„Nagle zobaczyłam, że przede mną stoi nie mój ukochany jedynak, tylko jakiś obcy młody mężczyzna, który przebiera nogami w oczekiwaniu, żebym się wyniosła z jego domu. Zapytałam go, jak może sobie patrzeć w lustrze w twarz po czymś takim”.
Patrzyłam na leki w szafce i zastanawiałam się, jak to możliwe, że tak szybko wyszły. No nic, trzeba iść po receptę. Aż się wzdrygnęłam na tę myśl. Apteka oznaczała kolejne wydatki, a tych miałam ostatnio za dużo. Nie mogłam ich uniknąć, bo jak żyć bez ciepłych butów na zimę albo z bolącym zębem.
Chciałam, żeby Adam miał dobry start
No nic. Leki to konieczność, najwyżej nie będzie na coś innego – dumałam. Po wizycie u lekarza pojechałam od razu do naszej starej apteki, gdzie miałam kartę zniżkową. Starej, bo mieściła się o krok od naszego dawnego mieszkania, w którym spędziłam ze Zbyszkiem prawie czterdzieści lat i gdzie wychowałam Adama.
Po śmierci męża oddałam nasze M-4 synowi, a sama przeniosłam się do siostry. Nie, żebym lubiła mieszkać z Izą, ciągle się o coś kłóciłyśmy. Ale chciałam, żeby Adam miał dobry start.
Zanim zdążyłam przejść z przychodni do apteki, Iza zadzwoniła dwa razy. Raz z wymówkami, że zostawiłam zapalone światło, drugi raz, by mi przypomnieć, że jej córka z wnukami będzie na kolacji.
– Żebyś się po kuchni niepotrzebnie nie kręciła – usłyszałam.
Kiedy realizowałam recepty, miałam szczerą ochotę poprosić też o coś na uspokojenie nerwów.
Wychodząc, odruchowo zerknęłam w okna mojej dawnej kuchni. Świeciło się światło. Postanowiłam wpaść do syna i jego dziewczyny.
– Dobry wieczór, Sandro – przywitałam się z moją przyszłą synową. Chyba przyszłą, bo nie byłam pewna, czy ona i Adam w ogóle zdecydują się na ślub.
– Ooo, dzień dobry – młodej kobiecie na mój widok wydłużyła się mina. Chyba nie na takiego gościa liczyła.
– Jest Adam? Akurat byłam tu w naszej aptece… Mam mokry płaszcz. Mogę na moment wejść?
Zawsze czułam się dziwnie, kiedy prosiłam o pozwolenie na wejście do mojego mieszkania. Wciąż jeszcze nie byliśmy z Adamem u notariusza.
Sandra usiłowała być dla mnie uprzejma
Zaproponowała herbatę i zadzwoniła do Adama, żeby ustalić, kiedy wróci do domu.
– Twoja mama tu jest – powiedziała.
Syn przyszedł pół godziny później. Wyglądał inaczej niż zwykle.
– Rozjaśniłeś włosy? – zapytałam.
Mruknął coś w odpowiedzi. Zmian było więcej. Nie tylko nowa fryzura, ale miał na sobie rzeczy w innym stylu niż zwykle, nawet inaczej pachniał. Kiedy Sandra zbierała filiżanki ze stołu, nagle coś przykuło moją uwagę.
– Nowy pierścionek? – przytrzymałam jej dłoń. – Zaraz, czy wy…
Na palcu dziewczyny lśnił piękny brylant słusznych rozmiarów w oprawie z białego złota. Piękna robota. Znam się na tym, mój ojciec był jubilerem.
– Tak, zaręczyliśmy się – Adam wzruszył ramionami. – Jesteśmy razem pięć lat, sama mówiłaś, że czas najwyższy.
Niby tak, ale poczułam się dziwnie, że mi nie powiedzieli wcześniej. Czy Adam nie powinien był chociażby do mnie zadzwonić z taką nowiną? Nie śmiałam się na nich za to obrazić. Oprócz siostry byli moją jedyną rodziną.
Prosiłam tylko o drobną pożyczkę
Pogratulowałam im i wyściskałam oboje. Potem usiłowałam pozbyć się niemiłego wrażenia, że oboje zesztywnieli w moich ramionach. Szybko stamtąd wyszłam, mój płaszcz nawet nie zdążył przeschnąć na kaloryferze.
Tydzień później zadzwoniłam do syna. Starałam się nie być jedną z tych matek, które dzwonią do dorosłych dzieci codziennie. Miał swoje życie i szanowałam to.
– Co tam, mamo? – zapytał niepewnym tonem. Kiedy był mały, używał go, kiedy chciał mnie okłamać.
Cóż, może podświadomie spodziewał się, że dzwonię, bo mam interes. Bardzo nie chciałam prosić go o pożyczkę, ale nie miałam wyjścia. W domu Izy zepsuła się pralka. Fachowiec orzekł, że to przez zbytnie przeciążanie bębna i upychanie prania na siłę.
Oczywiście siostra obwiniła o to mnie, bo kiedy mieszkała sama, pralka przez osiem lat chodziła bez zarzutu. Na moją sugestię, że zepsuła się zwyczajnie ze starości, fuknęła, że albo kupię nową, albo mogę sobie wynająć pokój u kogoś innego.
– Adaś, chciałam cię prosić o tysiąc złotych pożyczki. Muszę kupić pralkę. Dałbyś radę mnie poratować?
Nie przyjął tego dobrze
Najpierw zaczął obrażać ciotkę, że mnie wykorzystuje i pouczał mnie, że nie powinnam być taką ofiarą. Potem stwierdził, że może przyjedzie i naprawi tę pralkę, a kiedy powiedziałam, że fachowiec już był i nic nie zdziałał, syn zaczął robić uniki.
Mówił coś, że nie może mi pożyczyć takich pieniędzy, bo ma wspólne konto z Sandrą i zbierają na ślub. A potem poradził mi, żeby wzięła tę pralkę na raty.
– Teraz każdy sklep daje kredyty na zero procent – poinformował. – Mama, muszę kończyć, dojeżdżam do myjni.
Nie miałam wyjścia, wzięłam pralkę na raty. Oczywiście Iza zrobiła mi awanturę, że kupiłam najtańszy sprzęt, a przecież ten, który niby zepsułam, był z wyższej półki.
– Ale ten jest nowy i na gwarancji! – odcięłam się.
Miałam serdecznie dosyć siostry. Marzyłam o własnym kącie, gdzie nikt by mnie nie przesuwał jak mebel, nie wykorzystywał i nie obwiniał o wszystko. Brakowało mi telewizora, bo u Izy mogłam oglądać to, co chciałam tylko wtedy, kiedy jej nie było.
Kiedy siadała w fotelu, nie było dyskusji, potrafiła przełączyć mi kanał w środku serialu. O własnym telewizorze w pokoju mogłam pomarzyć. Jakiś czas później byłam znowu w przychodni, kiedy ktoś do mnie zadzwonił.
– Sąsiadko! Zalewa nas pani! – usłyszałam głos mojego dawnego sąsiada z dołu.
Przypomniałam mu, że nie mieszkam już nad nim i żeby zadzwonił do syna. Oddzwonił po kilku minutach, bo Adam nie odbierał, a jemu woda lała się z sufitu. Pojechałam do mieszkania i otworzyłam własnym kluczem.
Faktycznie, musiała pęknąć rura, bo z łazienki wypływała istna rzeka. Zakręciłam zawory i rzuciłam się szukać ręczników. Sandra trzymała je zupełnie gdzie indziej niż ja, więc biegałam po całym mieszkaniu.
I wtedy zobaczyłam te wszystkie rzeczy
Nawet nie pamiętam, jak i kiedy wytarłam podłogę. Nie mogłam się powstrzymać, by potem nie zacząć oglądać brylantowej biżuterii Sandry – naszyjnika, kolczyków, bransoletek, ogromnego telewizora, głośników, jakichś urządzeń, których nawet nie umiałam nazwać, kolekcji zegarków, sądząc po wyglądzie, niezwykle drogich modeli.
Nie mogłam pojąć, co widzę. Sandra pracowała w urzędzie, Adam jako nauczyciel, oboje zarabiali przeciętnie. Nie mieli, by pożyczyć mi na pralkę, a stać ich było na te wszystkie rzeczy?
Kiedy w końcu dodzwoniłam się do syna, był wściekły, że weszłam do mieszkania.
Krzyczał, że naruszyłam ich prywatność, a kiedy powiedziałam, że gdyby nie ja, to musiałby zapłacić sąsiadowi z dołu grube pieniądze za koszty remontu, warknął nieoczekiwanie:
– To bym zapłacił!
Nie zapytałam z czego, bo coś zaczynało do mnie docierać. Jak tam byłam ostatnio, oboje byli spięci. Nie zaprosili mnie do salonu. Teraz już wiedziałam, że chcieli ukryć przede mną drogi sprzęt.
Wyglądałam nadejścia syna, stojąc przy oknie. W pewnym momencie zobaczyłam, jak podjeżdża sportowy, luksusowy samochód. Wysiadła z niego Sandra. Pokręciłam głową, zastanawiając się, czym jeździ mój syn.
Wyszłam z pokoju. I nie dałam się spławić
– Co pani robi w naszym mieszkaniu?! – krzyknęła Sandra, kiedy zobaczyła mnie w otwartych drzwiach.
– Ściślej mówiąc, to w moim – poprawiłam ją. – Mieszkasz w moim domu…
– Już niedługo! – wykrzywiła się, a ja straciłam wszelkie złudzenia, że ta dziewczyna kiedykolwiek mnie lubiła.
Tym razem nawet nie starała się zachować pozorów. Ponieważ nie dałam się wyrzucić za drzwi, ostentacyjnie mnie ignorowała, robiąc coś w kuchni. Na pytanie, skąd mają z Adamem tyle pieniędzy, tylko prychnęła pogardliwie. Adam wpadł do domu zdyszany i jeszcze nim zajrzał do pokoju, gdzie ja spokojnie oglądałam telewizję, wypalił.
– I co? Poszła? Spławiłaś ją?
Kazałam synowi opowiedzieć, co się dzieje. Najpierw usiłował mnie lekceważyć, mówić, że nie mam prawa go indagować ani wtrącać się w ich prywatne życie, ale w końcu przyznał niechętnie, że… trafił szóstkę w Lotto.
– Szóstkę? – nie mogłam w to uwierzyć. Nawet jeśli to nie była kumulacja i podzielił się wygraną z innymi szczęściarzami, to i tak zgarnął kilka milionów.
Nie chciał podać mi dokładnej kwoty. Nagle zobaczyłam, że przede mną stoi nie mój ukochany jedynak, tylko jakiś obcy młody mężczyzna, który przebiera nogami w oczekiwaniu, żebym się wyniosła z jego domu.
Człowiek, który mając miliony na koncie i kupując sobie zegarki za kilkanaście tysięcy, nie chciał pożyczyć mi tysiąca złotych na pralkę. Zapytałam go, jak może sobie patrzeć w lustrze w twarz po czymś takim.
Jak w baśni o kwiecie paproci
– No i właśnie dlatego nikomu nie powiedzieliśmy! – wybuchł nagłą złością. – Nikomu! Nie tylko tobie! Rodzice Sandry też nic nie wiedzą! Nasi przyjaciele też! Bo od razu wszyscy by się zlecieli i coś od nas chcieli! To nasze pieniądze i nie zamierzamy ich rozdać!
Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Naprawdę ustalili, że nikomu nie powiedzą? Będą sobie kupować samochody za setki tysięcy, obwieszać się diamentami i nosić jak wielcy państwo, myśląc, że nikt się nie zorientuje? I nagle zrozumiałam, że oni nie mieli przyjaciół. Przecież nie mogli tu nikogo zapraszać, bo musieliby ukrywać swoje luksusy.
Jak w baśni o kwiecie paproci. Możesz dostać wszystko, ale nie możesz się tym z nikim podzielić.
Pojęłam też tę nagłą decyzję o ślubie. To Adam wygrał pieniądze. Sandra jako jego dziewczyna mogła liczyć tylko na prezenty.
Dlatego musiała jakoś go przekonać do szybkich oświadczyn. Stałam tam i słuchałam ich bezdusznych wymówek, kiedy zadzwonił mój telefon. To była Iza. Nie odebrałam. Chwilę potem przyszedł pełen jadu SMS:
„Znowu zostawiłaś włączone ogrzewanie! Mam już dosyć dokładania do goszczenia cię! Masz swoje mieszkanie, możesz wywalić swojego synalka i jego pannicę i tam grzać, ile chcesz!”.
W pierwszym odruchu chciałam odpisać, że dołożę jej do opłat za ogrzewanie, ale nagle pomyślałam, że siostra chociaż raz powiedziała coś mądrego.
Postanowiłam skorzystać z jej rady
– Chciałabym, żebyście opuścili moje mieszkanie – powiedziałam spokojnie. – Zabierzcie swoje brylanty i zegarki, i jedźcie do hotelu. Na pewno stać was na najlepszy. Albo kupcie sobie apartament, wszystko mi jedno.
Nawet nie zaprotestowali. Okazało się, że akurat dopinali umowę kupna dwustumetrowego mieszkania z tarasem w najlepszej dzielnicy. Trzy dni później mogłam wynieść się od siostry i wrócić na stare śmieci.
Dosłownie, bo Adaś i Sandrunia nie pofatygowali się, żeby posprzątać po tym, jak zabrali swój ruchomy majątek. Zostawili mi całą masę niechcianych ubrań i przedmiotów. Musiałam zapłacić synowi sąsiada z dołu i jego kolegom, żeby to wynieśli na śmietnik. Tyle w temacie wdzięczności za to, że mieszkali za darmo w moim mieszkaniu.
Od tamtego czasu nie zadzwoniłam do syna ani razu. Nie czuję potrzeby i chcę dać mu szansę, by to on przeprosił. Całkiem możliwe, że nie zostanę zaproszona na ich ślub. Cóż, jakoś to przeżyję. Á propos przeprosin, to kiedy wynosiłam się od Izy, chyba zrobiło jej się głupio, że tak źle mnie traktowała.
– Pralka jest w zasadzie twoja. Zabierz ją, jeśli chcesz – powiedziała.
Nie chciałam jej, miałam swoją w domu. Ale za to nieco później przyjęłam jej zaproszenie na obiad do restauracji. To wtedy powiedziała:
– Przepraszam, że byłam dla ciebie taka okropna. W domu bez ciebie jest strasznie pusto… Miło byłoby czasem spędzić razem parę godzin, nie?
I tak odzyskałam swoją młodszą siostrę. Wierzę, że skoro ona – naprawdę niekiedy wredna baba – w końcu zmądrzała, to i Adam będzie chciał się ze mną przeprosić. Może zrozumie, że być bogatym i nie dzielić się z innymi to wcale nie jest definicja szczęścia. Taką przynajmniej mam nadzieję.