„Mama pod opieką siostry zmieniła się w obraz nędzy i rozpaczy. Marta nachapała się emeryturki, a mama stała się ciężarem”

„Zobaczyłem wychodzącą z pokoju mamę. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Miała na sobie koszulę nocną, choć dochodziło południe. Szczęka opadła mi na podłogę. Z letargu wybudził mnie krzyk siostry skierowany w stronę biednej staruszki. Tego było za wiele”.

Wczoraj zadzwoniła  do mnie Marta, moja młodsza siostra. Nie spodobał mi się ton, jakim się do mnie zwróciła.

„Nie mam już siły! – usłyszałem. – Mama coraz gorzej się czuje, wszystko muszę przy niej robić. Mógłbyś mi trochę pomóc!”.

Jej pretensje wprawiły mnie w osłupienie. Przecież to ona zaproponowała, że weźmie mamę do siebie… Mama mieszkała na przedmieściach Bydgoszczy, siostra niedaleko niej. Dopóki tata żył, mama jakoś sobie radziła. Potem jej zdrowie mocno się pogorszyło. Choruje na osteoporozę i każdy upadek może być dla niej niebezpieczny. Dlatego wymaga opieki.

– Wezmę do siebie mamę – powiedziała siostra rok temu, kiedy spotkaliśmy się wszyscy pierwszego listopada, aby pójść na grób taty.

– Ale po co, dziecko? Jeszcze sobie sama jakoś daję radę – zaprotestowała mama. – Raz ty do mnie wpadniesz, raz pani Irenka – mama miała na myśli zaprzyjaźnioną sąsiadkę.

– Co zrobimy, jak znowu coś sobie złamiesz? Nie mam czasu bez przerwy do ciebie przychodzić.

Poparłem siostrę. Uważałem, że mama będzie bezpieczniejsza, mając obok siebie córkę i wnuki. Marta oczywiście miała zarządzać majątkiem mamy – jej mieszkaniem i emeryturą. Było to dla mnie zrozumiałe.

Wróciłem do siebie, na Śląsk, gdzie mieszkałem od czterdziestu lat, a mama przeniosła się do Marty i jej rodziny: męża, siedmioletniego Kacpra i trzynastoletniej Nikoli.

Myślałem, że jest jej tam całkiem dobrze

Dzwoniłem do mamy co niedziela, nigdy się na nic nie żaliła. Zawsze miło sobie rozmawialiśmy, opowiadałem mamie, co u mnie słychać, pytałem, co ona porabia i jak się czuje.

– Wszystko w porządku, synku, nic się nie martw – uspokajała mnie.

Byłem też u nich na Wielkanoc, rzeczywiście wszystko wydawało się w porządku. A teraz nagle ten telefon… O co może chodzić? Postanowiłem pojechać do Marty i sprawdzić, co się dzieje.

– Coraz z nią gorzej! – siostra oznajmiła mi już w drzwiach. – No i gdzie mama sama idzie?! Znowu się przewrócisz i połamiesz! – krzyknęła.

Zobaczyłem wychodzącą z pokoju mamę. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Miała na sobie koszulę nocną, choć dochodziło południe.

– A nie mówiłam?! – zwróciła się do mnie Marta, wymownie wzdychając.

– Muszę iść do toalety – tłumaczyła mama. – Czy to Juruś przyjechał? Wyciągnęła w moją stronę ręce.

– Myślałby kto, że nie można chwilę wytrzymać – syknęła Marta.

– Mamo, powiedz babci, żeby znowu nie zasikała sedesu, bo potem śmierdzi w całej łazience – usłyszałem. Z pokoju wychyliła się Nikola. – O, dzień dobry, wujku! – przywitała się.

Nie wierzyłem własnym uszom…

Przywitałem się z mamą, a potem pomogłem jej wejść do łazienki. Marta zaprosiła mnie do kuchni.

– To jeszcze nie wszystko! – zaczęła się żalić. – Jest zupełnie niesprawna. Nawet kanapki sobie sama nie zrobi, szklanki wody nie naleje. I uprać jej wszystko muszę, i pomóc się ubrać. Zniedołężniała się zrobiła, wygodna. Przez nią nie mam ani chwili czasu dla siebie – narzekała moja siostra. – Opiekunkę trzeba wynająć, albo oddać mamę do domu opieki. Nie ma wyjścia, złożymy się i już – oznajmiła.

– Martusia ma rację – powiedziała mama, wchodząc do kuchni. – Dużo przeze mnie kłopotu. Pójdę do tego domu opieki, będzie mi tam dobrze.

Zacisnąłem pięści.

– Nie ma mowy! – oznajmiłem. – Przepraszam, mamo, że cię tu zostawiłem, że musiałaś to słyszeć…

Marta spojrzała na mnie zdumiona.

– Co ty wygadujesz?

– Spakuj rzeczy mamy! – poleciłem siostrze, z trudem hamując wściekłość. – Zabieram ją ze sobą!

– Dokąd? Do tej klitki w suterenie? – Marta parsknęła lekceważąco.

To prawda, nie miałem pięknego domu, jak ona, a jedynie pokój z kuchnią w familoku. Ale do głowy by mi nie przyszło, żeby własną matkę oddać do domu starców! Nie zastanawiałem się, jak sobie poradzę. Czy będę umiał zaopiekować się mamą. Wtedy w ogóle o tym nie myślałem. Chciałem tylko jak najszybciej opuścić dom siostry.

Oddałem mamie pokój, sam przeniosłem się do kuchni. Nie narzekam. Myślę, że jak na starego kawalera i schorowaną staruszkę to całkiem nieźle sobie gospodarujemy.

Czasem zabieram mamę na działkę, gdzie hoduję pomidory, ogórki i sałatę. Bardzo lubi tam jeździć. Trzymam ją wtedy mocno pod rękę, żeby się nie przewróciła. Tak samo, jak ona trzymała mnie, kiedy stawiałem pierwsze kroki…

-->