W końcu po chyba czterech latach postanowiliśmy odwiedzić z mężem naszą córkę w jej domu. Tyle lat to ona z rodziną do nas przyjeżdżała, a teraz my zdecydowaliśmy się na stare lata ruszyć kości.
Całe to zamieszanie zaczęło się, gdy córka zadzwoniła do mnie dwa tygodnie temu. Mówiłam, że chciałabym znów zobaczyć naszą wnuczkę Oliwkę. I wtedy córka mówi:
– Mama, daj spokój. Wiecznie to my do was jeździmy, masz na głowie cały dom. Spakuj parę ubrań, weź tatę pod rękę i przyjeździe do nas na parę dni.
Może córka ma rację – myślałam. Dawno ich nie widziałam, a zawsze dobrze jest spędzić trochę czasu z rodziną. No i przecież nie jeździmy co dzień, więc raz na jakiś czas taki wyjazd nam nie zaszkodzi.
Pojechaliśmy w poniedziałek, akurat wtedy oboje mieli wolne. Przywitaliśmy się, zrobili dla nas obiad, a potem po prostu siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Ale potem, już od wtorku, zaczęło się… Córka z zięciem mówią, że muszą iść do pracy i zostawiają nas samych w domu z wnuczką.
Już od pierwszego dnia ich pracy byłam zdenerwowana.
– Dlaczego zostawiliście nas samych? Było powiedzieć, w życiu byśmy nie przyjechali – powiedziałam spokojnie.
Próbowałam jej wytłumaczyć, że mamy swoje lata i ciężko nam upilnować kilkuletnią wnuczkę której jest pełno. Zresztą, my żyjemy znacznie prościej niż teraz młodzi. Mają jakiś nowoczesny czajnik, my żeśmy nawet nie wiedzieli, jak herbatę sobie zrobić. Nikogo zapytać o pomoc, wszystko na naszej głowie i jeszcze pełno strachu, żeby czegoś nie zepsuć. Mój mąż siedział cicho, ale też wyglądał na smutnego. On chciał trochę czasu spędzić z zięciem, a tu pusto…
Następne dni były jak powtórka z rozrywki. Wychodzili do pracy rano, a wracali wieczorem. Potem siadali w salonie i oglądali telewizję, bo my już nawet nie mieliśmy siły z nimi rozmawiać. Wiem, że nieładnie zrobiłam, ale zaczęłam córce narzekać, nie wytrzymałam:
– Przyjechaliśmy do was, a wy nas tu zostawiacie samych.
– No ale co ja mogłam zrobić? Nie mogłam przecież wziąć urlopu tylko po to, żeby siedzieć w domu.
Do czwartku wytrzymałam, ale wtedy już mi pękły nerwy. Powiedziałam córce, że następnym razem jak tak ma to wyglądać, to wolimy zostać w domu. Tak się gości nie przyjmuje.
– Przecież wiedzieliście, że pracujemy. My nie mamy tyle wolnego, ile wy na emeryturze – krzyczała na cały dom.
Teraz jest wielce obrażona. Ale sami powiedzcie, czy nie mam racji? Ja rozumiem, że młodzi mają swoje obowiązki, ale myśmy tam się czuli niechciani. Teraz myślę sobie, czy nie mogłam jakoś inaczej tego wszystkiego zaplanować albo ugryźć się w język.