Mam normalne relacje z teściową. Na ogół jest osobą bezkonfliktową i jest dosyć skryta. Mimo wszystko miałyśmy bardzo ciepłe relacje, szczególnie po urodzeniu mojego syna Antka.
Na początku rzadko do nas przychodziła, ale potem się to zmieniło. Zaczęła mi także doradzać co do karmienia – podobno nie można karmić dziecka na jego żądanie, ale zgodnie z ułożonym harmonogramem. Powiedziałam jednak, że będę robiła tak, jak mi będzie wygodniej. Potem wracała do mnie z coraz większą ilością złotych rad.
Usłyszałam np., że wcale nie trzeba spacerować z dzieckiem. Zignorowałam to, a ona bardzo się oburzyła:
– Mam troje dorosłych dzieci, więc jestem bardziej doświadczona!
Postanowiłam nie ciągnać tego tematu, żeby się nie pokłócić. Stwierdziłam także, że nie oddam dziecka do żłobka, tylko będę się nią zajmować. Z teściową w tym czasie względnie się dogadywałyśmy. Potem urodziłam córeczkę Sylwię. Oczywiście teściowa ponownie chciała mnie pouczać, ale ignorowałam to i też starałam się nie zostawiać jej samej z wnukami, aby niektórych swoich pomysłów nie wprowadziła od razu w życie. Zachowywała się czasami dziwnie, ale znośnie, a przynajmniej tak myśleliśmy. Teściowa żyła tylko z emerytury, więc znalazła sobie pracę dorywczą. Rozpieszczała wnuki prezentami, ale potem zaczęła narzekać, że ciężko jest jej dorabiać.
– Kiedy rano wstaję, męczą mnie zawroty głowy, wychodzą mi także na nogach żylaki. Ale jak żyć bez pracy?
– Zacznij żyć w końcu dla siebie. Rzuć tę pracę, zacznij odpoczywać, a latem możesz jeździć na działkę. Jak chcesz, to Ci trochę pomożemy.
– A co zrobię z moimi kredytami?
– A jakie Ty masz kredyty?
– No wzięłam, a to na pralkę, a to na leki…
Byłam w szoku, bo wcześniej nam nie mówiła o żadnych kredytach. Wieczorem, kiedy mąż wrócił z pracy i powiedziałam mu o wszystkim. Powiedział, że musimy jej pomóc. Kiedy jej powiedzieliśmy o swojej decyzji, teściowa była nam wdzięczna, ale wyglądała na zakłopotaną.
– Sama sobie poradzę, nie martwcie się.
Miesiąc później teściowa przyszła do nas z prośbą. A za miesiąc z kolejną, potem znowu i jeszcze raz… Raz prosi o pięćset złotych, raz o siedemset, a raz o tysiąc. Nie byliśmy bogaci, więc takie wydatki obciążały nas, ale co mieliśmy zrobić, musieliśmy jej pomagać. Wiosną teściowa trafiła do szpitala. Odwiedziliśmy ją prawie codziennie. Tydzień później zadzwonił brat męża i powiedział.
– Słuchaj Kasia, niedługo muszę zapłacić za kolejną ratę kredytu, tym razem ta rata wynosi więcej, niż tysiąc złotych. Dołożycie jeszcze 200 złotych?
– Jutro pójdę do szpitala i sama się wszystkiego od teściowej dowiem. Przyjdź też, to dam najwyżej te pieniądze.
– Dlaczego do szpitala? Nie, nie lubię szpitali i tej całej atmosfery. Lepiej zrób mi przelew.
– Ale jak to, Tobie?
– No przecież to na ratę mojego kredytu.
Wtedy wszystko się wyjaśniło.
– Więc to teściowa spłaca Twoje kredyty?
– Moje, a co?
Powiedziałam o wszystkim mężowi, a on potem miał poważną rozmowę z bratem i matką. Jak się okazało, jemu bratu zawsze brakowało pieniędzy, bo nie potrafił nimi dobrze rozporządzać, bo wydawał je na swoje zachcianki, więc kiedy mu brakowało, brał pożyczki. Swojej mamie z kolei mówił, że potrzebuje tych pieniędzy na lekarzy, bo ostatnio coraz gorzej się czuje i nie wie, dlaczego, więc musi udać się do wszystkich specjalistów, żeby otrzymać diagnozę i rozpocząć leczenie. Okropnie ją więc okłamywał.
Teściowa była typem osoby, którą łatwo oszukać i zmanipulować, dlatego syn owinął ją wokół palca. W końcu to on namówił matkę, by poprosiła jego brata o pomoc. Dobrze zarabia, więc niech pomaga swojemu młodszemu bratu. Mąż powiedział, że nie da im już ani grosza, a matka powiedziała, że nie będzie już dłużej tego tolerować, bo prawie umarła przez to, że musiała spłacać jego kredyty. Brat męża jest obrażony i aktualnie do nikogo się nie odzywa.