„Z jego opisu wyłoniła się chodząca doskonałość: Ksenia była piękna, mądra i skromna. Miała dobre serce – angażowała się w pomoc zwierzętom, lubiła spędzać czas w kuchni, ale zrobiła też trzy fakultety. Ambitna, mądra, śliczna, pracowita. No, po prostu cudo”.
Wiedziałam, że wcześniej czy później ten dzień w końcu nastąpi. Mój syn Piotr, chrząkając nerwowo, oznajmił mi przy kolacji, że poznał dziewczynę. I jakby tego było mało: zamierza poprosić ją o rękę! Niby powinnam się cieszyć, ale jakoś nie mogłam. Piotrek patrzył jednak na mnie z nadzieją, iż ta wiadomość mnie uszczęśliwi. Całą siłą woli przywołałam więc wątły uśmiech i słabym głosem dzielnie powiedziałam:
– To wspaniale, syneczku. Opowiedz mi o niej!
Nie za szybko to wszystko się dzieje?
Piotr mocno się ożywił, opowiadając o Kseni. Z jego opisu wyłoniła się chodząca doskonałość: Ksenia była piękna, mądra i niesamowicie skromna. Miała dobre serce – angażowała się w pomoc bezdomnym zwierzętom, i choć była ciekawa świata i ludzi, to najchętniej spędzała czas w kuchni. Ambitna, mądra, śliczna, pracowita. I co jeszcze?!
– Nawet chleb piecze sama! Jest naprawdę niesamowita, mamo!
– W porządku… – mruknęłam niechętnie. – Ale jakoś nie widzę cię z kurą domową u boku, myślałam, że poszukasz sobie jakiejś ambitnej, przebojowej dziewczyny…
– Ależ Ksenia jest ambitna! Skończyła prawo i teologię, a teraz zaczyna trzeci fakultet: pedagogikę. To pewnie z myślą o naszych przyszłych dzieciach…
– Nooo, widzę, że robicie dalekosiężne plany. Jeszcze ślubu nie było, a wy już o dzieciach myślicie – syknęłam złośliwie. – Mam nadzieję, że nie ukrywasz czegoś przede mną? Taka szybka decyzja o ślubie jest mocno podejrzana, synu! – zerknęłam na niego groźnie, Piotrek zakrztusił się herbatą.
– Mamo, jak możesz! Ksenia jest nowoczesna, ale w pewnych kwestiach pozostaje niewzruszona. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale wiedz, że to skromna dziewczyna i my jeszcze nie…
– Dobrze już, dobrze! Oszczędź mi szczegółów, nie chcę nic wiedzieć – powiedziałam szybko, zasłaniając uszy dłońmi.
Pewne tematy były w naszym domu tabu i nie zamierzałam tego zmieniać!
– Skoro jest taka idealna, to już trudno. Ja wszystko zniosę.
Piotrek uśmiechnął się zadowolony:
– Czyli mogę zaprosić ją na obiad?
– Jak to!? – jęknęłam zaskoczona. Sprawy zaczynały nabierać tempa, które było dla mnie trochę za szybkie. – Ale… po co?
Piotrek spojrzał na mnie zdziwiony i posmutniał.
– Myślałem, mamo, że będziesz chciała ją poznać…
Ugryzłam się w język, by nie powiedzieć czegoś, czego potem mogłabym żałować i oświadczyłam uroczyście, choć z nutą goryczy:
– Synku, ja jestem twoją matką i zrobię dla ciebie wszystko. Skoro ta Ksenia ma wejść do naszej rodziny, to oczywiście powinnam ją poznać. Przyprowadź tę swoją pannę Chodzącą Doskonałość na obiad w niedzielę. Zobaczymy, czy rzeczywiście jest taka cudowna…
– Dzięki mamo! – krzyknął Piotrek. – Zobaczysz, że pokochasz ją jak ja!
Przez następne dni uwijałam się jak w ukropie, szorując mieszkanie od podłóg aż po sufit. Piotrek oczywiście mi pomagał, chociaż śmiał się, że to wszystko niepotrzebne, bo Ksenia to nie sanepid. Jak on nic nie rozumie! „Czy ona w ogóle ma jakieś wady?” – zastanawiałam się. Kiedy mieszkanie lśniło czystością, przerzuciłam stertę przepisów kulinarnych, by ugościć tę ambitną domatorkę tradycyjnym, ale jednocześnie wykwintnym obiadem.
Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, by podać czarną polewkę, ale postanowiłam nie być złośliwa. W ostatniej chwili przypomniałam sobie, że nie spytałam Piotrusia o kulinarne przyzwyczajenia Kseni. A jeśli gustowała w sushi albo, co gorsza, była wegetarianką?! Syn rozwiał jednak moje obawy ze śmiechem:
– Mamo, Ksenia zje wszystko, co ugotujesz! Jesteś wspaniałą kucharką, a ona w ogóle nie jest wybredna.
Pomyślałam, że jeśli jeszcze raz ją za coś pochwali, to chyba zacznę krzyczeć. Na szczęście zmieniliśmy temat.
W przeddzień zapowiedzianej wizyty udałam się do fryzjera i kosmetyczki. Nie chciałam przynieść wstydu mojemu synowi. Taki chodzący ideał i skończona piękność jak Ksenia, nie może mieć przecież zaniedbanej teściowej. Niestety było już zbyt późno, by się odchudzić („Mamo, Ksenia jest wiotka i smukła jak trzcinka!”) i skompletować nową garderobę („Mogłaby sama projektować ubrania, ma świetny gust!”), ale przynajmniej fryzurę postanowiłam mieć nieskazitelną.
A więc po to ta cała szopka…
Godzina zero zbliżała się wielkimi krokami, a ja byłam coraz bardziej stremowana i coraz bardziej zła na siebie, że tak się przejmuję tym, co pomyśli o mnie jakaś Ksenia, Dziewczę Bez Skazy. Czy on nie mógł wybrać sobie jakiejś zwyczajnej, miłej dziewczyny, która kupuje chleb w piekarni?
Przyszła. Wizyta przebiegała w dość sztywnej atmosferze. Ale mogło być gorzej. Ksenia okazała się rzeczywiście ładną… no dobrze: piękną, młodą kobietą, o nieskazitelnych manierach. Irytowało mnie tylko trochę to, że podziela wszystkie moje poglądy polityczne – polityka to moje hobby i lubię sobie podyskutować z inteligentnym rozmówcą. Ale o czym tu dyskutować, gdy we wszystkim się zgadzamy?!
Kiedy już zbierali się do wyjścia, pomyślałam, że może byłam nie dość serdeczna i postanowiłam to naprawić. Uśmiechnęłam się ciepło do Kseni i poprosiłam ją o jakiś wypróbowany przepis na chleb domowej roboty. Przez moment wydawało mi się, że widzę zaskoczenie na jej twarzy, ale zanim otworzyła usta, by mi odpowiedzieć, Piotrek roześmiał się głośno:
– Oj, mamo, daj już spokój!
– I zwrócił się do ukochanej.
– Mama jest królową domowych wypieków, a ja nie omieszkałem pochwalić się, że i ty masz cudowną rękę do ciast i pieczywa – dodał, patrząc jej znacząco w oczy.
– Tak… – powiedziała Ksenia niepewnym głosem. – Właściwie to mam kilkadziesiąt przepisów na chleb – dodała, odzyskując animusz. – Aż sama nie wiem, który wybrać. Przejrzę je w domu i następnym razem przyniosę kilka najlepszych. Sama też chętnie skorzystam z pani doświadczeń – uśmiechnęła się.
Kiepska sprawa, pomyślałam, bo wbrew temu, co mówił Piotrek, o ile kucharką byłam niezłą, to wypieki nigdy mi jakoś nie wychodziły. Nie lubię babrać się w cieście. Zrobiłam jednak dobrą minę do złej gry:
– Oczywiście, kochanie. Czekam w takim razie z niecierpliwością na twoje przepisy – odpowiedziałam najmilej, jak mi się udało.
Po wyjściu zakochanych – Piotrek odwiózł Ksenię do domu – padłam wyczerpana na fotel. Jeszcze kilka takich idealnych spotkań i zanudzę się na śmierć.
Następnego dnia, kiedy syn był w pracy, usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Otworzyłam zdziwiona, bo nikogo się nie spodziewałam. Ujrzałam przed sobą… moją przyszłą idealną synową! „Dziwne – pomyślałam. – Taka idealna, a przychodzi bez zapowiedzi”. Wyglądała jak mała zagubiona dziewczynka, która przyszła przyznać się do czegoś surowej opiekunce. Prawie zrobiło mi się jej żal. Prawie!
– Chciałam… Chciałam panią przeprosić za… Za wczoraj… – powiedziała cicho.
– Za wczoraj? – zdziwiłam się, bo nie mogłam sobie przypomnieć, by zrobiła cokolwiek niestosownego. – Ale… za co?!
– Ja panią wczoraj oszukałam i za to chciałam przeprosić – powiedziała stanowczo. – Nie wiem, co mnie opętało. Piotrek nalegał, żebym odegrała całą tę szopkę, ale nie mogę zwalać winy na niego. Sama się zgodziłam!
– Ale… jaką szopkę?
– Po pierwsze, wcale nie mam takich samych przekonań politycznych jak pani. Wręcz przeciwnie, mam zupełnie inne i wcale się tego nie wstydzę! Poza tym… ja… wcale nie umiem piec chleba! – spuściła smętnie głowę, a ja odzyskałam dobry humor.
– I pewnie nie skończyła pani prawa i teologii, i nie myśli o trzecich studiach, pedagogicznych?
Ksenia zrobiła wielkie oczy.
– Teologia?! Co też Piotrek pani o mnie mówił?! Prawo właśnie kończę i myślę jeszcze o jakichś studiach podyplomowych, ale na pewno nie o teologii czy pedagogice. Bardzo mi wstyd, że udawałam kogoś, kim nie jestem. Zrobiłam to tylko dlatego, że Piotrek się denerwował, że mnie pani nie zaakceptuje. Opowiadał mi, że codziennie sprząta pani cały dom, gotuje wykwintniej niż w restauracji, piecze chleb… Chciałam choć trochę pani dorównać. Przepraszam…
Spojrzałam na nią z czułością i w myślach już układałam sobie reprymendę dla Piotrka. Chociaż nie, nie mogę być dla niego zbyt surowa. W końcu postarał się i znalazł dla mnie idealną synową. No, prawie.