Syn przyszedł i powiedział, że się żeni. Mówię, że teraz nikt już tego nie robi, ludzie najpierw żyją ze sobą trochę, a dopiero potem idą do Urzędu Stanu Cywilnego. Ale mój syn nie chce mnie słuchać, tak wpływa na niego jego narzeczona, Sara chce się pobrać i to wszystko! I to pomimo tego, że sama nie ma grosza za duszą, przyjechała do miasta na studia, rodzice mają jeszcze dwoje młodszych dzieci w domu – nie ma na kogo liczyć, sama musi sobie radzić. A mój syn wpadł.
Pół roku nie minęło, jak się poznali, a już złożyli wniosek, ślub jest coraz bliżej, a co najważniejsze, chcą eksmitować moich lokatorów. Mam jeszcze jedno mieszkanie, wynajmuję je, a za pieniądze uzyskane z wynajmu żyje cały miesiąc.
Oczywiście, że jestem przeciwna. Pytam go – a myślałeś o mnie? Co mam teraz zrobić, za jakie pieniądze żyć? Emerytury nie mam i nie będę. A syn zamiast postawić się na moim miejscu, doradził mi, żebym znalazła gdzieś pracę, przynajmniej jako kasjer, przynajmniej jako sprzątaczka, ponieważ bardzo potrzebuje mieszkania.
Wychowałam syna sama, rozwiodłam się z jego ojcem, ponieważ często wracał do domu pijany. Co więcej, mężczyzna był odnoszącym sukcesy biznesmenem, ale przyjaciele i spotkania w kawiarni były dla niego ważniejsze niż rodzina.
Znosiłam wszystko przez długi czas, ale w końcu nie wytrzymałam, zabrałam syna i zamieszkałam z matką, składając pozew o rozwód. Wkrótce mąż odszedł. Mój syn i ja przejęliśmy jego mieszkanie. Wyremontowałam je i zaczęłam wynajmować. Z pracy, którą podjęłam dopiero po rozwodzie, szybko odeszłam i zajęłam się dzieckiem, na szczęście jakoś starczało nam pieniędzy.
Mieszkaliśmy w trójkę z matką w dwupokojowym mieszkaniu, dość przyjaźnie i wesoło. Ale kiedy syn był w siódmej klasie, mama zmarła. Z ostatnich środków zapewniłam mojemu synowi przyjęcie na uniwersytet. Pieniądze na jego edukację wydałam z wynajmu mieszkania byłego męża. Nigdy nie wróciłam do pracy. Mogłam iść oczywiście pracować jako sprzątaczka, ale po co? Stracić resztki zdrowia? Na jedzenie pieniędzy było wystarczająco.
Szczerze wydawałam pieniądze głównie na mojego syna i na wspólne życie. Nie wydawałam na siebie zbyt wiele. Teraz z dochodów pozostały tylko czynsze i byłam pewna, że do starości mi wystarczy. Syn dorósł, ma już dwadzieścia siedem lat, pracuje, robił zakupy, naprawiał kuchnię w mieszkaniu, wyposażając ją w dobry sprzęt. Nie myślałam o tym, że będzie chciał się kiedyś wyprowadzić. Po co? Życie razem jest przyjemniejsze, wygodniejsze i tańsze. Od czasu do czasu oczywiście syn spotykał się z dziewczynami, ale nikogo nie przyprowadzał do domu.
A teraz nagle pojawiła się ta Sara i w naszej rodzinie wszystko się przewróciło. Wszystko, co powie, syn robi. Złożył wniosek w Urzędzie Stanu Cywilnego, przygotowuje się do ślubu, lokatorów poinformował, że muszą zwolnić mieszkanie, a teraz trafili nam się dobrzy lokatorzy – spokojni ludzie, płacą zawsze na czas, w mieszkaniu jest idealny porządek. Syn wcale o mnie nie myśli. Wie doskonale, że wynajęcie mieszkania to mój jedyny dochód i że w wieku 54 lat nie dam rady znaleźć pracy dla siebie. Syn nie interesuje się tym, jak teraz będę żyć.
– Idź – mówi – pracuj, mamo! Masz tylko 54 lata, to nie jest siedemdziesiąt, a nawet sześćdziesiąt! Znajdź sobie jakąś pracę.
Mówię mu – przyprowadź swoją Sarę do nas. Ale nie chce słuchać. Zajmowałam się nim przez tyle lat, wychowałam, dałam wykształcenie, przez to sama stałam się nikim. Zamierza się ożenić i postanowił opuścić matkę bez środków do życia.