Poszłam pracować w Biedronce. Na kasie. Żadna rewelacja, ale mnie to pasowało. Praca jak praca, ja tam nie mam większych ambicji. Najważniejsze, żeby się utrzymać na powierzchni, nie dać się zadeptać tym wszystkim, którzy tak strasznie prą do większej kasy. Fakt, fajnie mieć dużo pieniędzy. Fajnie i wygodnie, ale nie za wszelką cenę. Zawsze byłam nieśmiała i taka trochę na uboczu. Chyba Rosjanie mają takie powiedzenie, że „ciszej będziesz siedzieć, to dalej zajedziesz”.
Paweł był kierownikiem naszej zmiany. Starszy ode mnie o jakieś 15 lat. Zauważyłam, jak na mnie spojrzał, gdy pojawiłam się w pracy pierwszy raz. My, dziewczyny, takie rzeczy natychmiast czujemy. Nie jestem pięknością, ale też nie jestem brzydka. A Pawłowi od razu wpadłam w oko. Nawet pomyślałam, że dobrze zrobiłam, wstając wcześniej i poświęcając sobie trochę więcej czasu niż zwykle. Makijaż, fajna fryzura i proszę, natychmiast znalazł się zainteresowany. Nic nie dałam po sobie poznać, że widzę te jego spojrzenia. Niech się najpierw trochę pomęczy. Jak im zdobycz za łatwo wpada w łapy, to nas potem mniej szanują.
– O! Pani Grażynko, dobrze, że panią spotykam. Mam do pani jeszcze kilka uwag związanych z pracą. Proszę się nie niepokoić, nic złego się nie dzieje, ale zawsze dobrze na początku poinstruować nową pracownicę, to potem już praca lepiej idzie. Prawda?
– No tak. To kiedy porozmawiamy?
– A kiedy tylko pani ma wolną chwilę. Nawet teraz. Chyba że się pani gdzieś śpieszy. Na spotkanie z chłopakiem na przykład.
– Nie. Akurat z chłopakiem to się całkiem niedawno rozstaliśmy, więc mogę i teraz. Z tym rozstaniem trochę skłamałam. Leszek rzucił mnie już półtora roku temu, ale co to kierownika obchodzi.
– No to zapraszam na kawę, dobrze? Tu niedaleko jest taka miła kawiarenka…
Elegancko zaprosił mnie do swojej toyoty i ruszyliśmy. Zauważyłam dwie koleżanki z pracy stojące na przystanku, które gapiły się na nas i pytlowały. Będą plotki. I dobrze. Paweł nie miał o pracy nic ciekawego do powiedzenia. Gadał o sobie i nawet podobało mi się to, co mówił. Lubi podróże, zawsze wybiera dobre hotele i ciekawe miejsca. W zeszłym roku był na Krecie. Przyroda, morze i małe tawerny tuż przy plaży.
– Ale sama plaża gorsza niż u nas w Łazach na przykład. Znasz? Byłaś?
– Nie. Ale w Krynicy Morskiej byłam i w Poddąbiu, ale to już dawno temu.
Paweł prosił, żebyśmy w pracy zwracali się do siebie bardziej oficjalnie, ale prywatnie możemy zwracać się do siebie po imieniu. Zauważyłam też, że ma piękne dłonie. Bardzo smukłe, długie palce i zadbane paznokcie. To była nowość w moim życiu. Żaden z moich chłopaków nie dbał o dłonie i z reguły mieli je wielkie jak bochny chleba. Ciekawe. Oczy też miał ładne. Błękitnoszare. Odwiózł mnie do domu i wcale się nie napraszał, żeby wejść. W nocy nie mogłam zasnąć, bo kłębiły mi się myśli w głowie. Paweł, egzotyczne wyspy i ja z przepysznym drinkiem w dłoni przy jakimś wypasionym basenie. Takie tam dziewczyńskie marzenia.
– Poczekaj dziś na mnie po pracy, dobrze? – powiedział trzy dni później, mijając mnie w chwili, gdy nie było akurat klientów.
– Nie wiem, co się dzieje. Muszę to powiedzieć, przez ciebie nie mogę spać, ciągle myślę o tobie. Bardzo mi się podobasz.
– Paweł! Ja też nie zasypiam bez obrazu twoich oczu…
– No widzisz. Tak jakoś na siebie trafiliśmy i wszystko wskazuje na to, że to nam pisane. Spotykać się. Co ty o tym sądzisz?
– Tak. Też tak myślę. I… bardzo tego chcę.
– Ale, Grażynko, muszę być wobec ciebie bezwzględnie uczciwy. Muszę, rozumiesz? Nie mógłbym cię oszukiwać. Mam żonę.
– No, przecież widzę, ze nosisz obrączkę.
– Właśnie. Mamy dwójkę małych dzieci. Chcę żebyś wiedziała, że nie odejdę od nich, że to, co się może dziać między nami, będzie zawsze tak na uboczu, rozumiesz?
– Wiem. Rozumiem.
Zabolało mnie to, ale też mi zaimponowało. Paweł nie jest podrywaczem, oszustem. Traktuje mnie poważnie i mówi o wszystkim. Pojechaliśmy do mnie i bez żadnych ceregieli wylądowaliśmy w łóżku. Po wszystkim zebrał się szybko, pocałował mnie na do widzenia i pojechał do domu. Zasypiałam szczęśliwa. Paweł był delikatny i potrafił tak mnie nakręcić jak żaden do tej pory. I te jego dłonie…
W pracy coraz częściej chichotali na nasz widok. Trochę żałowałam, że nie mogę tak po prostu przytulić się do Pawła. Zaczęłam być zazdrosna, gdy tylko zatrzymywał się koło jakiejś innej dziewczyny. Może z nią też się umawia?
– Ale o co ci chodzi? Przecież wszystko wiesz. Umówiliśmy się. Mam dom, rodzinę, małe dzieci, których nie mogę i nie chcę zostawić. Musimy zachowywać się dyskretnie.
– Ale ja chciałabym się tobą pochwalić. Pokazać światu, że jesteś mój. Że sobie mnie wybrałeś. Że się kochamy. A kochamy się?
– No, przecież wiesz. Nie wątp w to. Tylko okoliczności są takie, jakie są.
– To je zmień!
– Grażynko, przestań, proszę!
– No bo zobacz, jestem z tobą, ale muszę się z tym ukrywać. Opowiadałeś o podróżach, ale nigdzie nie będziesz mógł mnie zabrać. To nie jest sprawiedliwe. Kilka tygodni później Paweł powiedział, że chce ze mną wyjechać.
– Gdzie? Na Kretę?
– Jeszcze tym razem nie tak daleko, ale w najbliższy przedłużony weekend możemy pojechać nad Bałtyk.
– A praca?
– Poprzestawiałem ci tak dyżury, że będziesz mieć trzy dni wolne, a ja wezmę dzień urlopu na żądanie i wszystko da się ułożyć.
– A żona?
– Coś wymyślę.
Wyjechaliśmy do Karwi. Było jeszcze przed sezonem, mało ludzi. To były najszczęśliwsze trzy dni w moim dotychczasowym życiu. Łaziliśmy po prawie pustej plaży, piliśmy wino i kochaliśmy się, kiedy tylko mieliśmy na to ochotę. Raz tylko, trzeciego dnia, nie wytrzymałam. Paweł wziął telefon i poszedł na taras. Oczywiście dzwonił do żony.
– I co? Musisz się spowiadać? Czy ona nie może wytrzymać nawet trzech dni? Nie chcę tak. Kochasz się ze mną, a zaraz potem opowiadasz jej jakieś kłamstwa. To obrzydliwe.
– Grażynko. Nie mogę inaczej. Jestem w to wszystko tak uwikłany. Tak bardzo uwikłany… Nie wiem, co mam robić. – Popłakał się. Zrobiło mi się przykro. Też się poryczałam, objęłam go i tuliłam z całej siły. |– Odejdź od niej. Odejdź. Dzieci to wszystko zrozumieją, nie teraz, to za chwilę. Nie męczmy się, przecież niewiele potrzeba, żebyśmy byli naprawdę szczęśliwi.
Znów wylądowaliśmy w łóżku i kochaliśmy się, płacząc i scałowując swoje łzy nawzajem. A potem wrzuciliśmy rzeczy do auta i wracaliśmy smutni i milczący. Niedługo później Paweł powiedział mi, że podjął decyzję. Odejdzie od żony. Trudno. Co ma być, to będzie. Ma mieszkanie po wujku. Wymówi najemcom, wyremontuje je i na początek tam zamieszkamy.
– Da ci rozwód? Ona?
– Da. Już rozmawialiśmy. Domyślała się wszystkiego. Nie będzie o nic walczyć.
Pocałowałam go i poczułam się szczęśliwa. A jednak to zrobił. Dla mnie. To jest prawdziwy dowód jego uczucia. Potem sprawy potoczyły się jak w kalejdoskopie albo raczej jak na górskiej kolejce. Paweł wyprowadził się od żony i zamieszkał u mnie, w mojej klitce, a w tym czasie remontował mieszkanie po wujku. Był pełen zapału.
– Gdzie się podziewałaś? Wydzwaniałem. Już nawet chciałem dzwonić na policję, bo bałem się, że coś ci się stało.
– Oj, byłam, gdzie byłam, no, musiałam się trochę spotkać z koleżankami i tak jakoś się przeciągnęło. No i wypiłyśmy troszkę.
– A nie mogłaś odebrać?
– Nie wiem, pewnie mi się komórka w torbie zawieruszyła a w knajpie było głośno…
– Dobrze. Już nieważne. Najważniejsze, że jesteś. A teraz umyj się i spać. Ale już.
Powiedział to jak do dziecka. Słusznie. Jestem przecież dzieckiem. Zagubionym dzieckiem. Jak mam mu powiedzieć, że od kilku dni spotykam się z Olafem? Cudnym, wspaniałym Olafem, który chce się ze mną ożenić i który oszalał na moim punkcie. I nie ma żony i dzieci.