, on chyba wolałby, żeby mnie w ogóle nie było.

– No co ty, tak ci się tylko wydaje, kochanie – próbowałam ją pocieszyć. – Po prostu wujek musi się przyzwyczaić, że teraz ma dwie córeczki.

– On chyba nie chce mieć dwóch – szepnęła moja córka bardzo cicho.

Agatka zawsze bardzo pragnęła mieć ojca, kilka razy powtarzała, że Wiktoria będzie jej siostrą, a Adam tatusiem. Ona swojego tatusia nie znała i chyba odrobinę zazdrościła Wiki. Niestety, wyglądało na to, że nic, co wcześniej deklarował Adam, nie miało pokrycia w rzeczywistości.

Od tej pory uważniej obserwowałam swojego partnera i zaczęłam dostrzegać drobiazgi, które niezbyt mi się podobały. Milczałam jednak, nie chciałam wszczynać sporów, chyba sama czekałam na to, że się przyzwyczai, pokocha Agatę, zaakceptuje jako córkę. Liczyłam na to, że wszystko samo się ułoży. Nie układało się jednak.

Ale pewnego dnia Adam przyniósł czekoladę, jedną, i wręczył ją oczywiście Wiktorii, nie wspominając słowem, żeby się podzieliła z Agatą, aż się we mnie zagotowało. Moja córka patrzyła na to w milczeniu i miała bardzo smutny wzrok.

Co prawda Wiki natychmiast podzieliła się słodkościami z przybraną siostrą, ale to nie było to samo. Adam po prostu o mojej córce nie pamiętał, lekceważył jej obecność.

– Adam, powiedz mi, dlaczego kupiłeś tylko jedną czekoladę? – zapytałam go wieczorem.

– Nie rozumiem – spojrzał na mnie zdziwiony, jakby naprawdę nie rozumiał.

– Czego nie rozumiesz? – zaczynałam się denerwować. – Zadałam ci bardzo proste pytanie. W domu mamy dwoje dzieci, prawda? Mamy dwie córki. Dlaczego tylko jednej córce kupiłeś czekoladę?

Wzruszył ramionami.

– Przecież Wiki się podzieliła, poczęstowała Agatę.

– Ty chyba głupi jesteś – teraz już nerwy mi puściły. – Nie o to chodzi, czy Wiktoria ją poczęstowała, czy nie.

– Więc o co?

– O to, że ty o Agacie nie pamiętasz. Robisz różnice między dziewczynkami.

– Oj, dałabyś mi spokój. Może i trochę robię, ale to przecież Wiktoria jest moją córką, nie Agata, prawda?

Zatkało mnie. No prawda, nie da się zaprzeczyć, że prawda. Tylko że ja nigdy tak nie pomyślałam. Starałam się traktować dziewczynki jednakowo. I miałam nadzieję, mało nadzieję, byłam przekonana, że mi się to udawało.

Adam nawet się nie starał. Wręcz przeciwnie. Im dłużej u niego mieszkałyśmy, tym bardziej dało się zauważyć, jak różnie traktował dziewczynki. Wiktoria była córeczką, Agata, jeśli nie popychadłem, to kimś, kogo w ogóle nie zauważał. Kiedy dziewczynki zostawiły bałagan w pokoju, to właśnie Agata była natychmiast zapędzana do sprzątania.

– Kto to widział, żebyście miały taki bałagan! – słyszałam w kuchni podniesiony głos Adama. – Agata bierz się natychmiast za sprzątanie!

– Adam, jeśli dziewczyny razem bałaganią, to razem powinny sprzątać – zwróciłam mężowi uwagę wieczorem.

– O co ci znowu chodzi? – spojrzał zdziwiony.

– O to, co zrobiłeś po południu.

– Niby co?

– Kazałeś Agacie sprzątać pokój.

– I co w tym złego?

– Nic, ale powinny sprzątać obie.

– Znowu się czepiasz – Adam wzruszył ramionami.

– Agata jest starsza, więc nie rozumiem, o co ta wojna.

Usłyszałam, że przesadzam i się czepiam

Nie miałam już sił. Te dyskusje były bez sensu. Adam nie widział w swoim postępowaniu nic złego, nic niewłaściwego. Nie chciałam mu przypominać, że pomiędzy dziewczynkami jest tylko rok różnicy.

– Agata, dlaczego naczynia nie są powkładane do zmywarki? – słyszałam często podniesiony głos Adama już w drzwiach, kiedy wracałam z pracy.

Oczywiście Agacie nic by nie ubyło, gdyby te naczynia do zmywarki włożyła, ale dlaczego, skoro w kuchni siedziały obie z Wiktorią, Adam strofował tylko moją córkę? Za którymś razem nie wytrzymałam.

– Bardzo cię proszę, nie traktuj mojej córki jak kopciuszka – warknęłam, wchodząc do kuchni.

Najgorsze, że nie poczekałam, aż dziewczynki wyjdą, i Adam natychmiast zwrócił mi na to uwagę. Kłótnia wisiała w powietrzu. Agata i Wiktoria patrzyły na nas przestraszone.

– Mamusiu, ja już powkładam te naczynia – szepnęła Agata. – Wszystko zrobię, tylko się nie kłóćcie.

– Ja jej pomogę, ciociu – deklarowała natychmiast Wiktoria.

Tych naszych sprzeczek było z dnia na dzień coraz więcej. Wydawało mi się, że ja traktuję dziewczynki jednakowo, a Adam nie. On, kiedy się zdenerwował, zarzucał mi to samo. Miałam coraz bardziej dość, tym bardziej że widziałam smutną, coraz smutniejszą buzię mojej córki. Marzenie o szczęśliwej rodzinie jakoś się nie spełniało.

Ostatnio zauważyłam, że dziewczynki, które dotychczas dogadywały się całkiem nieźle, też zaczynają się kłócić. Chciałam zwrócić na to uwagę Adamowi, ale to też okazało się błędem. W odpowiedzi usłyszałam, że to wszystko jest moją winą, moją i Agaty.

Jego Wiktoria zawsze była grzeczną i dobrze wychowaną dziewczynką. To Agata jest konfliktowa i kłótliwa. No ale jaka ma być, skoro ja ciągle wszczynam spory, nic nigdy mi się nie podoba, o wszystko mam pretensje.

– Jaka matka, taka córka – zakończył swój długi i bolesny dla mnie monolog.

Już wtedy zaczęłam zastanawiać się nad wyprowadzką. Kochałam jednak Adama, nie chciałam znów zostać sama. Wybaczyłam mu. A on następnego dnia przyniósł mi kwiaty.

– Chyba za bardzo się uniosłem. Przepraszam, kochanie… – powiedział.

Odniosłam wrażenie, że od tej pory Adam starał się bardziej kontrolować. Jednak nie trwało to długo.
Po kilku tygodniach zaczęły się dyskusje na temat nauki. Agata nigdy nie należała do prymusów, nie jest wybitnie zdolna, każdy stopień musi sobie wypracować.

Jednak zawsze dawała sobie radę, mimo że nie jest w czołówce klasowej. Wiktoria natomiast od zawsze należała do tych najlepszych. Jest zdolną dziewczynką, ale nawet gdyby nie to, wymagania Adama były wysokie i mała bardzo się starała, aby im sprostać. Teraz Adam nagle zabrał się ostro za krytykowanie Agaty.

– Kto to widział, żeby dziewczynka miała takie słabe stopnie! – powtarzał jej. – Musisz więcej się uczyć. Jesteś leniwa. Powinnaś brać przykład z Wiki.

Agata słuchała tego, co mówił, siedziała nad książkami i była coraz bardziej przygaszona i coraz smutniejsza. Któregoś wieczora, kiedy Wiktoria dostała od ojca śliczną, nową sukienkę (ot tak, bez żadnej okazji), Agata rzuciła:

– Mamusiu, a może ja bym zamieszkała z dziadkami?

Zatkało mnie, przez długą chwilę nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu.

– Co ty mówisz, córeczko? – wyjąkałam w końcu. – Jak to u dziadków? Przecież to ja jestem twoją mamą, dlaczego wolisz mieszkać beze mnie?

– Ja nie wolę, ale… – zająknęła się

– Ale co, kochanie?

– Wiktoria powiedziała, że wujek Adam mnie nie lubi, i że wolałby, żebyście mieszkali we troje.

Miałam wrażenie, że dostanę zawału, ataku serca, wylewu, sama nie wiedziałam czego. Albo natychmiast wydrapię oczy Adamowi. Pobiegłam do salonu i wyzwałam go od ostatnich. Krzyczałam tak głośno, że sąsiedzi na pewno słyszeli. Obie dziewczynki siedziały w swoim pokoju i płakały.

– Skąd, ja nic takiego nie powiedziałem – wypierał się Adam.

– Może nie powiedziałeś tego głośno, ale swoim zachowaniem spowodowałeś, że Wiktoria tak właśnie myślała! – krzyczałam. – Mam dość. Wyprowadzamy się. Agata, pakujemy się.

„Zmieniłaś się, Małgosiu” – powiedział. Ja?!

Następnego dnia razem z córką przeprowadziłam się do naszego starego mieszkania. Adam nie próbował nas zatrzymywać. Nie ukrywam, że było mi z tego powodu bardzo przykro, bo w duchu na to właśnie liczyłam. Byłam przekonana, że w końcu przejrzy na oczy, zapewniał mnie przecież, że kocha, chciał się ze mną żenić.

Czyżby to były tylko pozory, udawanie?

Chyba tak, bo kiedy już na spokojnie powiedziałam mu, że chcę mieszkać sama z Agatką, stwierdził bez najmniejszych emocji w głosie:

– Może to i dobrze. Przecież już dawno nie możemy się porozumieć.

Popatrzyłam na niego w zdumieniu, a on dodał jeszcze.

– Zmieniłaś się ostatnio, Małgosiu.

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Ja się zmieniłam? Niby w jaki sposób objawiła się ta zmiana? Bo zaczęłam bronić własnego dziecka? A co on sobie wyobrażał? Że pozwolę nią pomiatać? Że będę sobie żyła z nim i nie zauważę nawet, że moja córka jest nieszczęśliwa? O nie! Nie chcę mieć nic wspólnego z mężczyzną, który nie potrafi albo nie chce pokochać mojego dziecka.

Od dwóch miesięcy mieszkamy z Agatką znowu tylko we dwie, w naszym starym, skromnym mieszkanku. Tęsknię jeszcze za Adamem, czasem popłaczę sobie w nocy, jak córka śpi i nie słyszy, ale nie chcę do niego wracać. Adamowi chyba jednak na mnie nie zależy, bo nie odezwał się ani razu, nie przyjechał, nie zadzwonił.

Oddałam mu pierścionek, a on przyjął go bez słowa. Mimo że za nim tęsknię, uważam, że podjęłam bardzo dobrą decyzję. Nie chcę, żeby moja córka była nieszczęśliwa, a zauważyłam, że nareszcie odżyła. Znowu zaczęła się śmiać i znowu jest wesoła.

-->