„Urodziłam córkę z gwałtu. Nienawidziłam jej. Zastanawiałam się, czy ma oczy tamtego… bydlaka”

„Mama wmawiała mi, że dziecko to dar Boży, nie mogła doczekać się wnuczki, powiedziała, że sobie we dwie poradzimy… Dla mnie córka była »tym czymś«. Nie mogłam się przemóc. Nie poczułam instynktu. Nie potrafiłam zajmować się dzieckiem. Chciałam ją kochać, ale nie potrafiłam…”

 Dziś już wiem, że największy błąd, jaki wtedy popełniłam, to zamknięcie się ze swoim bólem w czterech ścianach. Nie pozwoliłam sobie pomóc. Cenę za to płacę nie tylko ja, ale głównie moja córka. Gdybym mogła cofnąć czas…

– Piśnij choć słówko, to pokażę ci, na co mnie stać!

Tamtego dnia wracałam z drugiej zmiany w pracy. Jak zawsze okrężną drogą, by uniknąć podziemnego przejścia. Bałam się nim przechodzić, bo było tam ciemno i nieprzyjemnie. Często przesiadywali w nim pijacy, menele, narkomani. Wolałam nadrobić prawie kilometr, ale iść cały czas alejkami. Myślałam, że tak będzie bezpieczniej. Myliłam się… Nawet na oświetlonej drodze może dojść do nieszczęścia.

Pojawił się znikąd. Był wysoki, silny, śmierdzący wódką i papierosami. Miał czapkę z daszkiem, naciągniętą tak, że nie widziałam jego twarzy. Dostrzegłam tylko okropny uśmiech. Złapał mnie nagle od tyłu, przyłożył do szyi nóż i zagroził, że jeśli szepnę choć słówko, to najpierw potnie mi twarz, a potem wbije ostrze w oko.

Sparaliżowana strachem dałam się wciągnąć do ciemnego parku, gdzie brutalnie mnie zgwałcił, a następnie powiedział: – Piśnij choć słówko, to pokażę ci, na co mnie stać! Nie pamiętam, jak udało mi się dotrzeć do domu. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, usiadłam na podłodze i zaczęłam krzyczeć. Nie chciałam powiedzieć przerażonej mamie, co mnie spotkało. Pragnęłam tylko, żeby mnie mocno przytuliła.

– Nikt ma się o tym nie dowiedzieć. Inaczej się zabiję, przysięgam!

– Już dobrze, kochanie, jesteś bezpieczna – głaskała mnie po głowie i uspokajała. W końcu powiedziałam jej, co się stało, ale stanowczo odmówiłam wizyty na komisariacie. Bałam się, że policjanci będą mnie wiele razy pytać o przebieg zdarzenia, że będą to wałkować i ciągle mi przypominać. Obawiałam się, że uznają, iż sama jestem sobie winna. Nie chciałam czuć tego wstydu i upokorzenia. Ale najbardziej przerażała mnie możliwość zemsty tego bydlaka. Mama długo mnie namawiała, aż w końcu wpadłam w histerię.

– Nikt ma się o tym nie dowiedzieć, rozumiesz? Nikt! Inaczej się zabiję, przysięgam! Od dziś nie chcę słyszeć już słowa na ten temat albo odbiorę sobie życie! – krzyknęłam i zamknęłam się w pokoju. Mama uszanowała moją decyzję, chociaż widziałam, jak się gryzie i jak jej ciężko. Bardzo chciała mi pomóc, ale nie wiedziała jak. Bała się, że spełnię swoją groźbę, więc nie wracała do tematu. Była przekonana, że jeśli nie będę o tym mówić, to w końcu uda mi się wymazać ten wieczór z pamięci.

Nie chciałam zostać matką! Nie w taki sposób!

Tak się jednak nie stało. Jego konsekwencje miały być o wiele poważniejsze, niż mój żal, smutek, ból i upokorzenie. po kilku tygodniach zorientowałam się, że jestem ciąży! Byłam załamana. Nie chciałam zostać matką! Nie w taki sposób! Nie wiedziałam, co robić. Najchętniej usunęłabym ciążę. Wiedziałam jednak, że żaden ginekolog nie wykona zabiegu na życzenie. A dowodów na to, że mój stan jest wynikiem gwałtu, nie miałam. Nie zgłosiłam przecież popełnienia przestępstwa.

Może w większym mieście, za większe pieniądze znalazłabym lekarza, który by mi pomógł, ale nie u nas. Zresztą, nie miałam ani pieniędzy, ani odwagi, by szukać ratunku gdzieś dalej. Bo tak o tym myślałam. Ja nie zabijałabym dziecka. Ja po prostu potrzebowałam pomocy, by uratować swoje życie. Niestety, znikąd jej nie dostałam…

Po jakimś czasie moja mama zorientowała się, że jestem w odmiennym stanie. Nie wiedziała, jak ze mną rozmawiać, o co spytać. Widziałam, że się miota.

– Tak, mamo. Jestem w ciąży. Chyba nie muszę ci mówić, kiedy i jak to się stało. Proszę cię, pomóż mi, ja nie mogę urodzić tego dziecka! – rozpłakałam się.

– Matko przenajświętsza, co też ty opowiadasz! – krzyknęła mama i zrobiła znak krzyża.

– Przecież dziecko niczemu niewinne! Urodzisz, pomogę ci, poradzimy sobie! – przekonywała mnie. Przez całą ciążę mama wmawiała mi, że to cud, dar Boży, że nie może się doczekać pierwszego wnuka. Ja tak nie myślałam. Nie chciałam nawet znać płci tego dziecka. Dla mnie było po prostu „tym czymś”, czego bardzo nie chciałam, nie kochałam i byłam pewna, że nigdy nie pokocham. Denerwowała mnie ta radość matki, jej ekscytacja, ciągłe powtarzanie, że jak zobaczę dziecko, to od razu się zakocham…

Kilka razy wzięłam ją na ręce, z przymusu

Ani poród, ani kolejne dni i tygodnie niczego nie zmieniały. Patrzyłam na różową pomarszczoną kulkę i nie mogłam się przemóc. Była dla mnie brzydka i odrażająca. Nie poczułam instynktu, żadnego przypływu miłości, wzruszenia i rozczulenia. Nie wiedziałam nawet, jak dać jej na imię. W końcu wymyśliłam, że będzie Genowefą. Nienawidziłam tego imienia. Było brzydkie. Tak, jak ona.

– Bój się Boga, dziecko chcesz krzywdzić! – zdenerwowała się mama.

– Będzie Hanna, po babci – zadecydowała. Nie protestowałam. I tak ona załatwiała wszystkie urzędowe formalności. Nie potrafiłam zajmować się dzieckiem. Nie wyobrażałam sobie, że miałabym przystawić ją do piersi! Pielęgniarki początkowo robiły wszystko, co w ich mocy, by mi pomóc, ale w końcu, widząc mój opór, odpuściły.

W domu Hanią zajmowała się głównie mama. Ja nie chciałam. Złościła mnie. Tym, że non stop ryczy i nie wiadomo, czego chce. Kilka razy wzięłam ją na ręce, z przymusu. Patrzyła na mnie wtedy tymi wielkimi oczami i uspokajała się, z czasem zaczynała gaworzyć, uśmiechać się. Ja jednak nie mogłam wykrzesać z siebie żadnych ciepłych uczuć. Patrząc na nią, zastanawiałam się, czy ma oczy tamtego bydlaka? Czy to jego nos? Czy to po nim te kręcone, blond włosy? Była zupełnie inna niż ja.

Patrzyłam na nią, jak na owoc mojego największego nieszczęścia

Mijały lata. Zajmowałam się córką tylko tyle, ile musiałam. Świadomie brałam często drugie zmiany i nadgodziny – by nie musieć z nią przebywać, czytać jej na dobranoc, usypiać… Moja mama doskonale sprawdzała się w roli opiekunki. Była zakochana w Hani, rozpieszczała ją, miałam wrażenie, że próbuje kochać ją za nas dwie…

Jednak w głębi serca było mi przykro. Zazdrościłam mamie, że potrafi darzyć Hanię tak czystym, wielkim uczuciem. Ja, choćbym chciała, nie mogłam spojrzeć na nią inaczej, jak na owoc mojego nieszczęścia, najgorszej nocy w moim życiu, o której mi wciąż przypominała. To mama chodziła na szkolne przedstawienia i wywiadówki, odrabiała z Hanią lekcje i wysłuchiwała jej problemów.

Im więcej czasu mijało, tym bardziej oddalałam się od mojego dziecka, dzielił nas coraz większy mur. W końcu córka przestała nawet do mnie przychodzić. Chyba zauważyła, że to nie ma sensu. Kiedy miała 11 lat, usłyszałam, jak mówi do mojej mamy: – Babciu, a dlaczego mama mnie tak nienawidzi? Co jej zrobiłam? Czy to dlatego, że tata zostawił ją zaraz po tym, jak dowiedział się, że mam przyjść na świat? Usłyszałam w jej głosie taki żal i ból, że poczułam wyrzuty sumienia…

Przypadkiem dowiedziałam się też, jaką wersję opowiedziała jej babcia. Stałam za drzwiami i słuchałam dalej.

– Ja się naprawdę starałam, zawsze! Byłam grzeczna i dobrze się uczyłam, żeby mama mogła być dumna. Ale ona i tak nigdy się nawet do mnie nie uśmiechnęła. Też już jej chyba nie lubię… Babciu, cieszę się, że mam ciebie! Jesteś najlepsza na świecie! I choć wiedziałam, że ma rację, zabolały mnie jej słowa. Przepłakałam całą noc. Chciałam ją kochać, ale nie potrafiłam.

W oczach mamy widziałam ból, złość i pretensję

Może gdybym wtedy, kilkanaście lat temu, poszła do psychologa, pomógłby mi się z tym uporać i wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Ale teraz było już za późno… Za daleko to zabrnęło, za bardzo ją odsunęłam, za bardzo… znielubiłam.

Właśnie wtedy, tej nocy, podjęłam decyzję. Musiałam wyjechać, to było jedyne rozwiązanie. By nie musieć na nią patrzeć, by nie ranić siebie, mamy i jej… Znalazłam pracę w Niemczech. W oczach mamy widziałam ból, złość i pretensję. W jej – tylko ulgę i obojętność.

Mieszkam za granicą już trzy lata. Do Polski jeżdżę rzadko. Przesyłam mamie co miesiąc pieniądze, założyłam też specjalne konto oszczędnościowe dla Hani. Jeszcze o tym nie wie, ale uważam, że jestem jej to winna. Będzie miała na start, jak już stanie się dorosła.

Zamknęłam się nie tylko na nią, zamknęłam się na ludzi. Jestem zgorzkniałą, samotną kobietą, nie potrafiącą nawiązywać normalnych relacji. Kilka godzin, jeden wieczór zniszczył całe moje życie. I jej też… Choć czuję się z tym źle, nic na to nie mogę poradzić, nie potrafię jej pokochać.

-->