Mój mąż i ja jesteśmy razem odkąd skończyliśmy 16 lat. Uczyliśmy się w tej samej szkole, w równoległych klasach. Jesteśmy razem od 10 lat i kochamy się tak samo, jak w liceum.
Mama Tomka i ja mamy skomplikowaną relację. Nigdy za mną nie przepadała. Na szczęście mieszkamy z mężem osobno, więc teściową widuję rzadko.
Natomiast moje relacje z ojcem męża to zupełnie inna sprawa.
Nazywam go tatą, a on nazywa mnie córką. Oczywiście nie od razu się tak zaprzyjaźniliśmy, ale od samego początku wszystko było między nami w porządku.
To zresztą nie jedyny problem naszego życia rodzinnego.
Nie możemy mieć z Tomkiem dzieci, bez względu na to, jak bardzo się staramy. Moje ciało jest najwyraźniej niezdolne do poczęcia dziecka, choć o niczym bardziej nie marzymy. Doradzono nam in vitro. Raz udało mi się zajść w ciążę, ale niestety poroniłam we wczesnym stadium. Nie chcę o tym myśleć – mam tego wszystkiego dość. Około pół roku później Tomek pojechał na tydzień w delegację. A niedługo potem teść zamieszkał z nami, bo wiedział, że dużo pracuję i bardzo się męczę, a będąc po poronieniu, nie mam ochoty na nic. Krótko mówiąc, Antoni, tata Tomka, pomagał mi w pracach domowych: gotował, zajmował się praniem, zmywał naczynia… Wcale o to nie prosiłam – robił to, kiedy nie było mnie w domu. Niebawem po powrocie Tomka do domu dostaliśmy świetną wiadomość – spodziewamy się dziecka! Moje szczęście nie znało granic.
Następne dni były najwspanialszymi w naszym życiu. Tomek i Antoni również byli przeszczęśliwi.
Tylko teściowa zareagowała na tę wiadomość z pewnym chłodem. Wszystkie badania przebiegły pomyślnie dla mnie i dla naszej córeczki Marysi.
Ze szpitala wyszłam zadowolona z córeczką na rękach.
Kiedy wróciliśmy do domu, odwiedzili nas rodzice męża. Teściowa, wbrew moim oczekiwaniom, przytuliła mnie, a nawet długo nosiła w ramionach swoją wnuczkę. Antoni cały dzień skakał z radości.
Następnego dnia teściowa wróciła do poprzedniego zachowania, ale nie zwracaliśmy na nią uwagi.
Czas mijał. Postanowiliśmy pojechać na święta do teściów. Kiedy usiedliśmy przy stole wigilijnym, wszyscy wyglądali na szczęśliwych, prócz matki mojego męża. Siedziała naprzeciwko patrzyła na mnie i na mojego bobasa z ukosa. -Tylko ślepiec nie zauważyłaby podobieństwa między Marysią a jej dziadkiem – powiedziała teściowa. Okazuje się, że wszystko sobie policzyła i „wyciągnęła wnioski”. Jej argumenty były według niej nieodparte: nie mogłam zajść w ciążę z mężem, ale jak tylko wyjechał, to się nam udało. Jednocześnie z jakiegoś powodu żyje ze mną Antoni. Oczywiście nikt nie wziął tych słów na poważnie. Ale nie będę nawet wspominać, jak potoczyła się kolacja wigilijna po tym stwierdzeniu.
Po rozmowie z synem i mężem teściowa jakby się uspokoiła, ale do dziś patrzy na Marysię z niechęcią. Jeszcze trochę i zrobię test na ojcostwo.
Nie zrobiłam tego dotychczas tylko dlatego, że to bardzo upokarzające.