„Nie miałam zamiaru być wredną teściową, ale z moją synową inaczej się nie da. To krnąbrna, leniwa i pusta dziewucha”

„Od razu mi się nie spodobała. Tak się kleiła do Marka, że aż niesmacznie było patrzeć. Myślałam, że w końcu siądzie mu na kolanach. Przez cały czas mówiła, nie dawała nikomu dojść do słowa, śmiała się z tego, co mówiła – słowem: koszmar”.

Nie wiem, czy to ja nie nadążam za nowoczesnością, czy może żona mojego syna jest wyjątkowo trudna we współżyciu? Leniwa i do granic bezpośrednia, żeby nie powiedzieć bezczelna. Ale Marek za nią przepada!

Jestem żoną, matką, babcią i teściową. Z mego doświadczenia wynika, że najtrudniej być teściową. Żoną zostałam trzydzieści lat temu. Mój mąż to naprawdę złoty człowiek. Dobraliśmy się jak w korcu maku. Ja mam na imię Marianna, mój mąż Marian. Rzadko kiedy się kłócimy, nasze małżeństwo zawsze było zgodne, umieliśmy pójść na kompromis, choć muszę przyznać, że do dziś częściej robi to Marian.

Pierwszy raz zostałam matką 28 lat temu – tyle lat ma moja córka Marysia (zostaliśmy wierni tradycji imion). Szczęśliwie wyszła za mąż, urodziła dwoje dzieci, ale – ku mojemu niezadowoleniu – wyjechała w strony męża i teraz dzielą nas setki kilometrów. Widujemy się więc rzadko, bo podróż jest koszmarnie długa i kosztowna.

Nie wiem, co syn w niej widzi
Liczyłam, że ewentualne braki w tej dziedzinie nadrobi mój syn, Marek. Jest tylko rok młodszy od Marysi. Dwa lata temu ożenił się z Ewą. No właśnie… W życiu nie widziałam tak niedobranego małżeństwa. Zupełnie nie wiem, co takiego mój syn w niej zobaczył. Poza urodą, rzecz jasna.

Nie chciałam być wredną teściową, co to nie zdąży jeszcze poznać przyszłej synowej, a już ją krytykuje. Nie mówiłam więc nic, nie wtrącałam się, choć dziś myślę, że to był zły krok. Powinnam się wtrącić, zanim jeszcze było za późno.

Nie wiem, czy to ja nie nadążam za nowoczesnością, czy może żona mojego syna jest wyjątkowo trudna we współżyciu? Leniwa i do granic bezpośrednia, żeby nie powiedzieć bezczelna. Ale Marek za nią przepada!

Jestem żoną, matką, babcią i teściową. Z mego doświadczenia wynika, że najtrudniej być teściową. Żoną zostałam trzydzieści lat temu. Mój mąż to naprawdę złoty człowiek. Dobraliśmy się jak w korcu maku. Ja mam na imię Marianna, mój mąż Marian. Rzadko kiedy się kłócimy, nasze małżeństwo zawsze było zgodne, umieliśmy pójść na kompromis, choć muszę przyznać, że do dziś częściej robi to Marian.

Pierwszy raz zostałam matką 28 lat temu – tyle lat ma moja córka Marysia (zostaliśmy wierni tradycji imion). Szczęśliwie wyszła za mąż, urodziła dwoje dzieci, ale – ku mojemu niezadowoleniu – wyjechała w strony męża i teraz dzielą nas setki kilometrów. Widujemy się więc rzadko, bo podróż jest koszmarnie długa i kosztowna.

Nie wiem, co syn w niej widzi
Liczyłam, że ewentualne braki w tej dziedzinie nadrobi mój syn, Marek. Jest tylko rok młodszy od Marysi. Dwa lata temu ożenił się z Ewą. No właśnie… W życiu nie widziałam tak niedobranego małżeństwa. Zupełnie nie wiem, co takiego mój syn w niej zobaczył. Poza urodą, rzecz jasna.

Nie chciałam być wredną teściową, co to nie zdąży jeszcze poznać przyszłej synowej, a już ją krytykuje. Nie mówiłam więc nic, nie wtrącałam się, choć dziś myślę, że to był zły krok. Powinnam się wtrącić, zanim jeszcze było za późno.

Oniemiałam…

Ona nic nie robi, ja ogarniam dom

Najgorsze było jednak to, że potem postanowili odpocząć na górze, poszli więc do pokoju Marka i dam głowę, że odbyli tam stosunek. Pod moim dachem, podczas gdy ja byłam zajęta parzeniem kawy. Gdy wrócili do pokoju, w ogóle się nie kryli. Sara przy nas poprawiała bluzkę i starła szminkę z policzka Marka. To było obrzydliwe!

– Nie uprzedzaj się, może to takie nasze pierwsze wrażenie – prosił Marian. – Są młodzi, zakochani. Kiedy mają się przytulać, jak nie teraz?

I przytulił mnie, ale to nie uspokoiło moich rozterek.

– Mamo, będę ojcem – poinformował mnie Marek jakiś czas później. –  Chcemy się pobrać!

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że zamieszkają razem z nami. I że stanie się to nieustającym źródłem problemów. Właściwie to nie wiem, czy jestem babcią ich dziecka, czy mamą. Sara niczym kukułka podrzuca swe pisklę, komu się da. Najczęściej mnie.

REKLAMA

Kocham Damianka i nie potrafię odmówić, ale nie czuję się z tym dobrze. Sara nie robi dokładnie nic. Nawet pampersów nie wyrzuci, przez cały dzień uzbiera się ładny stosik. A Marek nie da powiedzieć złego słowa na żonę. Dopóki Sara nie urodziła, nie wtrącałam się.

Potem, gdy próbowałam wypowiedzieć swoje zdanie, moja synowa obnosiła się z miną obrażonej księżniczki. Próbowałam poradzić się Marysi, ale trudno jej było radzić coś na odległość. Obie spotkały się tylko na weselu, wigilii i chrzcinach Damianka.

Czasami zastanawiam się, czy przypadkiem nie wyolbrzymiam problemu i niepotrzebnie się czepiam? Marek unika tych tematów, dwoi się i troi, żebym nie musiała się denerwować. Nawet pieniądze mi podrzuca, bo o to też się swego czasu upomniałam. Nasze emerytury nie są zbyt wielkie, zgromadzone przez lata oszczędności powoli topnieją, niby dlaczego mamy utrzymywać cały dom i rodzinę syna? A synowa co rusz kupuje sobie jakiś ciuch. I co dwa tygodnie biega do kosmetyczki.

Nie wiem, może jestem człowiekiem starej daty, ale nie tak wyobrażałam sobie naszą przyszłość. W każdym razie bardzo trudno być teściową, zwłaszcza jak się ma taką synową.

-->