„Byłam popychadłem dla męża. Spakowałam walizki i wróciłam odmieniona: szczupła, zadbana i z nowym facetem”

Krzysztof zawsze śmiał się, że wziął sobie kobitę ze wsi, by mu prała i gotowała. Traktował mnie jak służącą, nauczył tego moich synów. Mając 49 lat uznałam, że muszę powiedzieć dość.

Jako piąte i najmłodsze dziecko w rodzinie nie miałam na co liczyć – wiedziałam, że muszę prędko wyjść za mąż i założyć rodzinę, by nie pracować w gospodarstwie. Wyszłam za mąż w wieku 20 lat, rok po roku urodziłam dwóch chłopców.

Nie miałam co liczyć na studia. Skończyłam zawodówkę. Jedyne co potrafiłam, to strzyc włosy. Czasem wyobrażałam sobie, że będę fryzjerką ze swoim salonem w niedużym mieście, do którego będę dojeżdżać z upragnionego domu na przedmieściach niedużym samochodem. Niestety rodzice nie postawiali mi złudzeń – nie dostałam nawet złotówki na bilet do Radomia czy Lublina, by spróbować swoich sił i niezależności.

Poznałam go na festynie

Podczas corocznego święta pieczonego ziemniaka u nas na wsi poznałam Krzyśka, który przyjechał z kolegami zabawić się „po wiejsku”. Mieli niezły ubaw, popijali bimber, śmiali się do rozpuku na widok „stylówek” moich rówieśników. Pamiętam jak wczoraj, że imponowała mi ich arogancja i tupet; w głębi ducha czułam się człowiekiem gorszej kategorii.

Traf chciał, że zwróciłam Krzyśka uwagę. Ja, niewysoka z wielkim nosem i wąskimi biodrami, spodobałam się temu miastowemu kawalerowi. Krzysiek był starszy o 6 lat i najwyraźniej rodzice naciskali na ożenek. On jeździł od wsi do wsi, żeby – jak to usłyszałam w żarcie – „mieć swojego murzynka” w domu.

Nie szanował mnie od pierwszego spotkania, a ja naiwnie wierzyłam, że po ślubie z nim czeka mnie inne życie. Owszem, czekało, ale życie popychadła. Po każdym dziecku wpadałam w depresję poporodową. Krzysiek, choć dumny z posiadania syna, a potem kolejnego, nie dbał o mój los.

Z każdym rokiem miałam wrażenie, że uchodzi ze mnie życie. Miałam 26 lat i czułam się, jakbym była u progu emerytury. Nie musiałam pracować zawodowo – Krzysztof prowadził firmę wynajmu przyczepek, pojazdów, ciągników siodłowych. Im bardziej rozrastał się jego biznes, tym bardziej też puchło jego ego i arogancja. Był impertynencki, złośliwy.

Na każdym kroku wspominał, że z nim mam życie jak w bajce, ale że jestem niewdzięczną wieśniaczką.

Synów wychowywał w poczuciu, że mają szukać sobie żon, które będą im poddane, a nie partnerek, z którymi prowadzi się dom. Na śniadanie musiały być codziennie dwa rodzaje omletów (na słono i słodko), pieczywo, które sama piekłam, sałatka warzywna.

Kiedy raz jajo na miękko wyszło nieperfekcyjne, mąż rzucił talerzem o podłogę i kazał mi zamiatać. Synowie szybko podłapali ten ton i spodobało się im rządzenie. Potrafili napluć mi w twarz, pchnąć na ścianę, gdy nie ustąpiłam im przejścia w drzwiach. Nigdy żaden nie pomógł mi wnieść zakupów do domu czy nie daj Boże – nakryć do stołu.

Gdy byli malutcy, patrzyli na mnie z ufnością i podziwem, ale już w wieku przedszkolnym przestałam być dla nich autorytetem. Czułam, że nie podołałam wychowaniu dzieci, ale jak miałam mierzyć swoje siły z wolą tyrana i despoty?

Któregoś razu włączyłam sobie telewizję śniadaniową

Usłyszałam historię kobiety, nad którą psychicznie znęcał się mąż. To o mnie – pomyślałam. Zakamuflowana twarz kobiety zdradzała rozpacz i… radość zarazem, bo uwolniła się z życia ze swoim mężem i zrzuciła kajdany. Wybierała ucieczkę. Przeczuwałam też, że on nie mrugnąłby okiem, zostawiając mnie gołą bez niczego dla innej kobiety.

Gwoździem do trumny była dla mnie wieść, że jego 25-letnia kochanka jest w ciąży. Czułam, że zmarnowałam swoje życie… Uznałam, że albo ja, albo on i wybrałam siebie. Ktoś kiedyś wmówił mi, że małżeństwo to moja jedyna szansa na udane życie. Co zatem zrobiłam? Zaczęłam wracać do swojego fachu.

Na internecie podglądałam nowe techniki fryzjerskie, przeglądałam blogi, strony i zdjęcia na Pintereście. Zaczęłam tworzyć fryzury szkoląc się na perukach – o dziwo okazało się, że to był mój konik. Zaczęłam telefonować do salonów fryzjerskich i SPA w promieniu 150 km. Dostałam kilka propozycji spotkania, a nawet jedną ofertę pracy od razu.

Spakowałam się w dwie torby i zostawiłam list

Napisałam do męża i dorosłych synów, że odchodzę i muszą radzić sobie sami. Wyjechałam do Radomia. Tam znalazłam pracę w hotelowym SPA i tam poznałam Jana. Młodszy ode mnie, szarmancki, elegancki finansista. Nie mogłam uwierzyć, że gdy spadła mi wizytówka, to podniósł ją sam. Przez lata bycia nikim, poczułam się wyjątkowo, bo ktoś w czymś mnie wyręczył i pomógł.

Spotykaliśmy się w innym hotelu. To były emocjonujące schadzki, ale niczego sobie nie obiecywałam. Którejś nocy opowiedziałam mu swoją historię i Janek uznał, że czas rozliczyć się z przeszłością. Tak po 8 miesiącach przyjechałam odmieniona pod rękę z Janem.

Dom był w opłakanym stanie, choć dało się wyczuć obecność kobiety. Ja – zadbana, z nową fryzurą, pomalowana, ubrana w beżowy komplet. Nie pasowałam już do tego miejsca. Chłopcy na mój widok zdębieli, przywitali się chłodno.

Reakcja męża była dokładnie taka, jakiej się spodziewałam – obrzucił mnie spojrzeniem i wyzwał od małp w przebraniu. Ja pomachałam mu przed nosem pozwem rozwodowym. Od 3 miesięcy jestem wolną kobietą, szczęśliwą, w związku z mężczyzną, który jest moim życiowym partnerem, a nie ciemiężcą. Każdej kobiecie życzę mojej odwagi – przyszła późno, ale cieszę się, że ją w sobie odnalazłam.

-->