Kiedy żyłam w innym mieszkaniu, często rozmawiałam ze staruszką z naszego wejścia. Nie jakoś sztywno, ale towarzysko. Często do mnie zaglądała – a to żeby poprosić o coś, a to na herbatę. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie, żebym kupiła mleko w drodze do domu. Od tego czasu mój numer się nie zmienił. 2 tygodnie temu zadzwoniła do mnie znowu. Od razu nawet nie wiedziałam, kto dzwoni, ale potem zrozumiałam. Danuta Markowska powiedziała, że jej córka kupiła dla syna owsiankę dla dzieci, tłuczone ziemniaki i kompoty, ale okazuje się, że nie jest fanem tego wszystkiego, a Danuta miała to całe jedzenie dla dzieci, a przypomniała sobie, że kiedy przeprowadziłam się do nowego mieszkania, byłam w 2 miesiącu ciąży. Staruszka postanowiła przekazać nam wszystko, ponieważ zebrała już wiele słoików, a ona ich nie je, postanowiła zanieść je nam, mojej córce.
Ponadto powiedziała, że ma dla mnie ubrania, „prawie nienoszone, córka przekazała, a ona ubiera się w różnych warszawskich butikach”. Nie chciałam odmówić staruszce, powiedziałam, że mój mąż wpadnie po to, żeby zabrać. Następnego dnia po pracy mężczyzna transportem publicznym w godzinach szczytu dotarł do Danuty, a następnie wrócił do domu z ogromną torbą. To prawda, że kiedy wrócił, zdaliśmy sobie sprawę, że wszystko poszło na marne. Jedzenie dla dzieci wyrzuciliśmy z hukiem, ale nie będę nawet opisywać, jakie ubrania mi dała. Wstydziłam się, że wzięłam to od niej. Później Danuta zadzwoniła do mnie, aby dowiedzieć się, czy podobały nam się prezenty. Powiedziałam, że jeszcze nie wypakowywaliśmy ubrań, ale córka zjada jedzenie tak, że uszy jej się trzęsą.
Była zachwycona i powiedziała, że poprosiła córkę o odebranie tej samej męskiej paczki dla mojego męża.
– Danuto, Kamil nie potrzebuje ubrań, ma i tak ich dużo, poza tym on nie cierpi ubrań z drugiej ręki. No i jest bardzp wysoki, ciężko coś na niego znaleźć.
– Nie martw się kochana, mój zięć też jest wysoki, ma szerokie ramiona, trochę schudł, ale na pewno te rzeczy będą świetne dla Twojego męża. Powiedziałam córce, że jesteście biedni i potrzebujecie pomocy – ona często pomaga potrzebującym – odpowiedziała nasza sąsiadku. Po słowach „żbiedacy” i „potrzebujący” wpadłam w histerię. Parafrazując: pomaga nam, potrzebującym. Powiedz mi, dlaczego stara sąsiadka uznała, że nasza rodzina potrzebuje pomocy? Czy powinnam była niegrzecznie wysłać ją gdzieś w diabli, kiedy zaoferowała nam „pomoc”, żeby zrozumiała, że mamy pieniędze? Może w ten sposób chciała skłonić córkę do miłosierdzia, Nie wiem.