Znaleźliśmy okazję, by pojechać do teściowej syna na wieś. Zobaczywszy jej dom, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Jedyne, co chciałam zrobić, to niepostrzeżenie zostawić jej jakieś pieniądze.

Pół roku temu nasz jedyny syn wziął ślub. Ślub nie był dokładnie taki, jak sobie wyobrażaliśmy. Ja i mój mąż jesteśmy dość zamożni. Mamy własną firmę; on jest dyrektorem, ja księgową, finanse idą dobrze i nie brakuje nam na życie.

Syn nie chciał iść w biznes, dostał się na medycynę, chciał zostać lekarzem jak dziadek. Co prawda, Bartkowi zabrakło kilku punktów do studiowania za darmo, ale szybko rozwiązaliśmy ten problem – przenieśliśmy go na płatne studia.

Tak Bartek stał się studentem. Bartek zawsze z zapałem opowiadał o swojej koleżance z grupy, Oli, mówił jaka jest piękna i mądra. A gdy skończył studia, przyprowadził ją do nas i powiedział, że się z nią ożeni. Z radością przyjęliśmy tę nowinę i od razu zaczęliśmy planować wesele.

Ale Bartek nas zatrzymał, mówiąc, że on i Ola nie chcą wielkiego przyjęcia, tylko pójdą do Urzędu Stanu Cywilnego i potem będziemy świętować w jakiejś kameralnej restauracji. Takie rozwiązanie mi nie pasowało, bo przez wiele lat marzyłam o zaproszeniu całej licznej rodziny na wesele jedynego syna. Nie żałowałabym na to pieniędzy.

Ale młodzi postawili na swoim. Wzięli ślub w lipcu; do restauracji przyjechała matka mojej synowej. Prosta kobieta, widać było, że dużo pracuje. Była ubrana skromnie, nawet wtedy pomyślałam, dobrze, że nie robiliśmy wielkiego wesela, bo byłoby mi wstyd przed krewnymi.

Krystyna dała dzieciom tylko tysiąc zł, podczas gdy my podarowaliśmy im mieszkanie w centrum miasta i auto dla syna. Spędziliśmy trochę czasu w restauracji, Krystyna głównie milczała, było widać, że czuje się nieswojo w naszym towarzystwie. Co do dzieci, nie wtrącałam się.

Bartek i Ola znaleźli pracę, a my z mężem pomagamy im, jak możemy. Od Oli dowiedziałam się, że jej matka obchodzi w sobotę 50. urodziny. Nie tyle chciałam jej złożyć życzenia, co bardzo chciałam zobaczyć, jak ona żyje. Więc postanowiliśmy pojechać do niej z okazji urodzin. Kupiliśmy ekspres do kawy i kwiaty i wyruszyliśmy w drogę.

Była to nasza pierwsza wizyta na wsi. Kiedy przyjechaliśmy swoim drogim autem do domu teściowej syna, byłam zdumiona, jak ona żyje. Powiedzieć, że biednie, to nic nie powiedzieć. Krystyna również była bardzo zakłopotana, widząc nas na progu, ale zaprosiła nas do środka.

Nie spodziewała się gości, więc po prostu piliśmy herbatę. W ciągu tych dwóch godzin rozmów, byłam pod wrażeniem tej kobiety. Mimo że dom był stary, w pomieszczeniach było czysto. Ogród również był w idealnym stanie. Ponadto, Krystyna codziennie chodzi do pracy, jest listonoszką. Szybko wykonuje swoją pracę i wraca do domu, bo w domu czeka na nią matka, którą od wielu lat Krystyna opiekuje się.

Córkę wychowała sama. Ola dobrze się uczyła w szkole, więc bez problemów dostała się na darmowe studia medyczne. Dziewczyna marzy o tym, żeby zostać lekarzem i wyleczyć babcię. W domu Krystyny było niezwykle przytulnie i ciepło. Nawet nie chciało mi się od niej wracać do domu. Przy stole niepostrzeżenie wyjęłam z portfela 500 zł i położyłam je w kopercie. „Bylibyśmy zapomnieli. Wszystkiego najlepszego. Proszę, to dla pani, z okazji urodzin” – uśmiechnęłam się i podałam Krystynie kopertę z pieniędzmi.

-->