„Córka zamieniła moją drugą ciążę w piekło. Po porodzie płakała i krzyczała, że mam wyrzucić jej siostrzyczkę na śmietnik”

„Oboje z Grzegorzem nie mieliśmy pojęcia, co zrobić. Melka nie chciała rodzeństwa. Nieważne, czy miałaby to być siostrzyczka, czy brat, ona życzyła sobie pozostać jedynaczką. Krzyczała, płakała, tupała nogami, zarzucała nam, że nie zapytaliśmy jej o zdanie”.

–  Nie chcę, nie chcę, nie chcę! – nasza mała córeczka krzyczała, tupiąc z całych sił nogami. – Oddaj go, wyrzuć, ja nie chcę!

Oboje z Grzegorzem nie mieliśmy pojęcia, co zrobić. Amelka zawsze była grzeczna, posłuszna, dobrze się uczyła. Chwalona w przedszkolu, chwalona w szkole, podziwiana na lekcjach tańca, zdolna, śliczna i dobrze wychowana. Poświęcaliśmy jej dużo czasu, w końcu przez dziesięć lat była naszą ukochaną jedynaczką. I na dodatek, jak twierdził lekarz, mogło już tak pozostać na zawsze.

Krzyczała, płakała, tupała nogami

Pragnęliśmy jednak bardzo mieć jeszcze jedno dziecko. Oboje pochodzimy z wielodzietnych rodzin, nie chcieliśmy, żeby Amelka była sama. Kiedy po wielu latach starań wreszcie zaszłam w ciążę, nie posiadaliśmy się ze szczęścia. Nie przyszło nam nawet do głowy, że reakcja naszej córki może być zupełnie odmienna.

Melka nie chciała rodzeństwa. Nieważne, czy miałaby to być siostrzyczka, czy brat, ona życzyła sobie pozostać jedynaczką. Kiedy powiedzieliśmy jej, że w naszej rodzinie pojawi się dzidziuś, dostała istnej histerii. Krzyczała, płakała, tupała nogami, zarzucała nam, że nie zapytaliśmy jej o zdanie.

– Ja też mieszkam w tym domu, a nikt się ze mną nie liczy! – narzekała.

Byliśmy z Grześkiem w szoku, żadne z nas nie spodziewało się czegoś takiego. Kiedy spłakana i obrażona Amelka poszła w końcu spać, usiedliśmy w pokoju, żeby porozmawiać.

– Grzesiu, co my teraz zrobimy?

– Poczekamy – zdecydował mąż.

– Przejdzie jej, zobaczysz. Teraz jest po prostu zazdrosna.

– Musimy jej pokazać, że jest dla nas ważna – powiedziałam.

– O czym ty mówisz, Kasiu? Przecież ona wie, że jest ważna, i że ją kochamy. To już duża dziewczynka.

– Ale chyba boi się, żeby to się nie zmieniło. I to właśnie musimy jej pokazać, że dla niej nic się nie zmienia.

– Oj Kaśka, Kaśka – pokiwał głową Grzesiek. – Przecież to nieprawda. Dla nas wszystkich się zmienia i dla niej również. Jeszcze trochę, a będzie nas czworo. To spora zmiana.

– Już zaczynam się bać – szepnęłam, przytulając się do niego.

Chciała wzbudzić we mnie poczucie winy

Szybko okazało się, że miałam rację. Amelce wcale nie przeszło. Wręcz przeciwnie, jej wrogość do rodzeństwa narastała. Im mój brzuch robił się większy, tym zachowanie naszej córki się pogarszało. Dotychczas grzeczna i poukładana dziewczynka stała się złośliwa, pyskata i zbuntowana. Zaczęła przynosić ze szkoły coraz gorsze stopnie, chwilami miałam wrażenie, że specjalnie nie odrabia lekcji lub nie przygotowuje się do odpowiedzi, żeby zrobić nam, rodzicom, na złość.

– Amelko, dlaczego nie nauczyłaś się na sprawdzian? – spytałam, gdy znowu dostała jedynkę.
Córka w odpowiedzi wzruszyła ramionami i odpowiedziała:

– Przecież sama mówiłaś, że nie masz siły się ze mną uczyć.

Owszem, ciążę przechodziłam zdecydowanie ciężko, stale byłam zmęczona, lekarz kazał mi dużo leżeć.

– Przecież jesteś już dużą dziewczynką – próbowałam tłumaczyć.

– Możesz i potrafisz uczyć się sama.

– Nie chcę sama – prychnęła Mela i zamknęła się w swoim pokoju.

Tak się z nami droczyła! Wykorzystywała moje złe samopoczucie podczas ciąży, by wzbudzić we mnie poczucie winy. Szybko okazało się jednak, że to nie wszystko. Któregoś dnia po powrocie z wywiadówki Grzegorz usiadł ciężko w fotelu.

– Chyba mamy problem, Kasiu – powiedział zmartwiony.

Patrzyłam na niego w milczeniu i czekałam, co jeszcze powie. Nie miałam odwagi o nic go pytać.

– Mela źle się zachowuje w szkole – ciągnął Grzesiek. – Nie słucha nauczycieli, odpowiada niegrzecznie, wręcz pyskuje. Poza tym kłóci się z dziećmi, dokucza koleżankom. Wychowawczyni twierdzi, że to prawdopodobnie reakcja na twoją ciążę. Próbowała z nią rozmawiać, ale Melka nie chce.

– Jak to nie chce? – zdziwiłam się.

– Normalnie. Powiedziała nauczycielce, że nie będzie z nią, ani z nikim innym na ten temat rozmawiać – odparł mąż. – Ta sugerowała, żebyśmy zabrali małą do psychologa.

– Może spróbujmy…

Spróbowaliśmy. Amelka zaczęła chodzić na wizyty do psychologa dwa razy w tygodniu. To były kosztowne, prywatne wizyty, ale efektów nie widzieliśmy żadnych. Córeczka jakby zacięła się w sobie, zawzięła i ciągle była na nie. Powtarzała uparcie, że ona nie chce mieć rodzeństwa. W końcu pani psycholog stwierdziła, że dalsze wizyty są bezzasadne, jej zdaniem należy po prostu przeczekać najgorszy czas.

– Zobaczymy, co będzie, jak dziecko się urodzi – powiedziała. – Może wszystko samo się ułoży, często tak bywa. A jeśli nie, wrócimy do terapii.

Cóż mieliśmy robić? Czekaliśmy

W pewnym momencie musieliśmy zacząć kompletować wyprawkę. Do porodu zostało już niewiele czasu, trzeba było kupić chociaż podstawowe rzeczy. Pierwsze, drobne ciuszki chowałam w szafie, żeby Amelka nie widziała. W końcu jednak i tak musiałam je wyjąć, wyprać, wyprasować, przygotować, nie mogłam tego zostawiać na ostatni moment.

– Spróbuj zaangażować Amelkę do pomocy w układaniu. Przecież te szmatki są takie słodkie, jak dla lalki – radziła mi mama. – Może jej się spodoba. Dzieci lubią takie rzeczy.

Niestety nie spodobało się. Kiedy poprosiłam ją o pomoc, Mela nawet nie chciała o tym słyszeć.

– Przecież mówiłam, że nie chcę żadnego rodzeństwa! Nic nie będę dla niego robić! – rzuciła ze złością.

– Ale zobacz jakie to śliczne, malutkie… – przekonywałam ją. – No chodź, razem poukładamy.

– Moje ubrania też są śliczne.

– Tak, kochanie, twoje też…

– Ja też potrzebuję nowych rzeczy! – przerywała mi w pół słowa. – A ty tylko dla tego nowego dziecka kupujesz.

– Ale Melu, tobie przecież też kupiłam ostatnio spódniczkę.

– Jedną – wzruszała ramionami. – A dla dziecka całą reklamówkę.

Nie miałam już sił. Czułam się zmęczona, zdołowana, nie potrafiłam się nawet cieszyć moją wyczekaną ciążą. Kiedy w domu pojawił się wózek i łóżeczko, Amelia po powrocie ze szkoły przebiegła przez mieszkanie jak w furii i zamknęła się w pokoju. Tym razem Grzesiek do niej poszedł.

– Nienawidzę tego dziecka! – usłyszałam głos córki przez zamknięte drzwi. – Jeszcze go nawet nie ma na świecie, a już wszystko kręci się wokół niego. Mnie już wcale nie kochacie!

Na te słowa po twarzy popłynęły mi łzy

To naprawdę bolesne, słyszeć takie słowa od własnej córki. Grzegorz wyszedł bardzo zdenerwowany i nie pozwolił mi wejść.

– Zostaw ją – powiedział. – Idź, połóż się i odpocznij. Amelka jest już duża i dobrze wie, że ją kochamy. Robi to wszystko chyba tylko po to, żeby nam dokuczyć. Niech posiedzi sama i zastanowi się, co mówi.

Zbliżał się czas porodu. Myślałam, że na ten okres, kiedy będę w szpitalu, Amelkę zabierze moja mama, ale Grzesiek się nie zgodził.

– Wezmę urlop i dam sobie radę – zdecydował. – A mała niech zostanie w domu. Pojedzie do babci i zacznie wymyślać, że ją oddajemy albo coś.

– Przecież ona lubi być u babci – mruknęłam, ale nie nalegałam więcej, bo Grzesiek mógł mieć rację.

Kiedy wróciłam do domu, a właściwie wróciłyśmy we dwie z maleńką Alicją, Mela przywitała nas z rezerwą. Siedziała naburmuszona w kącie i nawet nie przyszła dać mi buzi. Odłożyłam na bok nosidełko z dzieckiem i wyciągnęłam ręce do starszej córki.

– Nie przywitasz się ze mną, kochanie? Strasznie się za tobą stęskniłam.

– Ja też mamusiu – dopiero teraz przytuliła się do mnie mocno.

W tej samej chwili z nosidełka rozległ się płacz. Amelka skrzywiła się.

 Chodź, pokażę ci siostrzyczkę – zachęciłam ją, ale Mela pokręciła głową i cofnęła się o dwa kroki.

– Nie chcę – mruknęła ze złością. – Ona mnie nie interesuje.

Chciałam czy nie, i tak musiałam zająć się małą. Melka zamknęła się w swoim pokoju i nie wyściubiła stamtąd nosa do wieczora. Przyszła dopiero na kolację. Obrzuciła leżące na kanapie dziecko niechętnym spojrzeniem.

– I co? – zapytała. – Teraz to ona będzie najważniejsza na świecie, tak?

Widziałam po twarzy męża, że ma ochotę krzyknąć na córkę. Dyskretnie kopnęłam go pod stołem, nie miałam sił ani na kłótnię, ani na płacz i histerie Amelii. Córka mierzyła nas zaczepnym spojrzeniem, jakby tylko czekała na jakieś nieopatrzne słowo, po którym może się rozpłakać.

– Teraz najważniejsze na świecie będą nasze dwie córeczki, Amelka i Ala – powiedziałam.

Chyba trochę zbiłam ją z tropu, bo tylko zacisnęła zęby i nic nie powiedziała. Najwyraźniej spodziewała się zupełnie innej odpowiedzi. Od dnia mojego powrotu ze szpitala, Mela nie odstępowała mnie na krok. Przed wyjściem do szkoły potrzebowała mojej pomocy jak przedszkolak.

Mela patrzyła na mnie z otwartymi ustami

Przy myciu, ubieraniu, jedzeniu śniadania. Wiecznie coś było nie tak i do rozwiązania problemu konieczna była mama. Po południu, kiedy tylko robiłam coś przy Ali, Mela pojawiała się jak przyciągnięta magnesem. Natychmiast rozpoczynała swoją tyradę: „mamo zrób, mamo podaj, mamo pomóż, mamo posłuchaj”.

Po kilku takich dniach kręciło mi się w głowie ze zmęczenia. Już samo zajmowanie się niemowlęciem było wyczerpujące, a starsza córka tylko dokładała mi obowiązków. Próbowałam angażować Melę w pomoc przy opiece nad siostrą. Taką prostą, polegającą na podaniu pieluszki, śpioszków lub pokołysaniu wózka. Niestety, zawsze odmawiała robienia czegokolwiek.

– Nie będę pomagała przy tym wrzeszczącym bachorze – oświadczyła. – Musisz radzić sobie sama!

– Przecież to twoja siostrzyczka – próbował negocjacji Grzegorz.

– Ja jej nie chciałam, nikt mnie nie pytał o zdanie – ogłaszała Amelka i zamykała się w swoim pokoju.

Przy jednej z takich dyskusji wyprowadziła mnie z równowagi.

– Czego od nas oczekujesz?! – krzyknęłam ze złością. – Mam ją oddać do domu dziecka? A może wynieść na śmietnik, co? No słucham, wybieraj!

Mela patrzyła na mnie z otwartymi ustami, w oczach zakręciły jej się łzy. Odwróciła się na pięcie i standardowo uciekła do swojego pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Wtedy to ja się rozpłakałam. Chciałam pobiec za córką, ale Grzegorz mi nie pozwolił.

– Zostaw ją samą.

– Nie mam już sił – jęknęłam. – Czy tak już zostanie? Melka będzie zawsze nienawidzić Ali? Może nie powinniśmy się decydować na drugie dziecko.

– Przestań, Kasiu, nie wolno ci tak myśleć, bo oszalejesz.

– Niewiele mi już brakuje!

W Amelce zaczęła zachodzić przemiana

Przez następne dni po moim wybuchu Amelia wydawała się jakaś odmieniona, cicha i milcząca. Nie prosiła mnie ciągle o pomoc, sama siadała do odrabiania lekcji. Wózek z Alicją omijała szerokim łukiem i starała się nawet nie patrzeć w stronę małej. Podczas wizyty teściów prawie się nie odzywała, aż teściowa zaczęła dopytywać, czy przypadkiem nie jest chora.

– Zdrowa jestem, babciu, ale wy macie teraz słodką Alusię do podziwiania, ja już nie jestem potrzebna – powiedziała z autentycznym smutkiem.

– O czym ty mówisz, dziecko? – brwi teściowej powędrowały do góry, a teść tylko się roześmiał. – Może i Alusia jest słodka, ale to ty jesteś pierwszą wnuczką dziadka. Zapamiętaj to sobie, kochanie.

Mela usiadła dziadkowi na kolanach i nie zeszła z nich do końca wizyty. Ciągle szeptała mu coś do ucha. Dopiero kilka dni później teściowa powiedziała mi przez telefon, co moja starsza córka mówiła dziadkowi. Otóż skarżyła się, że teraz rodzice kochają tylko Alę, a ona chciałaby przeprowadzić się do dziadka i babci.

– Amelko, czy ty naprawdę chciałabyś zamieszkać z dziadkami? – zapytałam małą od razu.

Amelka speszona pokręciła głową.

– Właściwie to nie – szepnęła.

– To dobrze, córeńko – przytuliłam ją mocno. – Bo my cię bardzo kochamy i nie potrafilibyśmy bez ciebie żyć.

– A Alkę? – spytała Mela.

– Alę też kochamy. I gdybyśmy mieli jeszcze pięć córeczek, też byśmy je kochali tak samo mocno.

– Ale nie będziecie mieli? – teraz już mała patrzyła mi prosto w oczy.

– Nie kochanie, wystarczycie wy dwie – roześmiałam się.

– To dobrze – odetchnęła mała.

Od tamtej chwili w mojej córce zaczęła zachodzić przemiana. Zrobiła się łagodniejsza i spokojniejsza, przestała na wszystko reagować agresją. Pewnego popołudnia weszłam do pokoju i zobaczyłam Melę stojącą obok łóżeczka Ali i przyglądającą się malutkiej. W pierwszej chwili się przestraszyłam, ale ona tylko stała.

– Co robisz, kochanie? – zapytałam.

– Oglądam ją – odpowiedziała córka. – Trochę się zmieniła. Już nawet nie jest taka brzydka – stwierdziła z bardzo poważną miną.

Parsknęłam śmiechem.

Odetchnęłam z ulgą

– Uważasz, że była brzydka.

– Okropnie, ale teraz troszkę wyładniała – potwierdziła Mela.

– Wiesz… – usiadłam na kanapie i przygarnęłam do siebie córkę. – Wszystkie noworodki są brzydkie, tylko ich rodzicom wydaje się inaczej.

– Ja też byłam? – spytała.

– Pewnie też, widziałaś przecież na zdjęciach. Ale nam z tatą i tak wydawałaś się najpiękniejsza.

Z łóżeczka dobiegł pisk Ali.

– No cóż – skrzywiła się Mela. – Pewnie musisz ją nakarmić.

– Pewnie tak.

Nakarmiłam Alę, a potem ją przewinęłam. Mela cały czas asystowała mi w milczeniu, podała pieluszkę i czyste śpioszki. Wyglądało na to, że coś się w niej przełamało. Następnego dnia po raz pierwszy wybrała się ze mną i z Alą na spacer, a po powrocie ogłosiła mnie i Grzegorzowi:

– Nie wyobrażajcie sobie, że ją nagle pokochałam czy coś takiego… No, ale skoro już jest, to niech zostanie. Zobaczymy, co z niej wyrośnie.

Popatrzyliśmy na siebie z Grzegorzem, a potem mój mąż przytulił mocno nas obie. Odetchnęłam z ulgą. Wyglądało na to, że będzie dobrze.

-->