Moje życie zaczęło się od miejsca, które jest mi obce. Byłem dzieckiem odebranym rodzicom biologicznym niemal od razu po urodzeniu. Nie miałem pojęcia, kim są moi prawdziwi rodzice ani dlaczego mnie porzucili. Wychowałem się w domu dziecka.
Jednak w moim życiu pojawiło się światełko nadziei, gdy Magda i Adam zdecydowali się mnie adoptować. Mieli już córkę, Zosię, ale postanowili dać mi szansę na lepsze życie. Byli wspaniałymi rodzicami i nigdy nie traktowali mnie inaczej niż własną córkę. Z ich wsparciem udało mi się ukończyć szkołę i dostać się na dobrą uczelnię.
Po studiach przeprowadziłem się do stolicy i wynająłem mieszkanie z przyjacielem. Mimo że mieszkałem daleko od domu, nadal utrzymywałem bliski kontakt z moimi rodzicami adopcyjnymi. Jednak pewnego dnia moja mama zadzwoniła z tą tajemniczą informacją o wezwaniu do sądu. Jej głos brzmiał jakoś inaczej, była zdenerwowana, a jej załamany głos, tylko nasilił moje zaniepokojenie.
W dniu rozprawy stanąłem przed drzwiami sądu z trzęsącymi się rękoma. Na sali dowiedziałem się, że moja biologiczna matka, która porzuciła mnie po urodzeniu, zostawiła mi w spadku mieszkanie. To była niesamowita niespodzianka. Moja biologiczna matka nigdy nie wyszła za mąż ani nie miała więcej dzieci. Jej rodzina już nie żyła, więc byłem jedynym spadkobiercą, który mógł przyjąć to dziedzictwo.
Byłem kompletnie zaskoczony i skontaktowałem się z moją mamą adopcyjną, żeby poradzić się jej, jak powinienem podchodzić do takiego „prezentu” od kobiety, która przecież mnie porzuciła. Moja mama zapewniła mnie, że wszystko będzie w porządku i nie ma powodu, by odrzucać ten spadek.