„Gdy ja urabiałam się po łokcie na emigracji, mąż machnął sobie potomka z kochanką. Drań chciał jeszcze na mnie zarobić”

„– Ależ to kompletnie niemożliwe! – roześmiałam się. – Przez ostatnie pół roku mieszkałam w Szwecji i naprawdę nigdy nie byłam w ciąży! Chyba bym to zauważyła, gdyby zdarzyło mi się urodzić dziecko? – próbowałam wszystko obrócić w żart, po czym dodałam już całkiem poważnie: – To jakaś pomyłka! Jeśli faktycznie ma pan zapisane w komputerze, że byłam w ciąży, muszę to wyjaśnić!”.

Niestety, nie miałam zbyt wiele czasu na załatwienie swoich spraw, bo przyjechałam do Polski zaledwie na tydzień. Chciałam nie tylko pobyć ze swoim ukochanym mężem, ale także pójść do dentysty, ginekologa i wyrobić sobie nowe dokumenty – prawo jazdy i dowód osobisty, które mi ukradziono kilka miesięcy wcześniej, tuż przed wyjazdem z kraju.

Naprawdę nie mam zielonego pojęcia, kiedy złodziej dobrał mi się do torebki! Dokumenty zniknęły z niej jak sen złoty, a że już siedziałam na walizkach, zdążyłam jedynie zgłosić ten fakt na policji. Dziękowałam opatrzności, że mój paszport był jeszcze ważny, bo gdyby nie to, tobym w ogóle nie mogła wyjechać do pracy!

A przecież tak bardzo liczyliśmy z moim mężem na to, że zarobię na większe mieszkanie i wreszcie będziemy mogli zdecydować się na dziecko. Właśnie dlatego postanowiłam poświęcić się i spędzić najbliższe dwa lata z dala od rodziny. Inaczej nikt by mnie nie zdołał namówić na rozłąkę z Markiem!

Dobrze, że mąż ma tutaj abonament

Kochałam go bardzo. Byliśmy cztery lata po ślubie i marzyliśmy o duuużej rodzinie. Ale rozsądnie uznaliśmy, że najpierw warto zadbać o odpowiednie warunki, i to mnie akurat nadarzyła się sposobność pracy za granicą. Mam kuzynkę w Szwecji, która załatwiła mi robotę za cztery razy większe pieniądze, niżbym zarobiła w kraju. Chyba tylko głupi by się nie skusił.

– Nie będzie źle. Jest tyle tanich lotów, będziemy mogli się odwiedzać – pocieszaliśmy się.

W rzeczywistości nie wyglądało to tak różowo. Tanie loty oczywiście były, ale wtedy, gdy zamawiało się bilet z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, a Marek nie mógł zaplanować sobie tak precyzyjnie wolnych dni. Poza tym nagle okazało się, że on właściwie boi się latać,
a ja przecież nie mogłam stale podróżować do Polski, bo miałam swoją pracę
i zobowiązania.

W efekcie widywaliśmy się zdecydowanie za rzadko i stęskniona marzyłam już tylko o tym, aby wrócić do Polski na stałe. „Jeszcze tylko pięć miesięcy! Najgorsze za nami – myślałam. – Jakoś to muszę wytrzymać”.

Załatwianie nowych dokumentów zajęło mi kilka godzin, a przychodnia na szczęście znajduje się blisko urzędu gminy. Zapisując się do ginekologa na następny dzień, cieszyłam się, że Marek ma wykupiony pracowniczy abonament w tej sieci przychodni. Na wizytę z NFZ nie miałabym najmniejszych szans. Czeka się przecież na nią kilka tygodni. A ja chciałam szybciutko wykonać podstawowe badania, takie jak cytologia.

Kiedy następnego dnia usiadłam w gabinecie, lekarz zaczął przeprowadzać ze mną rutynowy wywiad. Wiek, data ostatniej miesiączki, przebieg porodu… Porodu? Byłam zaskoczona tym pytaniem, ale uznałam, że zadał je automatycznie.

– Jeszcze nie rodziłam, panie doktorze. Dopiero będziemy się z mężem starali o dziecko – wyjaśniłam zgodnie z prawdą. Lekarz aż podskoczył i spojrzał na mnie zdumiony zza ekranu komputera.

– Pani Ewa M, lat dwadzieścia siedem? – spytał jeszcze raz.

– No tak, wszystko się zgadza – odparłam zdziwiona.

– Może mi pani podać swój numer PESEL? – padło kolejne pytanie, a ja wyrecytowałam swój numer z pamięci.

– Hmm… PESEL się zgadza, ale reszta niezupełnie. Bo mam tutaj zapisane, że chodziła pani do naszej placówki na wizyty… podczas ciąży. Wprawdzie nie ja prowadziłem pani ciążę…

– Ależ to kompletnie niemożliwe! – roześmiałam się. – Przez ostatnie pół roku mieszkałam w Szwecji i naprawdę nigdy nie byłam w ciąży! Chyba bym to zauważyła, gdyby zdarzyło mi się urodzić dziecko? – próbowałam wszystko obrócić w żart, po czym dodałam już całkiem poważnie: – To jakaś pomyłka! Jeśli faktycznie ma pan zapisane w komputerze, że byłam w ciąży, muszę to wyjaśnić!

– Najlepiej w recepcji – poradził mi, kręcąc głową.

Natychmiast przypomniały mi się rozmaite doniesienia, o których czytałam na portalach internetowych, że nieuczciwe przychodnie i kliniki dopisywały pacjentom świadczenia, za które potem brały pieniądze z NFZ do swojej kieszeni. Ciekawe, czy ja też padłam ofiarą takiego procederu…

– Naprawdę? To niemożliwe! – stwierdziła recepcjonistka. – My tutaj prowadzimy bardzo dokładną dokumentację.

– Sugeruje pani, że to ja nagle wypieram się ciąży? – powoli zaczynałam czuć wściekłość.

Urodziłam dziecko i o tym zapomniałam?

Brakowało mi czasu na takie dyskusje, czekało mnie jeszcze mnóstwo spraw do załatwienia, więc przez moment miałam nawet ochotę odpuścić sobie to wyjaśnianie. Jednak zacięta mina tej kobiety strasznie mnie wkurzyła.

– Na szczęście dzisiaj jest lekarz, który prowadził pani ciążę – powiedziała, łypiąc na mnie
z ironią. – Może od razu jego zapytamy o te wszystkie wpisy? – zasugerowała.
– Świetnie! – zgodziłam się.

Lekarz okazał się miłym facetem po pięćdziesiątce, ale wrażenie, że coś u niego załatwię, szybko mi minęło.

– Tak, pamiętam doskonale pacjentkę o nazwisku M. Urodziła dwa miesiące temu przez cesarskie cięcie.

– Widzi pan gdzieś tutaj bliznę? – uniosłam szybko bluzkę.

– No nie… – zawahał się.

– Zresztą tamta pacjentka, chociaż była do pani podobna, to jednak wyglądała inaczej. Pamiętam, że była wyjątkowo wysoka i bardzo szczupła, jak modelka.

Cóż, ja mam zaledwie metr sześćdziesiąt. Dlatego w moim sercu zagościła nadzieja, że
w przychodni wreszcie zrozumieją, iż zaszła jakaś pomyłka, i wszystko się wyjaśni, fałszywy wpis o ciąży zniknie z mojej karty. A tymczasem…

– Czy pani się wylegitymowała w rejestracji? – zapytał lekarz.

– Oczywiście, że tak! – odparłam z oburzeniem. – Okazałam swój paszport!

– Paszport, a nie dowód? – lekarz był zdziwiony.

– A co to za różnica? Dowód mi skradziono.

– Skradziono? Hmm… Wydaje mi się, że będziemy zmuszeni zawiadomić policję.

– Już zawiadomiłam – odparłam zgodnie z prawdą, w przekonaniu, że przychodnia chce wyjaśnić nieporozumienie.

A tymczasem oni podejrzewali mnie o oszustwo, o czym powiedział mi lekarz.

– Pan chyba żartuje! – parsknęłam z oburzeniem na jego sugestię. – Miałabym tu przyjść, podszywając się pod inną pacjentkę? To… niedorzeczne!

– Ani trochę. Nawet pani sobie nie wyobraża, ile już mieliśmy takich przypadków.

– Ale ja nie jestem jednym z nich! To bezczelność! Dzwonię po męża! To z jego pracy mam tutaj abonament, nazywa się Marek M! – oświadczyłam wściekła i czerwona z emocji jak burak.

Zadzwoniłam do Marka, nie mówiąc mu, o co dokładnie chodzi, bo nie chciałam, żeby się na wstępie zdenerwował. Poprosiłam go tylko, aby szybko podjechał do przychodni.

Nagle zbladł i aż się spocił z emocji

– Jesteś u lekarza? Źle się czujesz? – zaniepokoił się.

– Nie, to rutynowe badania. Kiedy możesz przyjechać?

– Będę za kwadrans.

Czekałam na niego z niecierpliwością. Kiedy wszedł, jego niepewna mina nie wydała mi się niczym dziwnym: wiedziałam przecież, że nie cierpi lekarzy.

– Kochanie! Wyjaśnij proszę tym ludziom, że jestem twoją żoną, a nie oszustką! I że twoja firma opłaca tutaj abonament! – wykrzyknęłam na jego widok.

– No właśnie. Bardzo prosimy nam to wyjaśnić – stwierdził lekarz, dziwnie cedząc słowa.

– Czy moglibyśmy przejść do pana gabinetu? Tylko we dwóch? – zapytał niespodziewanie napiętym głosem Marek.

– Nie, nie moglibyśmy – natychmiast uciął rozmowę ginekolog. – I powiem panu krótko: doskonale pana pamiętam. Przyszedł pan do mnie na usg ze swoją ciężarną żoną, tylko że to na pewno nie była ta pani!

I wycelował we mnie palec.

– Kochanie, o co tu chodzi?!– wykrzyknęłam zaskoczona.

– Wszystko ci zaraz wytłumaczę… – zaczął Marek wyraźnie spocony z emocji.

– Tłumaczyć to się pan będzie policji! – podsumował lekarz.

Przychodnia faktycznie wezwała policję w celu ustalenia, kogo przyprowadził na badanie mój mąż, skoro to ja jestem jego ślubną żoną. I jakim cudem tamta osoba pokazała dokument z moim nazwiskiem. A ja nagle zaczęłam wiele rozumieć…

Pozbyłam się drania ze swojego życia

 

– Ten mój dowód to ty mi wyjąłeś z torebki na dzień przed wylotem do Szwecji, prawda?
– zapytałam, czując mdłości. – I dla niepoznaki zabrałeś także prawo jazdy, żeby wyglądało na zwyczajną kradzież… Ty draniu! Kim jest ta baba?!

– No właśnie, kim? – dołączył się do mojego pytania policjant.

I wtedy Marek przyznał się, że od wielu miesięcy ma romans! Mój wyjazd był mu więc jak najbardziej na rękę, poczuł się zupełnie wolny. Tak bardzo, że jego kochanka zaszła w ciążę.
A wtedy mój mąż – zamiast mi o wszystkim powiedzieć – wpadł na inny pomysł. Sprytny. Uznał, że skoro obie jesteśmy długowłosymi brunetkami, to ukradnie mi dowód i tym samym zapewni swojej nowej pani profesjonalną opiekę medyczną do czasu porodu. Nie będzie musiał za to płacić dodatkowych pieniędzy, a przyszła matka jego dziecka będzie miała do swojej dyspozycji doskonałych specjalistów.

Nie pomyślał w swojej głupocie o tym, że ja przecież także kiedyś będę chciała skorzystać z usług ginekologa i wtedy wszystko od razu wyjdzie na jaw. Nie da się przecież ukryć ciąży, w której niby byłam. Przeżyłam szok, słuchając tego wszystkiego. To ja tam, w Szwecji, pracowałam, zarabiając na większe mieszkanie, abyśmy mogli mieć wreszcie dziecko, a tymczasem mój ukochany machnął sobie potomka z inną!

– Kiedy zamierzałeś mnie o tym poinformować? – zapytałam, dosłownie ostatkiem sił powstrzymując płacz.

Widząc wahanie Marka, odpowiedziałam sama sobie:

– Nie, nie chcę wiedzieć! To już bez znaczenia… Odpowiesz za wszystko w sądzie!

Kradzież dokumentów, bezprawne posługiwanie się nimi, wyłudzenie usług lekarskich, zdrada… Mojego męża czekają dwie sprawy karne i jedna rozwodowa. A ja, chociaż nadal
w głębi serca go kocham i bardzo mnie boli cała ta sytuacja, jestem pewna, że kiedyś będę szczęśliwa. Grunt, że pozbyłam się drania ze swojego życia.

-->