„Zwracał mi uwagę na każdym kroku. Że zbyt staromodnie się ubieram, źle wypowiadam, nic nie umiem sama załatwić, nie rozumiem młodych…. Pół biedy, kiedy robił to w domu, gdy byliśmy we dwoje. Ale on potrafił krytykować mnie przy ludziach, przy rodzinie”.
Trudno oczekiwać wdzięczności od dziecka. Wiele lat musi minąć, zanim jedno z drugim nauczy się, że trzeba powiedzieć „dziękuję”. Niektóre dzieciaki, te o większej wrażliwości i empatii, potrafią odwdzięczyć się szacunkiem i dobrym słowem, jeszcze zanim skończą dziesięć lat.
Był wykształconym mężczyzną
Inne dopiero, gdy stają się nastolatkami. A jeszcze inne nie dość, że nigdy nie nauczą się wdzięczności, to jeszcze odpłacają rodzicom złośliwością i notoryczną krytyką. Taki był mój syn…
– Oj, mama. Znowu popsułaś..? Wstyd, normalnie, wstyd. Na całym świecie starsi ludzie dzwonią z komórek, esemesują, robią zdjęcia, a nawet w internecie buszują. A ty nie potrafisz zapisać numeru w książce telefonicznej, nie kasując innych kontaktów…?
– Nie wiem, jak to się stało…
– Ja wiem, mama. Trzeba umysł ćwiczyć do starości, to wtedy pozostaje świeży i lepiej się adaptuje do nowych sytuacji – pukał się w głowę, jakby chciał mi przypomnieć, gdzie ten rozum się znajduje. – A ty nic, tylko się gapisz w te swoje seriale i, za przeproszeniem, głupiejesz…
– Radek..!
– No co, mamuś! Mówię prawdę. Przecież te tasiemce tylko ogłupiają. Tam nie ma nic mądrego. Tylko wydumane problemy. Poczytałabyś coś. Nie wiem, zainteresowałabyś się czymś poważniejszym… – podsuwał pomysły.
Sam zrobił doktorat z ekonomii. Był wykształconym mężczyzną, z czego byłam bardzo dumna, ale wszystkie te szkoły pozbawiły go jednak wyrozumiałości. Zrobiły z niego człowieka nieco zadufanego w sobie, egocentrycznego i nazbyt krytycznego wobec innych.
Napawało mnie nieco mniejszą dumą
– Ale ja czytam, przecież, synek…
– Tak, te swoje harlekiny!
– I co w tym złego? Lubię czytać o miłości. To przecież uczucia są w życiu najważniejsze…
– Oj, mama, mama…
Zwracał mi uwagę na każdym kroku. Że zbyt staromodnie się ubieram, źle wypowiadam, nic nie umiem sama załatwić, nie rozumiem młodych…. Pół biedy, kiedy robił to w domu, gdy byliśmy we dwoje.
Ale on potrafił krytykować mnie przy ludziach, przy rodzinie. Choć wiele razy prosiłam go, żeby tego nie robił, bo ciotki i kuzynki mi potem wypominają, że mam złośliwego syna. Nic to nie dawało – i tak zawsze mu się coś wymsknęło.
– A co ty tam, mama, wiesz! Jak lecą wiadomości, to akurat się krzątasz po kuchni, robisz kolację…
– Radek… – próbował go stopować mój brat, który jako jedyny jeszcze mnie trochę bronił.
– No, co? Wujek sam wie, że mama nigdy nie miała głowy do polityki. Tym się zawsze tata w domu zajmował. On mówił mamie na kogo ma głosować – śmiał się. – No, czy tak nie było? Mamuś?
– Uzgadnialiśmy razem – odpowiadałam, żeby zakończyć temat.
– Tak, jasne! Do dzisiaj mnie pytasz, gdy się zbliżają wybory.
– Już chyba nie będę…
– Oj, mama nie obrażaj się. Jeden ma do tego głowę, a drugi nie ma – dodawał jakby na pogodzenie.
Zawsze, gdy już miałam wrażenie, że się zreflektował, że przestanie, on znów zaskakiwał złośliwością. Na przykład śmiał się przy ludziach, że jestem łatwowierna i daję się naciągnąć domokrążcom. A ja po prostu nie potrafię ludziom odmawiać. Wydziwiał też, że za tłusto gotuję. Od dziecka miał kłopoty z nadwagą, dlatego zaczął zwracać uwagę na to, co mu podaję na talerz.
Radek znalazł sobie mądrą dziewczynę
Lubił się wymądrzać i może dlatego trochę zajęło, zanim znalazł sobie dziewczynę. Przyznam się szczerze – podejrzewałam, że będzie to ktoś podobny do niego. Bałam się, że trafi mi się synowa, która dołączy do niego w krytyce teściowej.
Na szczęście się myliłam. Radek znalazł sobie bardzo sympatyczną narzeczoną, która nie ograniczyła się do zdobycia mojej sympatii. Monika – bo tak ma na imię – dokończyła za mnie jego wychowanie. Mogła sobie na to pozwolić, bo Radek był w niej od początku bezgranicznie zakochany.
– Już tłuściej się nie dało, co..? – zaczął swoją regularną śpiewkę na pierwszym wspólnym obiedzie we troje, gdy podałam mielone. Jeszcze się wtedy z Moniką tak dobrze nie znałyśmy.
– Daj, odsączę ci trochę tłuszczu na ręczniku papierowym… – chciałam mu zabrać kotlety z talerza.
– Teraz już bez sensu… – jęknął, a potem zwrócił się do Moniki. – Mama próbuje nas tutaj wszystkich tym tłuszczem wysadzić w powietrze. Żebyśmy popękali – zażartował.
Oblałam się rumieńcem, bo wiedziałam, że to tylko wstęp do dalszej krytyki, że spotkanie za chwilę z przyjemnego i miłego, stanie się krępujące, zasmucające i wstydliwe. Ale nie, dziewczyna nie zachowała się tak jak większość zaczepianej przez Radka rodziny.
– Ty, misiu, pękniesz nie od nasycenia tłuszczu, ale od porcji, które sobie serwujesz. Zjedz jednego, małego, skoro jest kaloryczny, a nie te trzy wielkie. Ledwo je na talerz wcisnąłeś – wypaliła i poklepała go jednocześnie po brzuchu.
Ja zamarłam na chwilę, a on cały spąsowiał
Odłożył jednego na półmisek i zaczął jeść bez słowa.
– Pyszne – uśmiechnęła się do mnie Monika po pierwszym kęsie. – Dokładnie takie, jakie powinny być mielone.
To był początek naszej komitywy. Bo dziewczyna chyba od razu zrozumiała, że Radek ma problem z szacunkiem wobec matki, i za każdym razem, gdy próbował mnie upominać, natychmiast wkraczała. A on się na nią nie gniewał – nawet się jej nie stawiał. Gdyby chodziło o kogoś innego, byłabym zaniepokojona, ale w ręce osoby tak fantastycznej jak ona, oddałam go bez żadnego sprzeciwu.
Monia regularnie mnie broniła. Kiedy Radek zaczynał wypominać, że oglądam seriale i czytam romanse, Monika śmiała się z niego, że sam lubuje się w kryminałach:
„Misiu, to jak dwie trzecie kraju. Teraz to już nawet romanse mniej pachną banałem…” – mówiła. Kiedy narzekał, że jestem naiwna i nie znam się na technologii, przypominała mu, że niedawno pojechał do mechanika ze spaloną żarówką, bo nie wiedział, jak ją wymienić.
Gdy natomiast schodziliśmy na sprawy polityki, Monika wypominała mu jego wybory – szybko stało się jasne, że mój Radosław nie jest aż tak dobrze zorientowany, jak mu się wydaje.
Słyszałam każde słowo ich kłótni
Ale punktem kulminacyjnym były jego trzydzieste urodziny. Zaprosiłam ich wtedy na obiad do siebie i kupiłam mu sweter. Radek miał wszystko, czego potrzebował, więc pomyślałam, że to będzie najbezpieczniejsze rozwiązanie. Gdy go odpakował, szybko zorientowałam się, że nie. Że się myliłam.
– Mamuśka, przecież ja to włożę dopiero na emeryturze! – wykrzyknął rozbawiony, kiedy go odpakował.
– Dlaczego…? Co jest nie tak..? – zapytałam zawstydzona.
– Co jest nie tak!? Te wzorki, te szlaczki. Ja cię kręcę?
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Tym razem syn naprawdę przesadził. Oczy zaszły mi łzami. Nie byłam w stanie w żaden sposób skomentować jego zachowania, ale Monika nie powstrzymała się od reakcji. Popatrzyła na Radka wściekłym wzrokiem i zapytała:
– Możesz pozwolić ze mną do kuchni na słowo?
– A co? Nie możesz tutaj powiedzieć? – odpowiedział zupełnie zaskoczony.
– Wolałabym na osobności.
– Okej, choć nie rozumiem, o co chodzi… – wstał od stołu zdziwiony.
– Weź sweterek – dodała Monika nakazującym tonem.
Moje mieszkanie jest malutkie, więc mimo że się starali, wszystko słyszałam. Niemal każde słowo ich kłótni. Choć to był w zasadzie bardziej monolog niż dyskusja. Monika wzięła go w obroty.
Wyzywała od zwyrodnialców, od niewdzięczników, a ja się bałam o przyszłość ich związku. Już chciałam iść ich uspokajać, ale uznałam, że to tylko pogorszyłoby sprawę. Radek coś tam próbował się tłumaczyć, ale nie znalazł w sobie odwagi, żeby się postawić.
Zrobił co innego. Przeprosił Monikę
– A teraz pójdziesz, przeprosisz też mamę. Czekaj… Jeszcze nie skończyłam! Przymierzysz ten sweter od niej i powiesz, że bardzo ci się podoba.
Nie uwierzycie, ale on wrócił, przeprosił i wskoczył w ten sweter… Po ślubie, gdy już stałyśmy się sobie naprawdę bliskie, Monika powiedziała mi, że po powrocie do domu wyjaśniła mu sprawę szacunku do mnie ostatecznie. Wytłumaczyła, że nie pozwoli tak traktować matki, bo prędzej czy później on w ten sposób potraktuje także i ją.
– Powiedziałam mu, że jeśli jeszcze raz cię obrazi, to koniec z nami. To będzie sobie szukał innej dziewczyny.
– I co on na to?
– Nic. Przeprosił. Przecież wiesz, że to w sumie nie jest zły chłopak. Zresztą, naprawdę się od tego czasu zmienił?
– To twoja zasługa.
– Ja tylko skończyłam to, co ty zaczęłaś. Razem dałyśmy radę!
Miała rację. Ona dokończyła to, co ja zaczęłam. Kto by się tego spodziewał po synowej?