Pracuję w szkole od ponad piętnastu lat. Najpierw w gimnazjum, teraz w podstawówce. Nieźle dogaduję się z młodzieżą. Raz, że nie pozwalam sobie na głowę wchodzić, dwa, potrafię w mig ocenić, czego można się po uczniu spodziewać. Ale ostatnio spotkała mnie niespodzianka. Dowiedziałam się, że nie jestem taka nieomylna, jak myślałam. I… bardzo się z tego cieszę!
Piotrek Molski pojawił się u nas rok temu, na początku roku szkolnego
Nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Mrukliwy, zamknięty w sobie… Często wagarował. Przez pierwsze dwa miesiące przychodził jeszcze regularnie, ale w miarę upływu czasu widywałam go coraz rzadziej. Spóźniał się, opuszczał lekcje, a nawet jak się pojawiał, był zazwyczaj nieprzygotowany. Na palcach jednej ręki mogłam policzyć przypadki, gdy przyniósł porządnie odrobioną pracę domową lub zabłysnął wiedzą przy tablicy. Na efekty nie trzeba było czekać. Półrocze zamknął z czterema jedynkami na koncie.
– Chłopcze, jeśli natychmiast nie weźmiesz się do ciężkiej pracy, to nie zdasz do następnej klasy. Czy to do ciebie dociera? Jak ty w ogóle wyobrażasz sobie swoją przyszłość? – zasypywałam go pytaniami; nie odpowiadał.
To jego milczenie potwornie mnie denerwowało. Inni uczniowie w takich wypadkach próbowali się tłumaczyć, obiecywali poprawę lub przeciwnie, pyskowali, wzruszali ramionami, chichotali głupio. A on nic! Stał jak słup ze wzrokiem wbitym w podłogę. Jakby mu nie zależało na opinii, stopniach. Niewiele o nim wiedziałam. Tyle tylko, że mieszka na wsi, kilkanaście kilometrów od naszego miasteczka. I że wychowuje go babcia. Podobno jego rodzice wyjechali do pracy za granicę i zostawili bez żadnej opieki. Przez prawie rok był sam.
Jak sprawa wyszła na jaw, sąd rodzinny chciał go wysłać do placówki wychowawczej, ale w końcu trafił do babci. Nie byłam przekonana do tej decyzji. Podejrzewałam, że starsza, schorowana kobieta nie potrafi zapanować nad wnukiem i chłopak nadal robi, co chce. Jak wtedy, gdy matka i ojciec zostawili go samopas. A wiadomo, jak to z nastolatkami jest. Wystarczy spuścić ich z paska i już zaczynają się problemy. Późne powroty do domu, szemrane towarzystwo, piwo, wódka, narkotyki.
Piotrek prawie zawsze przychodził do szkoły niewyspany, z podkrążonymi oczami
Podejrzewałam, że włóczy się gdzieś po nocach i pakuje się w kłopoty. Martwiło mnie to. Nawet nie wiecie jak bardzo. Jestem nauczycielką z powołania i złe stopnie Piotrka traktowałam jak własną porażkę. Byłam przecież jego wychowawczynią! Po feriach zimowych zaproponowałam mu więc pomoc w nauce. I to całkiem za darmo.
Nigdy nie dawałam korepetycji, jednak dla tego chłopca gotowa byłam zrobić wyjątek. Nie chciał nawet o tym słyszeć.
– Obejdzie się – mruknął i po prostu odszedł; nie mogłam uwierzyć, że nie chce skorzystać z takiej szansy.
Jego babcia, niestety, nie była pomocna. Z dziesięć razy do niej dzwoniłam, zapraszałam do siebie. Chciałam z nią porozmawiać o wnuku, dać kilka rad. Zawsze się wykręcała. Twierdziła, że się źle czuje, że nie ma czasu, że do szkoły za daleko. Gdy któregoś razu znowu odmówiła, nie wytrzymałam.
– Proszę pani, to nie są żarty, a ja nie zapraszam pani na towarzyską pogawędkę. Piotrek stacza się na dno! Jeśli szybko nie zareagujemy, źle skończy! – krzyknęłam.
– Co pani za bzdury opowiada! To dobry chłopak! Niech pani przestanie się go czepiać! – odparowała ze złością kobieta i rozłączyła się.
Więcej już do niej nie dzwoniłam. Uznałam, że to nie ma sensu. Przestałam też martwić się o Piotrka. Wstyd się przyznać, ale postawiłam na nim krzyżyk. Nie próbowałam go już namawiać do nauki i poprawienia ocen. Zostawiłam go w świętym spokoju. Doszłam do wniosku, że skoro ani on, ani jego babcia nie chcą pomocy, to nie będę się narzucać. I pewnie nie zmieniłabym zdania do dziś, gdyby nie przypadek.
Czy aby na pewno mówimy o tym samym nastolatku?
Na dworze wreszcie zrobiło się ciepło i wiosennie, więc wybrałam się na przejażdżkę za miasto. Ujechałam może z piętnaście kilometrów, gdy złapałam gumę. Wysiadłam z auta i zabrałam się za wymianę koła. Zajęło mi to sporo czasu.
– Szkoda, że Piotrusia w pobliżu nie ma. Załatwiłby to za panią raz dwa – usłyszałam nagle za plecami.
Odwróciłam się. Przede mną stała starsza kobieta z laską.
– A kto to jest Piotruś? Pani syn? Albo wnuk? – uśmiechnęłam się.
– A gdzie tam! Dzieci i wnuków to ja od lat nie widziałam. Rozjechali się po świecie i zapomnieli o mnie starej. Piotruś to nasz wioskowy dobrodziej. Dzieciak jeszcze… Ledwie wąs mu się pod nosem sypie, a pracuje za dziesięciu. I na wszystkim się zna – zamilkła.
– Dzieciak pani mówi? – zachęcałam ją do dalszej opowieści.
– A tak. Z piętnaście lat teraz ma. Nie więcej. Mieszka z babcią, tam, na końcu wsi. Od roku mieszka. Wcześniej żył w wielkim mieście, z rodzicami, ale oni gdzieś chyba wyjechali. No i chłopak musiał przeprowadzić się do nas. Dla niego pewnie krzywda, ale dla nas, starych, prawdziwe zbawienie – westchnęła, a mnie zrobiło się gorąco.
– Czy ten Piotruś nie ma przypadkiem na nazwisko Molski?
– A skąd pani wie? Zna go pani?
– Tak. jestem jego nauczycielką. I wychowawczynią – przyznałam.
– Naprawdę? To pewnie pani wie, jaki z niego złoty chłopak.
– Nie do końca. Jest raczej skryty… – wykrztusiłam zawstydzona.
– Rzeczywiście, niewiele mówi. Ale serce ma wielkie. Jakby nie z tego świata był. Teraz młodzi tylko o sobie myślą albo zapłaty żądają. A on? Wszystkim słabym i starym we wsi pomaga. I to za darmo. Zakupy robi, lekarstwa z apteki przywozi, śmieci sprząta. W zimie drewno rąbał i w piecach palił, teraz ziemię przekopuje, żebyśmy mogli sobie trochę warzyw posadzić. O, widzi pani te piękne, równiutkie grządki? To jego robota. Pół dnia się z tym męczył. A nie ja jedna łopaty do ręki wziąć już nie mogę… Jest jeszcze Więckowa, Stasiak, Malinowska, Bartkowska… – zaczęła wyliczać nazwiska sąsiadów.
– Dużo obowiązków jak na jednego tak młodego chłopaka – przerwałam jej.
– A dużo, dużo… Sama czasem zastanawiam się, jak na to wszystko znajduje czas, kiedy śpi, odpoczywa, nad książkami siedzi. A właśnie… Jak on się uczy? Nieraz go pytałam, czy przez to pomaganie lekcji przypadkiem nie zaniedbuje. A on mi na to, że sobie radzi.
– Przykro mi, ale nie jest różowo. Piotrek może nie zdać do następnej klasy – przyznałam.
Staruszka pobladła.
– Tak przeczuwałam, tak przeczuwałam… Nawet dorosły by temu wszystkiemu nie podołał. Czasu biedak na naukę przez nas nie ma. Jak się inni dowiedzą, to nigdy sobie tego nie darują – zaczęła biadolić. Złapałam ją za rękę.
– Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Chłopak nadrobi zaległości. Już moja w tym głowa – uspokoiłam ją.
Było mi głupio, że tak niesprawiedliwie go oceniłam. I chciałam to naprawić
Następnego dnia Piotrek pojawił się dopiero na trzeciej lekcji. Po dzwonku poprosiłam, by został w klasie.
– Dlaczego się spóźniłeś? – zapytałam. Jak zwykle stał jak słup i milczał. – No dobrze, pomogę ci. Może byłeś w aptece po lekarstwa dla pana Stasiaka? Albo po chleb dla pani Więcek?
– Nie rozumiem…
– Nie kręć. Byłam wczoraj w twojej wsi i rozmawiałam z miłą staruszką.
– Wypytywała pani o mnie?!
– Nie, to był przypadek. Samochód mi się zepsuł… Ale wracając do tematu: ta miła staruszka nachwalić się ciebie nie mogła. Opowiadała, jaki to jesteś uczynny i pomocny. Dlaczego się do tego nie przyznałeś?
– A po co?
– Jak to? Choćby po to, by wytłumaczyć swoją nieobecność albo brak przygotowania do lekcji. Inaczej bym pewnie wtedy na ciebie patrzyła. Inni nauczyciele też… Rzadko się zdarza, żeby chłopcy w twoim wieku spędzali czas, pomagając innym.
– Nie ma o czym mówić, proszę pani. Pomagam, bo ci ludzie potrzebują pomocy, a nie po to, by o tym opowiadać – wzruszył ramionami.
– Wiesz co? Ta starsza pani miała rację. Złoty z ciebie chłopak. Jak nie z tego świata. Ale czas najwyższy, byś pomyślał trochę o sobie.
Piotrek uniósł brwi do góry.
– Od jutra po lekcjach zabieramy się ostro do nauki. Do końca roku szkolnego jest jeszcze trochę czasu… Zdążysz poprawić stopnie. Pogadam z nauczycielami.
Chociaż ta sytuacja miała miejsce kilka lat temu, do tej pory wspominam Piotrka. Udało mu się poprawić oceny i chociaż nigdy nie stał się wybitnym uczniem, wiem że zapewnił sobie dobry start – skończył zawodówkę, prowadzi dobrze prosperujący zakład stolarski.