„Przez 10 lat kochałam się z mężem 3 razy. Czy to takie dziwne, że wskoczyłam w ramiona innego mężczyzny?!”

„Jurek usiadł z wrażenia, gdy dowiedział się, że 40 tysięcy naszych oszczędności poszło na spłatę długów mojego kochanka. Kazał mi się wynosić i nie pozwolił nawet pożegnać z dziećmi. Odeszłam pewna, że zamieszkam z Markiem i niedługo ściągnę do siebie dzieci”.

– Nie wyjeżdżaj, mamusiu – sześcioletnia Helenka uwiesiła się mojej spódnicy. – Nieeee! – płakała, kiedy rozwierałam jej paluszki i odczepiałam ją od siebie.

Nie patrząc w oczy jej ani starszym dzieciom, wzięłam małą torbę podróżną i wyszłam z domu.

– Jeśli to zrobisz, to nie masz po co wracać – zagroził mi w nocy Jurek.

„Jak możesz?” – zaprotestowałam w myślach, nie starczyło mi jednak odwagi, żeby się odezwać. Zamiast tego wzięłam koc i położyłam się na rozkładanym fotelu dla gości w pokoju Helenki. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale obiecałam sobie, że nie będę płakać. Nie tym razem.

„Pojadę na te wakacje!” – obiecałam sobie, wpatrując się w sylwetkę śpiącej córki

Mogłam się spodziewać, że rano Jurek urządzi cyrk. Nie sądziłam jednak, że wykorzysta przeciwko mnie dzieci. Starsi synowie przyzwyczajeni do naszych sprzeczek, na wszelki wypadek zajęli się sobą, przeżuwając wolno każdy kęs przygotowanego przeze mnie śniadania. „Czemu nie wyjechałam przed świtem?” – w myślach ganiłam samą siebie, gdy Jurek ze szczegółami snuł przed dziećmi wizję mojego wypoczynku.

– Mamusia będzie się bawić z koleżanką, pływać w basenie, pić drinki, tańczyć do upadłego. Mamusia potrzebuje odpoczynku, bo bardzo się zmęczyła prowadzeniem domu. Biedactwo… Od dwudziestu lat nie było na prawdziwych wakacjach…
– Jurek, dlaczego nam to robisz! – nie wytrzymałam.
– Te wszystkie wyjazdy z wami, które fundował jej tatuś, nie były wakacjami, lecz udręką. Zapamiętajcie! Udręką! – powtórzył z satysfakcją.
– Tato, daj spokój! Przecież poradzimy sobie, mama nie wyjeżdża na koniec świata i wróci za tydzień – rzucił piętnastoletni Patryk, ale tyrada Jurka zebrała już żniwo.

Dwunastoletni Damian obraził się, Helena uderzyła w płacz

Latami mieli matkę na wyciągnięcie ręki, gotową na każde poświęcenie, żyjącą tylko ich problemami. I nagle coś strzeliło jej do głowy! Postanowiła wyjechać z przyjaciółką, jakby rodzina już jej nie wystarczała. „Kryzys wieku średniego” – drwił Jurek.

– Mamo, jedź. Wypocznij – wyszeptał Patryk, więc z ciężkim sercem i gulą w gardle wyjechałam.

Marysia czekała na mnie na dworcu. Wyspana, uśmiechnięta, rozgadana, gotowa na wypoczynek. Zamilkła, widząc moją minę zbitego psa.

– Nie robisz nic złego – przytuliła mnie, gdy przesiadałyśmy się z pociągu do samochodu człowieka, z którym za trzydzieści złotych miałyśmy podróżować przez następne godziny.

Marysia gustowała w tego typu transporcie. Tygodniami siedziała z nosem w Internecie, nim nie znalazła najlepszej oferty, pozwalającej dotrzeć prosto do celu za niewielkie pieniądze. Tym razem także spisała się na medal.

– Panie na urlop? Ja niestety do pracy – zagaił kierowca.

Marysia natychmiast podchwyciła temat, więc mogłam wrócić do rozmyślania nad moim związkiem. Właściwie nie powinnam dziwić się zachowaniu Jurka. Od pierwszej randki uważał mnie za swoją własność, a od czasu ślubu za sprzątaczkę, gospodynię domową, zaopatrzeniowca i kochankę w jednym. Z tym, że tą ostatnią przestałam być jakieś dziesięć lat temu.

Nie powiedział wprost, że nie ma ochoty na seks, więc początkowo zdezorientowana, dopatrując się winy w sobie, próbowałam kusić go nowymi ciuszkami, kokietować podczas pichconych naprędce romantycznych kolacji. Wszystko na nic. Uśmiechał się jedynie zakłopotany i zaszywał w łazience na długie godziny. Gdy stamtąd wychodził, najczęściej już spałam, przybita kolejnym odtrąceniem.

W ciągu 10 ostatnich lat naszego związku kochaliśmy się może z 3 razy

Ostatni w noc poczęcia Helenki, po zakrapianym przyjęciu. Podejrzewałam Jurka o romans. Przeszukiwałam jego laptop, telefon i samochód, szperałam w kieszeniach marynarek, nim zrozumiałam, że jeśli mnie zdradza, to jedynie z pracą. Odpuściłam, lecz żal pozostał i to nie tylko o brak namiętności.

Przecież ja także pracowałam! Prowadziłam dom, żywiłam i opierałam całą naszą rodzinę, praktycznie sama wychowywałam trójkę dzieci, woziłam i odbierałam je z lekcji oraz zajęć dodatkowych. Pilnowałam zadanych prac, wizyt u dentysty i specjalistów, jeśli zachodziła taka potrzeba. Bez słowa skargi jeździłam z nimi sama na wakacje i do rodziny. Byłam na każde ich zawołanie, ale dla Jurka moje zaangażowanie nie miało żadnej wartości, ponieważ to nie ja zarabiałam na utrzymanie naszej rodziny.

A przecież sam poprosił mnie po ślubie, bym odeszła z pracy i wzorem jego matki zadbała o dom! Zakochana zrobiłam, jak pragnął, a teraz wyrzucał mi lenistwo i trwonienie jego ciężko zarobionych pieniędzy. Skoro, więc byłam taka nieodpowiedzialna, postanowiłam pójść za ciosem i wyjechać na urlop z Marysią.

Chciałam zapomnieć o sytuacji w domu

– Fajny ten Marek – słowa przyjaciółki wyrwały mnie z zamyślenia.

– Tak?
– O rany! Nawet nie wiesz, o kim mówię? – roześmiała się. – O Marku! Naszym kierowcy. Wiesz, że pracuje jako handlowiec? Przez tydzień będzie prowadzić rozmowy handlowe nad morzem, a potem wraca do domu. Zupełnie, jak my! Co za zbieg okoliczności! – zapiszczała mi do ucha, po czym, nim zdążyłam zareagować, podbiegła do Marka i podyktowała mu swój numer telefonu.

Przez cały wieczór podekscytowana Marysia rozprawiała o naszym kierowcy. „Przystojny, opiekuńczy, elokwentny, a co najważniejsze wolny” – nie mogła się go nachwalić, tworząc w myślach coraz to nowe warianty wspólnego życia. Starałam się wczuć w jej sytuację, w końcu minęło już pięć lat od jej drugiego rozwodu, ale irytowało mnie, że zachowuje się jak nastolatka. W dodatku Jurek nie raczył odpisać na żadnego z moich esemesów. Tylko Patryk wysłał mi lakoniczną wiadomość.

Miałam się nie martwić, bo ojciec wezwał posiłki w postaci swojej matki

Aż jęknęłam, czytając ostatnie zdanie. Wiedziałam, że teściowa również nie wybaczy mi samotnego urlopu.

– Przepraszam, gadam tylko o sobie – zreflektowała się Marysia.

Przez dwa kolejne dni starałam się zapomnieć o sytuacji w domu, choć przynajmniej raz dziennie rozmawiałam z najstarszym synem. Mimo jego zapewnień, nie umiałam poradzić sobie z milczeniem męża i niechęcią do rozmowy ze mną ze strony młodszych dzieci. Gdyby nie Marysia, wsiadłabym w pierwszy lepszy autobus i skruszona wróciła do domu.

– Ani mi się waż – ostrzegła przyjaciółka i trzeciego dnia, chcąc poprawić mi humor, załatwiła nam randkę z kierowcą – handlowcem.

Nie sądziłam, że Marek w ogóle zwrócił na mnie uwagę, ale tamtego popołudnia nie przestawał wypytywać o moje życie. Od dwudziestu lat w związku z tym samym mężczyzną? Szczęściara! Znalazłaś kogoś, z kim byłaś w stanie zbudować trwały związek! Trójka dzieci? Zazdroszczę ci, marzę choćby o jedynym. Masz ich zdjęcia? Jak duże? Nie wyglądasz na mamę tak dorosłych synów (śmiech). A gdzie oni teraz są? Z mężem? Wspaniały facet, ja nigdy bym ciebie nie wypuścił z rąk – nie przestawał komplementować, a kiedy zauważył, że zrzedła mi mina na wspomnienie o mężu, natychmiast zmienił temat rozmowy na plany na najbliższe dni.

– Świetnie się składa. Załatwiłem wszystkie biznesowe spotkania i mam wolne do soboty, bo wtedy chyba wracacie, prawda? – mówił, jednocześnie zamawiając dla nas deser.

Marysia aż klasnęła w dłonie z radości, a mnie zmartwiła jego obecność

Przyjechałam odpocząć, zażyć relaksujących zabiegów i nagadać się z przyjaciółką za wszystkie czasy, a nie spędzać czas z obcym facetem. Ale co było robić, skoro Marek jej się podobał? Chyba jednak wyczuł moje niezadowolenie, bo obiecał, że będzie jedynie absorbował nas swoją obecnością popołudniami. „Dobre i to” – pomyślałam, żegnając się z nim. Nie dodał tylko, że te popołudnia będą się ciągnąć aż do wieczora. Nie odstępował nas na krok, wymyślając coraz to nowe atrakcje.

Widząc błagalną minę przyjaciółki, próbowałam wykręcić się z niektórych, ale Marek nie pozwolił mi oddalić się ani krok. Nie rozumiałam jego nadmiernej troski o mnie do czasu, gdy podczas jednego z wieczorów, wykorzystując chwilową nieobecność Marysi, wyznał, że ciągle o mnie myśli.

– Nie odtrącaj mnie – wyszeptał.

Wzburzona, uciekłam do hotelu, ale nie odważyłam się opowiedzieć przyjaciółce o tym, co zaszło między nami. Nie chciałam niszczyć jej wakacji, więc zaczęłam unikać spotkań z Markiem. Zdziwiłam się więc, gdy któregoś wieczoru zapukał do drzwi mojego pokoju. Był sam, nie licząc bukietu róż i butelki szampana. Czerwieniąc się, przepraszał za swoje zachowanie. Chciał wejść, ale go nie wpuściłam, więc siedział pod drzwiami tak długo, aż uległam. Sama nie wiem, czemu w końcu otworzyłam mu drzwi.

Racjonalnie rzecz ujmując, zrobiłam to, słysząc na podjeździe pod moim oknem śmiech Marysi, ale była to tylko część prawdy. Upór Marka, jego słowa, zainteresowanie obudziły we mnie tęsknotę za mężczyzną i namiętnością, która dawno wygasła między mną a Jurkiem. Uchyliłam drzwi, a on rzucił się na mnie niczym wygłodniałe zwierzę. Zdarł ze mnie bluzkę i spódnicę, i nim zdążyłam się zorientować, leżałam pod nim naga. Nawet nie zdążyłam się zawstydzić swoim naznaczonym upływem czasu ciałem.

Zapamiętałam się w rozkoszy, dziękując w duszy recepcjonistce, że umieściła Marysię w odległym pokoju na końcu korytarza. Dawno nie czułam się tak pożądana. Wprawdzie przed Jurkiem miałam dwóch chłopaków, ale tego, co przeżyłam z Markiem nie dało się z niczym porównać.

– Jesteś jak piękny, dojrzały owoc – ucałował moje dłonie, zostawiając mnie samą nad ranem.

Ku swojemu zaskoczeniu ani przez chwilę nie czułam się winna temu, co zaszło. Przeciwnie – miałam wrażenie, że los postanowił wyrównać mi lata poświęceń dla męża. Powiedzieć, że straciłam dla Marka głowę, to stanowczo za mało. Oszalałam na jego punkcie. Odtąd każdą noc spędzaliśmy razem. Wracaliśmy już jako kochankowie, skrzętnie skrywając swoje uczucia przed nieświadomą niczego Marysią.

Nie zastanawiałam się, co będzie dalej, ale Marek dokładnie wszystko przygotował

Odtąd spotykaliśmy się dwa razy w miesiącu w godzinach pracy Jurka, gdy dzieci były w szkole. Trzy godziny w hotelu zaczęły nadawać sens mojemu życiu. Istniałam tylko po to, by widywać się z Markiem i za każdym razem pragnęłam go jeszcze bardziej.

– Chcę z tobą zamieszkać – wyznałam mu podczas jednego z naszych spotkań. – Chcę z tobą żyć, dać ci wszystko, na co zasługujesz.

Zamilkł, ale po chwili zapewnił mnie, że bardzo się cieszy, tylko nie jest w stanie zapewnić mi życia na dotychczasowym poziomie. Na nic zdały się moje tłumaczenia, że ja i dzieci nie potrzebujemy wiele.

– Zresztą one będą żyć z alimentów – pocieszyłam go.

Nie wiem, czemu nie wyczułam wahania w jego głosie. Nawet fakt, że po tamtej rozmowie Marek zaczął mieć mniej czasu na randki, nie zmienił mojego podejścia do niego. Uznałam, że chce zarobić na wspólne mieszkanie, więc cierpliwie czekałam, aż wróci do tematu. Tyle że on milczał. Wpadał na nasze randki jak po ogień, raz na miesiąc lub dwa, i znikał, tłumacząc się przepracowaniem. W końcu, przyparty przeze mnie do muru, wyznał, że ma poważne kłopoty finansowe. Jego firma splajtowała, zostawiając go z poważnymi długami.

– Zmusili mnie, żebym założył działalność gospodarczą, a teraz nie mam z czego opłacić choćby ubezpieczenia. Długi rosną… Mówisz o wspólnym życiu, a ja jestem zwyczajnym biedakiem. Facetem, który dał się wyrolować – ukrył twarz w dłoniach.

Sama wymyśliłam, że pomogę mu spłacić długi, wyjmując z banku pieniądze, jakie przez lata zaoszczędziliśmy z Jurkiem. Marek nie chciał o tym słyszeć, ale nalegałam.

– Nie tak mieliśmy zacząć nasze wspólne życie – tłumaczył się, gdy wręczyłam mu papierową torbę wypchaną pieniędzmi.

Było tego czterdzieści tysięcy złotych. Na koniec przytulił mnie do siebie mocno i tyle go widziałam.

Nie pozwolił mi się pożegnać z dziećmi

Następnego dnia Jurek dowiedział się o mojej wypłacie ze wspólnego konta i urządził mi karczemną awanturę. Wściekła, pewna, że te pieniądze należą mi się za lata pracy u niego, zagroziłam mu rozwodem i powiedziałam o Marku. Przysiadł z wrażenia, gdy usłyszał, że nasze oszczędności poszły na spłatę długów mojego kochanka. Po czym wstał i kazał mi się wynosić ze swojego domu. Najspokojniej, jak umiałam wytłumaczyłam Patrykowi powody mojej wyprowadzki.

– Miałaś tylko wyjechać na wczasy! Coś ty narobiła, mamo! – wydarł się na mnie zszokowany syn.

Po jego reakcji Jurek nie pozwolił mi pożegnać się z pozostałą dwójką. Odeszłam pewna, że zamieszkam z Markiem i wkrótce ściągnę do siebie do dzieci. Gdy sytuacja się uspokoi, przekonam je, że postąpiłam słusznie, poznam z Markiem, którego z pewnością polubią. Tyle że na razie zostałam bez dachu nad głową, a mój ukochany nie oddzwaniał ani nie odpisywał na wiadomości.

Zrozpaczona poprosiłam o pomoc Marysię. Nie mogła uwierzyć, że zdradziłam ją i Jurka, ale na jakiś czas użyczyła mi swojej kanapy. Gdy Marek wciąż milczał, zaczęła wspólnie ze mną szukać informacji na jego temat. Dopiero odpowiadając na jej pytania, zdałam sobie sprawę, jak niewiele wiedziałam o człowieku, któremu pożyczyłam oszczędności życia. W zasadzie nie wiedziałam nic. Podobno pochodził z Przemyśla, ale w Internecie nie było nikogo takiego.

Nie istniała żadna firma zarejestrowana na takiego człowieka, jakby Marek rozpłynął się w powietrzu. Musiały minąć dwa długie miesiące, nim namówiona przez przyjaciółkę odważyłam się pójść na policję i opowiedzieć o własnej głupocie. Ze wstydem przyznałam, że nigdy nie widziałam żadnego dokumentu należącego do Marka. W hotelach, w których się spotykaliśmy, to ja się meldowałam. Samochód, którym jeździł, okazał się kradziony, tak samo, jak telefon, którego używał. Nazwisko prawdopodobnie zostało zmyślone. Nie widniał nawet w policyjnej bazie oszustów i złodziei.

– Może to ktoś nowy na rynku, choć po sposobie zachowania widać, że zna się na rzeczy – rzucił prowadzący moją sprawę funkcjonariusz. – Przykro mi, ale została pani oszukana.
– Oszukana – dźwięczało mi w głowie, gdy odbierałam polecony z pozwem rozwodowym wniesionym przez mojego męża i pismem o pozbawienie mnie praw rodzicielskich
. – Oszukana – myślałam, łykając garść tabletek nasennych, po tym, jak listonosz wręczył mi kolejne pismo.

Tym razem z żądaniem spłaty należnych mojemu mężowi czterdziestu tysięcy złotych. Wraz z odsetkami. Uratowała mnie Marysia.

To była dla wszystkich bolesna lekcja życia

Nie zawiodłam się na swojej przyjaciółce. Znalazła mi pokój u poczciwej starszej pani i dorywczą pracę. Załatwiła prawnika, który obiecał walczyć o równy podział majątku i spotkania z dziećmi. Zrobiła wszystko, by przekonać Patryka do rozmowy ze mną. Wspierała mnie, bo jak powiedziała, mogła być na moim miejscu. Przecież ona także uległa urokowi Marka i właściwie to ona wprowadziła go do mojego życia.

Marysia próbowała pogodzić mnie z Jurkiem, ale im dłużej trwała nasza separacja, tym mniejszą miałam ochotę wracać do dawnego życia. Gdy już okrzepłam w swoim nieszczęściu, zrozumiałam, że nie chcę spędzić z moim byłym mężem reszty życia. Sama nigdy bym od niego nie odeszła, ale fakt, że wyrzucił mnie z domu i zmusił do odnalezienia się w nowej sytuacji, dodał mi odwagi. Wciąż walczę z Jurkiem o opiekę nad dziećmi. Wielomiesięczna rozłąka odbiła się na moich relacjach z młodszym synem i córeczką. Helenka nie może mi wybaczyć, że ją porzuciłam, choć przecież nigdy tego nie zrobiłam. Damian opuścił się w nauce. Najstarszy Patryk wciąż jest rozdarty między lojalnością wobec ojca a miłością do mnie, ale przynajmniej ze sobą rozmawiamy.

Coraz częściej sam dzwoni, żeby opowiedzieć o tym, co dzieje się w jego życiu. Czasami proponuje spotkania. Dziwne, ale oddalenie fizyczne sprawiło, że zbliżyliśmy się do siebie. Syn dzieli się ze mną swoimi marzeniami, chwali sukcesami i szuka pocieszenia po porażkach. Mam nadzieję, że Helenka i Damian także kiedyś mi wybaczą. Zrozumieją, że złakniony uwagi człowiek zdolny jest do największego szaleństwa, i wyciągną z mojego doświadczenia wnioski.

-->