„Zaglądałam do nich raz na parę dni i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ojciec odżył. Obecność kuzynki najwyraźniej mu służyła, bo zaczął się staranniej ubierać i codziennie golić, a w mieszkaniu nie pachniało już papierosami, tylko świeżymi kwiatami. Aż się bałam, co będzie, kiedy ciotka wyjedzie…”.
– Ato ci nowina! – wykrzyknął mój tato, pokazując mi list na ozdobnej papeterii. – Helenka się do Polski wybiera!
– Ta twoja siostra cioteczna, z którą od dziesięciu lat piszesz listy? – upewniłam się.
– Właśnie ta! – ojciec uśmiechnął się od ucha do ucha. – Ostatni raz ją widziałem, jak miała dziesięć lat!
– Pewnie nieco się zmieniła od tamtego czasu – zauważyłam. – Ile ma teraz lat?
Okazało się, że równo sześćdziesiąt, czyli o dwa mniej niż mój tata. Helena była córką siostry mojej babci i wraz z rodzicami wyjechała do Stanów Zjednoczonych w latach sześćdziesiątych. Przez całe trzydzieści lat nie było z tą rodziną kontaktu większego niż świąteczna kartka przysłana raz na kilka lat. Aż dziesięć lat temu Helena napisała do taty, że jej ojciec właśnie zmarł, a mama ma demencję. Ojciec bardzo się przejął śmiercią wujka i natychmiast odpisał.
Oznaczało to, że kuzynka dostała ową „natychmiastową” odpowiedź po jakimś miesiącu albo dwóch, ale również od razu napisała kolejny list na papeterii z konwaliami. Kuzynostwo pisało do siebie intensywnie, co przekładało się na jakieś pięć, może sześć listów w roku. Ale z poczty elektronicznej czy rozmów on-line korzystać nie chcieli.
Tata przy niej wyraźnie odżył…
– Może wyjadę z tobą po ciocię Helenę? – zapytałam trzy miesiące później. Przyzwyczaiłam się tak o niej mówić, w końcu była moją cioteczną ciotką, czy jakoś tak.
– E, tam – machnął ręką. – Sam ją odbiorę. Ciebie tylko proszę, żebyś wszystkiego w sypialni dla gości dopilnowała, żeby jakiego wstydu nie było…
Nie skomentowałam, że sto razy sprawdziłam, czy pościel jest pachnąca i wykrochmalona, czy dywany są odkurzone, a w doniczkach nie ma uschniętych kwiatów. W zasadzie przez całe życie to robiłam, więc przyjazd ciotki nie był dla mnie dodatkowym obciążeniem. Od szóstego roku życia tata wychowywał mnie sam, ale czasami miałam wrażenie, że to ja się nim opiekuję.
– No to wpadnij wieczorem, poznasz Helenkę – zachęcił mnie jeszcze, wychodząc. Po kilku sekundach jednak zawrócił i porwał z flakonu bukiet frezji. – Pamiętam, że jak była mała, lubiła bez, ale skąd wziąć bez w październiku? – rzucił nieco zmartwiony i pojechał na lotnisko.
Wieczorem okazało się, że ciocia Helena zupełnie nie pamiętała, iż kiedyś lubiła bez, za to uznała, że obecnie dosłownie szaleje na punkcie frezji. Od razu ją polubiłam. Była zadbaną blondynką o wesołych oczach i mówiła piękną polszczyzną, z lekkim tylko, amerykańskim akcentem.
– W Chicago jest więcej Polaków niż w Poznaniu czy Wrocławiu – zaśmiała się, kiedy to zauważyłam. – Ja chodzę do polskiego kościoła, pracuję u polskich rodzin i kupuję w polskim sklepie.
Zainteresowało mnie to, że pracuje u Polaków i od słowa do słowa dowiedziałam się, że Helena jest gosposią, która zajmuje się dziećmi albo seniorami. Owszem, pracowała dla Amerykanów, ale – jak twierdziła – u rodaków zawsze jakoś najlepiej się czuła.
– Przykro mi z powodu twojej mamy – powiedziała do mnie. – Nie poznałam jej. Tylko zdjęcie ślubne Rajmunda i Zosi widziałam. Jesteś do niej podobna.
Zdziwiłam się, że ktoś wysłał do rodziny za oceanem zdjęcie ślubne moich rodziców, ale ojciec szybko wyjaśnił, że zrobiła to jego mama.
– No ale potem to już sam mi swoje zdjęcia wysyłałeś? – zaśmiała się ciocia.
– I córki i wnuczki też.
Po godzinie musiałam ich zostawić, ale jakoś nie bałam się, że przy stole zapadnie niezręczna cisza. Kuzynostwo za nic miało półwieczną przerwę w bezpośrednich kontaktach i z werwą rozprawiało o wszystkim. O polityce zagranicznej USA, o prezydencie i o tym, że kuchnia amerykańska nie umywa się do polskiej. Zupełnie za to nie rozmawiali o wspólnym dzieciństwie. To znaczy ojciec nawiązał do niego kilka razy, ale ciotka nie podejmowała tematu. Pomyślałam, że pewnie niewiele pamięta ze swojego życia przed tym, jak zamieszkała w Ameryce. Tak to już bywa z emigrantami.
Przez kolejne dwa tygodnie nie mogłam się nadziwić zmianie, jaka zaszła w moim tacie. Przywykłam, że ma on osobowość lekko melancholijną, czasem wręcz depresyjną. Ciężko go było namówić na jakąś aktywność fizyczną, jak choćby spacer, nie wspominając o sporcie. Jego zainteresowania ograniczały się do telewizji i stron o polityce w gazecie. A teraz?
– Jedziemy z Helenką na rowerach na cmentarz – oznajmił ojciec. – To piętnaście kilometrów, ale pogoda jest piękna…
– Idziemy razem na kabaret! – entuzjazmował się innym razem.
Jak to nie jest Heleną? Nic nie rozumiem…
Zaglądałam do nich raz na parę dni i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ojciec odżył. Obecność kuzynki najwyraźniej mu służyła, bo zaczął się staranniej ubierać i codziennie golić, a w mieszkaniu nie pachniało już papierosami, tylko świeżymi kwiatami. Aż się bałam, co będzie, kiedy ciotka wyjedzie…
– Do kiedy ciocia zostaje w Polsce? – zainteresowałam się pewnego dnia.
– Do stycznia – tata posmutniał. – Ale nie chcę o tym teraz myśleć. Wiesz, ostatnio byliśmy w kinie…
Rozumiałam, że nie chce myśleć, że znowu będzie w domu sam, ale przecież to było nieuniknione. Postanowiłam wybadać ciotkę, czy zamierza jeszcze kiedyś odwiedzić ojczyznę.
– Och – zrobiła dziwną minę. – Sama nie wiem…
– A może ja tatę do Ameryki wyślę? – wpadłam nagle na genialny pomysł. – Pójdzie na grób wuja, odwiedzi ciotkę, pozwiedza… Ja tacie zapłacę za bilety, ale chyba mógłby się zatrzymać u cioci?
Nagle zobaczyłam, że Helena blednie.
– Powiedziałam coś nie tak? – zaniepokoiłam się, widząc jej spłoszone spojrzenie. – To znaczy, ja nie nalegam, ale pomyślałam… No, w końcu jesteście rodziną… jedynymi żyjącymi krewnymi w tym wieku. Czemu ciocia tak patrzy?
To pytanie zadałam, bo Helena dosłownie wgapiała się we mnie z przerażeniem, zasłaniając dłonią usta. Zorientowałam się, że coś jest mocno nie tak i dopytywałam co. Bardzo nie chciałam, by przez jakieś moje głupie słowo popsuły się relacje między kuzynostwem.
– Olu… – zaczęła niepewnie. – Jest coś, o czym muszę ci powiedzieć… Nie możesz podsunąć tacie tego pomysłu z wyjazdem do mnie. To… to… niemożliwe! On nie może przyjechać do Stanów!
– Ale dlaczego? – zdziwiłam się. – Przecież tak dobrze się ze sobą bawiliście i…
– Właśnie! – Helena miała łzy w oczach. – Ale prawda jest taka, że ja… Ja od początku go okłamywałam… i ciebie też. Nie jestem twoją ciocią! Nie jestem Heleną! Ale on nie może się dowiedzieć!
Będziemy rodziną. Tym razem naprawdę
Trzeba przyznać, że ciężko mnie zaskoczyć, ale jej się udało. To kim ona jest?!
– Opiekowałam się rodzicami Heleny – zagryzła wargi. – Płaciła mi Helena. Miała pieniądze, ale i problemy zdrowotne. Kiedy umarł pan Kazio, Helena sporządziła u prawnika dokument, na mocy którego upoważniła mnie do opieki nad swoją matką i wyznaczyła mi miesięczną pensję. Już wtedy miała przerzuty… Odeszła pół roku później. Wtedy, porządkując jej rzeczy, znalazłam zdjęcie Rajmunda i brudnopis listu od Heleny do niego. W nieotwartej poczcie znalazłam odpowiedź, taką serdeczną i… – starsza pani zaczęła płakać. – Pomyślałam, że nic się nie stanie, jak przez jakiś czas poudaję Helenę, żeby trochę z nim pokorespondować… Bo ja na świecie nie mam nikogo… A potem… chyba się w nim zakochałam i po prostu musiałam go spotkać!
„Mocne” – pomyślałam. Już chciałam obiecać Maryli, bo tak naprawdę miała na imię, że nic nie powiem ojcu, ale przypomniałam sobie, jak przy niej promieniał.
– Wie pani co? – wzięłam ją za rękę. – Myślę, że jednak powinna pani tacie powiedzieć prawdę. A potem niech on sam zdecyduje, czy chce z panią utrzymywać kontakt, czy nie. Ale mam przeczucie, że Helena to tylko postać z odległej przeszłości, a tak naprawdę on polubił panią.
Miałam rację! Fakt, ojciec przeżył szok, kiedy się dowiedział, że Helena nie żyje, ale szybko doszedł do wniosku, że to Maryla jest osobą, z którą chce spędzić…
–…resztę życia – oświadczył miesiąc później. – Więc możesz przestać mówić do Marylki na „pani”. Możesz znów mówić „ciociu”, bo raczej nie „mamo”…
– To może jednak bądźmy po imieniu – wtrąciła się Maryla. – Nieważna różnica wieku, w końcu będziemy rodziną!
– I to tym razem naprawdę! – roześmiał się ojciec i pocałował przyszłą żonę.