Zimą do opuszczonego domu podjechała ciężarówka. Wyszła z niej młoda kobieta i dwoje dzieci.

Był wczesny zimowy poranek, gdy pod stary, dawno opuszczony dom podjechał samochód, taki jakich używa się do przeprowadzek.

Po chwili z samochodu wysiadła drobna, młoda kobieta, tuż za nią wyskoczył może 14-letni chłopiec, a chwilę później kobieta pomogła wysiąść małej dziewczynce.
Wszyscy zastanawiali się – co ta młoda kobieta tutaj robi i czemu wprowadza się do tej ruiny.

Przecież ten dom od lat był niezamieszkały i na pewno, nie było to miejsce dla małych dzieci.
– Może dostała to w spadku i dopiero teraz się o tym dowiedziała – snuła domysły ekspedientka w jedynym sklepie we wsi.

– A ja myślę, że dom był wstawiony na sprzedaż, a jak wygląda, to widać, więc pewnie był tani i ona go kupiła – mówiła sołtysowa.
Młoda kobieta nieświadoma zainteresowania, jakie wzbudziła w mieszkańcach, powoli wnosiła swój dobytek do środka, a nie było tego zbyt dużo.

***

– Dzieciaki za trzy dni jest dzień sprzątania świata, więc na drugiej i trzeciej godzinie wychodzimy posprzątać okolice szkoły i teren wkoło Domu Kultury i Biblioteki – zapowiedział dyrektor szkoły.

– Co mamy przynieść? – Czy potrzebne będą łopaty i grabie? – Dzieciaki pytały jedno przez drugie.
Wtedy do dyrektora podszedł wychowawca klasy i powiedział szeptem:

– Panie dyrektorze mam inny pomysł, może nawet lepszy. W naszej klasie od tygodnia jest nowy uczeń- Jurek, on z mamą i siostrą niedawno wprowadził się do tego opuszczonego domu przy sklepie. Podwórko jest tam mocno zagracone, a nie sądzę, że jego mama sama poradzi sobie z jego uprzątnięciem. Może my tam posprzątamy?

Dyrektor się zgodził, a i klasa nie miała nic przeciwko pomocy koledze.

Wychowawca wiedział, że Jurek nie ma ojca, a że nauczyciel był człowiekiem o złotym sercu, który pomaganie ma we krwi, starał się zorganizować pomóc dla samotnej kobiety i jej dzieci.

***
Porządkowanie przebiegało sprawnie, do pomocy włączyli się też inni mieszkańcy wioski, nawet sołtys obiecał pomóc uzyskać środki na naprawę dachu i wymianę pieca.

Po skończonej pracy Maria (bo tak miała na imię młoda kobieta) podeszła do wychowawcy i w kilku słowach opowiedziała swoją historię.

Maria po wyjściu za mąż przeprowadziła się do miasta, tam też urodziły się jej dzieci.
Dobrze im się żyło, ale latam wydarzył się wypadek i jej mąż zginął. Wiedziała, że nie da sobie rady w mieście z dwójką dzieci, dlatego za ubezpieczenie męża postanowiła kupić domek na wsi.
– Niestety, tylko na to było mnie stać. – rozpłakała się.
– Pani Mario proszę nie płakać – wychowawca nie bardzo wiedział, jak się zachować.
I wtedy podeszła sołtysowa, wzięła Marie za rękę i powiedziała:
– Nie martw się dziecinko, nie damy Ci zginąć, tutaj wszyscy jesteśmy jak jedna rodzina, a ty teraz też do niej należysz.

-->