Dziadek zabronił mi jechać nad morze z przyjaciółmi, co bardzo mnie zasmuciło. Ale potem okazało się, że autobus się przewrócił.

Dziadka Grzegorza bałem się od wczesnego dzieciństwa. Nasz dom był podzielony na dwie części: większą zamieszkiwali tata, mama i ja. W przybudówce i maleńkiej kuchni mieszkał dziadek Filip od strony ojcowskiej. Każdej niedzieli cała rodzina obowiązkowo zbierała się przy dużym stole na obiad – to była zasada: “I zasad trzeba przestrzegać. Kropka!” – mówił Filip. Tamta rozmowa nigdy mi nie umknie… miałem wtedy siedem lat. “Zakochałem się w innej kobiecie, a z tobą, Galu, rozwodzę się” – powiedział ozięble mój ojciec. “Planujemy mieszkać tu, w naszym rodzinnym domu, a ty z Kiryłką przeprowadzisz się do swoich rodziców.”

Mama, nachylając głowę, nic nie mówiła, ale na jej policzkach płynęły łzy. Dziadek milczał, potem wyszedł na ganek, zapalił papierosa, wściekle plunął, zgasił go i wrócił do domu: “Galu” – zwrócił się stary do mamy. – Zbierz jego rzeczy. Natychmiast. Natychmiast. – Nie rozumiesz? – oburzył się ojciec. – To mój dom! Będziemy tu mieszkać ja i moja młoda żona. – Ty już nie masz domu. Możesz iść w cztery strony świata.

Z twoją młodą żoną. Powiedziałem już wszystko. Kropka! Wiesz przecież, że ze mną lepiej nie dyskutować? – dziadek Filip spojrzał dziwnie na swojego syna. Jego spojrzenie było ciężkie. – Wiem! Nie bez powodu nazywają cię Czarnoksiężnikiem! – zgrzytnął zębami mój tatuś z gniewu. – Nie jestem Czarnoksiężnikiem! Jestem wieszczem.

Wiem dużo i przewiduję – odpowiedział chłodno Filip i zwrócił się do mojej mamy: – Galuniu, zawsze marzyłem o córce. Nie udało się… Ale teraz mam córkę. Nic się nie bój. Zawsze będę obok. – i poklepał ją po ramieniu… Ojciec wyjechał z naszego domu. Nigdy więcej go nie widziałem: ożenił się i wyjechał za granicę, a o tym, że ma ojca i syna, zapomniał całkowicie. Cóż, niech mu Bóg sędzia. Stary był surowy, surowy, ale, jak teraz rozumiem, sprawiedliwy.

Ja dziadka nie lubiłem! Warto było wagarować w szkole, a on już o tym wiedział. I, oczywiście, karał. Nikt nie miał przed nim racji, często dostawałem. “Przeszkadzałeś wczoraj?” – pytał mnie surowo. “Nie będę cię bił, jestem przeciwny takim metodom.

Zrobisz robotę. Gdybyście wiedzieli, co to za roboty! Raz malowanie płotu sąsiadce Dunie, to jej noszenie wody, to pasienie krowy. A potem wieczorem, gdy wszyscy chłopcy idą do klubu, czyszczenie zagrody. A to nie jest przyjemna sprawa! Ale nie można nie słuchać się, stary nie pozwoli: – Istnieją zasady i należy je przestrzegać. Powiedziałem już wszystko. Kropka! – dziadek Filip, jak zawsze, trzymał się swojego. Gdy miałem dziewiętnaście lat, przyjaciele zaprosili mnie nad morze. Mama była w delegacji – nie miałem się u kogo wytłumaczyć. Tak myślałem naiwnie. Planowałem wyjechać wcześnie rano, a na świcie w moim pokoju pojawił się dziadek: “Dokąd się wybierasz?” – zapytał cicho. “Tak. Nad morze. Z przyjaciółmi!” – odpowiedziałem nerwowo. “Czy nie pozwolisz, czy co?” – Zgadłeś. Nie pozwolę. Powiedziałem już wszystko. Kropka! – “Słuchaj, jestem już dorosły! I to nie ty decydujesz, czy mam jechać, czy nie! Bo odpie**l się!” – krzyknąłem na starego. Chwyciłem złożoną torbę i właśnie chciałem pójść do drzwi, kiedy moje nogi dosłownie zrosły się z podłogą.

Nie mogłem ruszyć się ani kroku! A dziadek patrzył na mnie uważnym spojrzeniem. – Teraz już wszystko zrozumiałeś? Będzie tak, jak powiedziałem! Jasno?! A potem okazało się, że autobus, którym planowałem j

echać na dworzec, przewrócił się: kilka osób nie przeżyło. Ale wtedy jeszcze nie łączyłem tych dwóch momentów: zakazu dziadka i wypadku. Teraz rozumiem: przewidział to i powstrzymał mnie. Kilka lat temu stary odszedł do innego świata. Szczerze mówiąc, choć to wstyd, nie bardzo mi go było żal: miał już bardzo skomplikowaną osobowość. Od dawna jestem żonaty, mam wspaniałą córkę Galkę, nazwaną na cześć mamy. Zimą ubiegłego roku poszliśmy z nią na sanki na górkę niedaleko domu. Na dworze zaczynało się ściemniać, a Galunia wciąż nie chciała iść. Przyznać trzeba, że zbyt późno zauważyłem, jak córka przeniosła się na drugą, bardziej stromą, stronę górki… Dziewczynka położyła się brzuchem na sankach i pojechała w dół. I nagle zdałem sobie sprawę, że sanki suną prosto na ruchliwą trasę! Z daleka widziałem, że córka nie mogła się zatrzymać leżąc na brzuchu. Bardzo się przestraszyłem! Rzuciłem się do córki, ale odległość była zbyt duża… Nagle sanki niespodziewanie zatrzymały się same przez się. Podbiegłem do córki: “Wszystko w porządku z tobą?” – “Tak, oczywiście. Tato, a gdzie jest dziaduś?”

– Jaki, dziaduś? – rozejrzałem się z podziwem, bo nie widziałem nikogo obok dziecka. – No… wyszedł na drogę… machnął rękami… i sanki się zatrzymały… I jeszcze coś powiedziałem, nie pamiętam co… Myślałem, że tylko fantazjuje, ale wieczorem Galunia przyszła do nas do pokoju i powiedziała: “Przypomniałam sobie, co mi ten dziaduś mówił: “Nie można tu jeździć. To zasada…” – “A zasady trzeba przestrzegać”? – przerywałem córkę i dodałem: – “Powiedziałem już wszystko. Kropka”? Tak ci powiedział? – “Tak, tak powiedział!” Ale słyszałeś? On jest taki dobry… widać od razu, że bardzo dobry! Zrozumiałem: to był dziadek, uratował moją córkę. A potem się zastanowiłem: to dzięki niemu ja też pozostałem przy życiu… To dziadek nauczył mnie nie bać się żadnych trudności: kosić, piłować i rąbać drewno, przycinać drzewa, opiekować się sadem i ogrodem… Być sobą. Nie bać się niczego w życiu. Dziękuję ci, dziadku!

-->