Córka pojechała na studia. Oddajemy jej połowę naszej pensji, ale ostatnio zobaczyliśmy jak żyje…

Moja córka poszła na studia, więc ja z mężem, solidarnie, postanowiliśmy jej pomagać finansowo. Oddajemy jej połowę pensji męża, co nie jest małą kwotą, szczególnie że ona sama nie pracuje. A teraz, po tym, co zobaczyliśmy…

Postanowiliśmy ostatnio zaskoczyć naszą córkę i odwiedzić w jej akademickim mieście. No i wiecie co? Przeżyłam szok! Jak ona tam żyje… Wydało się, że nasze wysiłki i poświęcenia idą na marne.

Kiedy dojechaliśmy na dworzec, ona nas odebrała i od razu zasugerowała, że pojedziemy do jej mieszkania taksówką. No i wiecie, my z mężem, zawsze oszczędni, mówimy, że autobusem też dobrze, ale ona uparła się na taksówkę. No i za taki krótki kurs zapłaciliśmy prawie 50 złotych! Ja to normalnie nie mogę tego pojąć. Jak można tak bez sensu wydawać pieniądze?

A potem, jak weszliśmy do jej mieszkania, które dzieli z koleżanką, no to już kompletnie mnie zatkało. Wszędzie piękne ozdoby, świeże kwiaty, ramki ze zdjęciami na każdej ścianie. No umie sobie urządzić, nie powiem, ale po co teraz wydawać na takie rzeczy pieniądze? Ja rozumiem, każdy chce mieć ładnie, ale przecież to nie są rzeczy pierwszej potrzeby, a mieszkanie przecież jest tylko wynajmowane.

Wiem dobrze, jak wyglądają pokoje studentów. Moja siostra ma w domu dwoje dzieci, które studiują aż w stolicy, i wiecie co? U nich widać skromność, czysto, ale bez przepychu. Szanują każdy grosz. A moja córka? Wydaje mi się, że trochę zgubiła poczucie wartości pieniądza.

Przez ostatni rok oszczędzałam, jak tylko mogłam. W domu płyny do mycia zamieniłam na ocet, a w sklepie zawsze poluję na promocje. Nawet do szewca nosiłam buty, żeby nie wydawać na nowe. A ona? Zabiera nas do drogiej restauracji, jakby pieniądze leżały na ulicy. Zamówiła tyle jedzenia, że aż mi się w głowie zakręciło. Nie zjedliśmy wszystkiego, to mówię, żeby poprosić o pudełko, to weźmiemy do domu, a ona mówi, żeby zostawić i nie robić wstydu. Na dodatek, pokazuje mi dwie pary nowych butów, które sobie ostatnio kupiła. Rozumiecie to?

I ja sobie myślę, gdzie tu sens, gdzie logika? Ja tu oszczędzam na każdym kroku, a ona wydaje bez zastanowienia. Zaczynam się zastanawiać, czy dobrze robimy, dając jej tyle pieniędzy. Może to błąd?

Teraz myślę, co robić. Jak jej to wytłumaczyć, żeby nie zabrzmiało to jak zarzut, ale jak ważna lekcja życiowa? Jak pokazać jej, że te pieniądze, które jej dajemy, to nie tylko środki do życia, ale też nasze zaufanie i nadzieja, że dobrze je wykorzysta?

Może Wy macie jakieś rady, jak to ugryźć? Bo ja już naprawdę nie wiem. Chciałabym, żeby zrozumiała, ale nie chcę jej też urazić. Jakbyście mogli coś podpowiedzieć, byłabym bardzo wdzięczna.

-->