Od rana stałam przy kuchence, gotując i sprzątając. Nie męczyłam się tak przez cały tydzień w pracy, jak podczas jednego dnia w domu. Myślałam, że sprzątanie już się kończy, ale nagle wrócił mój mąż, Henryk, przechodząc w brudnych butach przez cały salon, a potem jeszcze wszedł do łazienki. Brud był wszędzie na dywanie.
Chciało mi się płakać: właśnie skończyłam go myć, klęcząc na podłodze.
– Henryk! Czy Ty robisz to specjalnie? Zdejmij buty!
– Co jest? Wyskoczyłem tylko na chwilę, nawet śladu nie ma.
– Nie ma śladu?! Spójrz, co narobiłeś.
– Znowu wymyślasz. Sprzątniesz to w dwie minuty.
Takie sytuacje zdarzały się często – ja sprzątałam, a on wszystko psuł. Wytrzymałam to dwadzieścia lat i postanowiłam wynająć pokój i żyć sama dla siebie. Moim nowym współlokatorem został Piotr, który był tak samo dbały o czystość jak ja. Henryk nigdy nie rozumiał, o co mi chodziło.
Codziennie wracał z pracy, podgrzewał jakieś gotowe dania, zmywał naczynia i to było tyle z jego sprzątania. Wszystko to zajmowało mu 15 minut. No nie rozumiał mnie.
Moja dorosła córka opowiadała mi ostatnio, co jej ojciec, a mój mąż nawymyślał do swojej matki.
– Miała przecież pralkę. Ile to ludzkość już wymyśliła, a ona wiecznie narzekała, że jest jej ciężko. I jeszcze problemy z pieniędzmi się wyjaśniły, jak odeszła. Na co tyle wydawała…
Opowiadał o tym wszystkim swojej mamie, jedząc pyszną zupę, którą dla niego ugotowała.
– Oj, synu, nie wiem… Może po prostu od dawna chciała Cię zostawić, może znalazła innego i tylko szukała pretekstu. Muszę już iść, ale zrobiłam Ci pranie i wyprasowałam wszystkie koszula. A, i umyłam Ci łazienkę, nawet fugi pomiędzy płytkami. Widziałeś, wczoraj powiesiłam zasłony, i wszystkie garnki wyszorowałam. Na patelni są kotlety i ziemniaki, a barszcz w lodówce. Zrobiłam też trochę zakupów. Wszystko gotowe. Jutro będę o szóstej, zrobię Ci kanapki do pracy. Nie martw się.