Aniu, odeszłaś tak cicho, bez pożegnania. Budzę się rano i nie mogę się pogodzić z myślą, że cię nie ma. Byłaś taka radosna, taka pełna życia… Moja największa miłość. Tak gorąco i prawdziwie można kochać tylko raz. Kiedy powiedziałaś mi, że to koniec, że nigdy mnie nie kochałaś i odchodzisz, ja nie mogłem tego zrozumieć.
– Udawałam – oznajmiłaś pełnym przekonania głosem, a ja, głupi, ci uwierzyłem. Nie dociekałem, nie walczyłem o ciebie.
Zawalił mi się cały świat, lecz najgorsze miało dopiero nadejść.
Jej siostra poprosiła mnie o spotkanie
Prawdziwą miłość poznałem dopiero dzięki tobie. Gdy się spotkaliśmy, miałem za sobą kilka krótkich, średnio udanych związków i jeden z dłuższym stażem, który rozpadł się z dnia na dzień. Myślałem wówczas, że oszaleję z rozpaczy i zazdrości, a jednak po czasie przekonałem się, że to był tylko substytut. Marna namiastka uczucia w porównaniu z tym, co do ciebie czułem.
Nie byliśmy ze sobą długo, raptem osiem miesięcy, a ja wiedziałem, że jesteś kobietą, z którą chciałbym założyć rodzinę, mieć dzieci. Tą jedyną. Zacząłem myśleć poważnie o przyszłości, planowałem się oświadczyć. Nie zdążyłem, bo skończyłaś naszą znajomość, to było jak grom z jasnego nieba. Wierzyłem w nas. Płakałem jak dziecko, gdy mnie zostawiłaś.
– Daj spokój stary, zapomnij o niej. To tylko baba – pocieszał mnie, dość nieudolnie, kumpel, ale ja posyłałem mu wściekłe spojrzenia.
Nie chciałem, aby tak o tobie mówił. Nie zasługiwałaś na to. Chciałem wierzyć, że miałaś powód, aby mnie zostawić, a nie zabawiłaś się moim kosztem, chociaż fakty mówiły same za siebie. Zresztą sama tak powiedziałaś… Chciałem zapomnieć, a jednocześnie pamiętać. Żyłem z dnia na dzień, ale tak naprawdę wszystko działo się gdzieś obok, nic nie było mnie w stanie zainteresować. I tak mijał tydzień za tygodniem.
Telefon zadzwonił późnym wieczorem. Odrzuciłem połączenie, bo numer był nieznany. Najczęściej dzwonią klienci, a ja nie lubię zabierać pracy do domu. Tym razem „klient” był wyjątkowo natrętny, więc odebrałem.
– Dobry wieczór, jestem siostrą Ani. Chciałabym z panem porozmawiać. Czy możemy się spotkać? – Justyna od razu przeszła do rzeczy.
Spotkaliśmy się raz czy dwa, ale nasza znajomość była oficjalna. I taka miała pozostać.
Na spotkaniu pojawiła się ubrana na czarno, pogrążona w żalu kobieta. Zanim się odezwała, wiedziałem, że stało się coś złego.
– Ania umarła – powiedziała na „dzień dobry”, a potem załamał jej się głos.
Długo płakała. Czekałem, cierpliwie czekałem na ciąg dalszy, chociaż już po tych słowach wiedziałem, że się nigdy nie pozbieram. Nic nie rozumiałem, mogłem tylko słuchać.
– To dlatego z panem zerwała – wytłumaczyła mi Justyna.
– Nie rozumiem? O czym pani mówi?
Nie chciałaś, bym patrzył, jak odchodzisz
– Zależało jej na pańskim szczęściu. Nie chciała pana obarczać swoją chorobą i… umieraniem – spuściła głowę. – Ale kochała pana nad życie. Znałam swoją siostrę i wiem, że nigdy nikogo tak nie kochała.
– Ale co jej było? Nigdy na nic się nie skarżyła – spytałem oszołomiony.
– Nowotwór mózgu. Lekarze od początku nie dawali jej najmniejszych szans. Pod koniec bardzo cierpiała, ale odchodziła z godnością… – Justyna wytarła nos chusteczką. – Nauczyła mnie, że warto żyć chwilą, czerpać maksimum korzyści z każdego dnia. Odeszła pogodzona z życiem, chociaż przecież tylu rzeczy nie zdążyła zrobić. Nie wyszła za mąż, nie urodziła dzieci.
Słyszałem, ale nie słuchałem. Myślami byłem gdzieś daleko. Przy Tobie, Aniu… Przypominałem sobie każdy nasz pocałunek, każdy dotyk. Z innymi kobietami było inaczej. Szybko szliśmy do łóżka, a potem jeszcze szybciej wszystko się kończyło. Z Tobą było wyjątkowo, niepowtarzalnie. Nigdzie się nie spieszyliśmy, poznawaliśmy siebie i nasze ciała stopniowo.
Dziś żałuję, że nie oświadczyłem ci się wcześniej, że nie zdążyliśmy zamieszkać razem. Skąd mogłem wiedzieć, że zostało nam dane tak mało wspólnego czasu? Mieliśmy przecież zaledwie po trzydzieści kilka lat. W naszym wieku nie myśli się o śmierci. Nigdzie się nie śpieszyliśmy, bo i po co? „Na wszystko przyjdzie czas”, tak sądziliśmy.
Twoja siostra pożegnała się ze mną szybko, wręczając mi list od Ciebie, tak jak prosiłaś. Byłem tak bardzo stęskniony, że jeszcze w kawiarni rozerwałem list i przeczytałem go pospiesznie. A później w domu jeszcze raz, i jeszcze raz. I tak bez końca. Znam jego treść na pamięć. Zbliżałem usta do kartki papieru, na których napisałaś kilka zdań, i wyobrażałem sobie, że w ten sposób, za ich pośrednictwem, mogę cię dotknąć, poczuć, pocałować. Wąchałem wnętrze koperty, szukając twojego zapachu, ale go tam nie znalazłem.
Dlaczego, Aniu? Dlaczego nie pozwoliłaś mi zostać z Tobą do końca? W liście tłumaczysz, że nie chciałaś mnie obarczać swoją chorobą, że pragnęłaś, abym zapamiętał cię pełną życia. Prosiłaś najbliższych, aby uszanowali twoje zdanie, chociaż oni się z nim nie zgadzali. Ja też się nie zgadzam. Czy zapytałaś mnie? Czy pomyślałaś o tym, czego ja bym chciał? Zostałbym z Tobą do końca i trzymał za rękę.
Prosisz, abym poznał kogoś i żył pełnią życia. Aniu, odeszłaś tak cicho, a ja… Ja tak bardzo tęsknię za tobą i żałuję każdego dnia, w którym nie mogłem być przy tobie i wspierać cię w tym najtrudniejszym życiowym wyzwaniu – w umieraniu.