Chciałam dziś opowiedzieć swoją historię, jako przestrogę, że warto rozmawiać, jeśli pojawia się problem w związku. Obecnie mam 36 lat i jestem spełnioną mamą oraz szczęśliwą żoną, ale nie zawsze było tak kolorowo. Dwanaście lat temu wyszłam za Jarka, przyjaciela ze studiów i moją pierwszą prawdziwą miłość.
On pochodził z Warszawy, a ja przyjechałam tam, żeby się uczyć i może później znaleźć pracę. Kilka dni po obronie pracy magisterskiej mieliśmy zaplanowany ślub, po którym zamieszkaliśmy w domu rodzinnym Jarka razem z jego rodzicami i siostrą. Byliśmy młodzi, niewiele wiedzieliśmy o świecie, ale wtedy byliśmy pewni, że nasze małżeństwo to świetna decyzja.
Zanim znaleźliśmy pracę, pomagali nam rodzice i teściowie, nie mogliśmy narzekać. Po kilku miesiącach zaczęłam myśleć, że nigdy nie znajdę sobie zajęcia, pracodawcy mieli wówczas ogromny problem z zatrudnieniem młodej kobiety, zwłaszcza młodej żony. Dodatkowo tęskniłam za rodziną, za wsią i beztroskim życiem, które bezpowrotnie skończyło się wraz z uzyskaniem tytułu magistra. Nie miałam w Warszawie nikogo, do kogo mogłabym pójść i mu się wyżalić.
Kiedy mój brat z żoną i dziećmi wprowadzili się do stolicy, czułam, że to dobry znak i ucieszyłam się. Wreszcie miałam kogoś bliskiego na wyciągnięcie ręki. Jednak ze szwagierką nie miałam dobrej relacji, nie mogłam liczyć na przyjaźń z jej strony, przez co z bratem widywałam się dość rzadko.
Udało mi się znaleźć pracę jakieś osiem miesięcy po skończeniu studiów, mogłam przestać się martwić o pieniądze, ale wtedy Jarek zaczął się zmieniać w stosunku do mnie, nagle okazał się ogromnie zazdrosny o moich kolegów z pracy, był bardzo nieufny i odbiło się to mocno na naszej relacji. Zaczęłam mieć wątpliwości czy dobrze zrobiłam wychodząc za niego, teraz stał się kimś zupełnie innym niż człowiek, którego kochałam. Jego docinki były bardzo krzywdzące, ponieważ nigdy nawet nie pomyślałam, że mogłabym go zdradzić.
Nie umiałam znieść tego braku zaufania i zakiełkowała we mnie myśl, że zasługuję na kogoś lepszego. W ciągu pięciu minut się spakowałam i wyszłam z domu, to był impuls. Dopiero na zewnątrz zaczęłam obmyślać plan, postanowiłam zadzwonić do brata i poprosić, by mnie przygarnął na kilka nocy, zanim wynajmę jakieś mieszkanie. Chciałam się rozwieść i zacząć żyć na własny rachunek.
Wyjęłam telefon i wybrałam numer brata. Był bardzo zaskoczony moją prośbą, ale nie potrafił udzielić mi odpowiedzi, twierdził, że musi to skonsultować z żoną. Gdy czekałam na jego telefon, było mi bardzo smutno, własny brat nie jest gotowy udzielić mi pomocy natychmiast, tylko musi pytać żonę, ja w takiej sytuacji, choćbym miałam spać tydzień na podłodze, uchyliłabym mu nieba. Po dziesięciu minutach oddzwonił i przekazał, że jego żona nie wyraziła zgody, zasłaniał się rodziną i małym mieszkaniem… Trudno. Nie myślałam, że mógłby mi odmówić, jeszcze nigdy w życiu nie potrzebowałam jego wsparcia bardziej niż tego wieczoru. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko wrócić do domu i przemyśleć możliwe opcje. Zawiodłam się na bracie, potem nie rozmawiałam z nim przez kilka miesięcy.
Kiedy otworzyłam drzwi, Jarek radośnie krzyknął do mnie, że przygotował kolację. Jego głos brzmiał tak, jakby to było dla niego coś naturalnego, a nigdy wcześniej niczego dla mnie nie zrobił. Ukryłam szybko torbę z rzeczami pod łóżkiem w naszej sypialni, umyłam ręce i weszłam do kuchni, by zjeść naleśniki, które zrobił dla mnie mąż. Następnego dnia miałam zacząć szukać mieszkania, ale moje życie zmieniło bieg – zdałam sobie sprawę, że jestem w ciąży… Teraz mój syn ma 10 lat, a jego chrzestnym jest mój brat, z którym pogodziłam się za sprawą Jarka jeszcze przed porodem. Wyobraźcie sobie, że mój rodzony brat, tamtego wieczoru wcale nie zadzwonił do swojej żony, ale do mojego męża, opowiedział mu o mojej wyprowadzce i zapytał co się dzieje. Kiedy usłyszał, że według Jarka wszystko jest w porządku, odmówił mi pomocy z nadzieją, że wrócę do Jarka. Wiedział, że nie mam dokąd pójść.
Nadal mi przykro, po tylu latach, że brat odmówił mi pomocy, ale pamiętajcie – jeśli w związku dzieje się źle, zanim podejmiemy pochopne decyzje, należy omówić problem na spokojnie z partnerem, a dopiero potem decydować co dalej. Kiedy dowiedziałam się o ciąży, byłam przerażona, wtedy nie byłam pewna czy kocham mojego męża. Ale zatrzymałam się na chwilę, przemyślałam co czuję, porozmawiałam z nim o jego zachowaniu, które mi nie odpowiadało, wyjaśniliśmy sobie wszystko i okazało się, że mój Jarek jest tym samym mężczyzną, którego pokochałam parę lat przed ślubem. Wciąż się kochamy i tworzymy zgraną rodzinę, a każdy problem omawiamy na bieżąco. Jak to mówią, pośpiech jest złym doradcą.