W zeszłym roku wyprowadziłam się na swoje, zostawiając rodzinny dom, gdzie mieszkali moi rodzice i brat razem z żoną Ewą. Zamieszkałam tuż nieopodal, ale we własnym domu.
Rodzice zawsze uważali, że młodzi mają żyć swoim życiem i nawet jeśli coś im się nie podobało, to tak długo, jak tylko to możliwe, nie wtrącali się.
Każda rodzina żyła też na swoim piętrze, dzięki temu można było uniknąć niepotrzebnych sporów.
Mama jest jedną z tych kobiet, które nie dadzą się zapędzić do kuchni i mopa przez synową. Wiele lat spędziła w domu opiekując się nami, a teraz, kiedy dzieci są już odchowane, postanowiła rozwijać się zawodowo. Skończyła kiedyś szkołę krawiecką, więc po latach przerwy wróciła do fachu i otworzyła swój mały zakład.
Moja bratowa zaszła dwa lata temu w ciążę i urodziła drobną uroczą córeczkę. Nie planowali dziecka, w ogóle było im nie na rękę. Najpierw chcieli zbudować własny dom, a dopiero potem powiększać rodzinę. A tutaj nagle plany się pokrzyżowały.
Dopóki Ewa mogła być na macierzyńskim, sama wszystko robiła przy dziecku. Ale teraz nagle chce wracać do pracy! Nie może oddać dziecka do żłobka, bo najbliższy jest pół godziny stąd. W ogóle jej się to nie opłaca. Moja mama, wiadomo, z dzieckiem nie zostanie. Więc do kogo przyszła bratowa po pomoc?
Stwierdziła, że skoro i tak nie pracuję, tylko jestem w domu z dzieckiem, to dla mnie to żadna różnica czy będę miała jedno czy dwa.
Odmówiłam nawet się nie zastanawiając.
Teraz jest dla mnie nie tylko opryskliwa, a wręcz agresywna.
– Popatrz Kochanie, przyszła ta ciotka, która Cię nie lubi i nie chce się z Tobą bawić – mówi do córki, która na szczęście jeszcze niewiele rozumie.
Nie mogę tak żyć, ta kobieta niszczy relacje pomiędzy mną, a moim bratem, bo codziennie go przeciwko mnie nastawia. Używa tanich chwytów i przed rodzina robi ze mnie potwora. A czy ja zrobiłam coś złego, że nie chciałam brać odpowiedzialności na tyle godzin za cudze dziecko?