„Wiecie, które kobiety wybaczają zdradę? Z doświadczenia wiem, że te, które mają wysokie poczucie własnej wartości”

Chwila słabości, nielojalności współmałżonka boli, ale nie dla wszystkich jest końcem świata, który z mozołem zbudowali na drugiej osobie, można spróbować żyć dalej.

Są rany, które nie mogą się zabliźnić, niezależnie od starań i dobrych chęci. Jedni potrafią wybaczyć partnerowi przelotną zdradę, inni bardzo chcieli by to zrobić, ale im nie wychodzi. Od czego to zależy? Doświadczenie nauczyło mnie, że najważniejsze jest poczucie własnej wartości. Łatwiej wybaczają osoby pewne siebie, nie mające potrzeby przeglądania się w oczach partnera, potwierdzania u niego, że są ważne. Chwila słabości, nielojalności współmałżonka boli, ale nie jest dla nich końcem świata, który z mozołem zbudowali na drugiej osobie, można spróbować żyć dalej.

Para, która zgłosiła się do mnie na terapię, tego nie potrafiła. Maria i Olaf weszli razem, ale usiedli na kozetce osobno, jak najdalej od siebie.
– Byliśmy ze sobą piętnaście lat. Kawał czasu, prawda? Jakie to by były gody, gdyby udało nam się dotrwać do rocznicy? – Maria, wysoka, atrakcyjna brunetka odwróciła się całym ciałem w kierunku męża. Olaf drgnął, jak uderzony, chociaż nawet go nie dotknęła. – Już wiem, kryształowe, a więc kruche, jak nasz związek – nadal wpatrywała się z napięciem w męża.

Mówiła o ich małżeństwie w czasie przeszłym, ironizowała, atakowała. Olaf starał się jej nie przerywać, przeczekiwał burzę, ale nie był spokojny, wyglądał na rozbitego. Miałam wrażenie, że został połamany i niechlujnie poskładany do kupy. Doświadczenie terapeuty mówiło mi, że ten człowiek ledwie się trzyma, a jeśli wybuchnie, erupcja zmiecie z powierzchni wszystko, co żyje. Maria tańczyła na skraju dymiącego wulkanu.

– Piętnaście lat dobrego małżeństwa to dużo, jest co wspominać – tym razem zwróciła się do mnie.

Skinęłam głową bez słowa. Chciałam, żeby się wygadała, wyrzuciła z siebie gniew i złe emocje, zanim zaczniemy terapię. Potrzebowała tego. W stanie, w jakim była, nic by do niej nie dotarło.
– Stworzyliśmy rodzinę, mieliśmy wspólne życie, radości, marzenia, plany. Wspólne problemy, nieszczęścia i smutki. Nawet myśli mieliśmy wspólne, da pani wiarę? Dzieliliśmy wszystko, byliśmy tacy szczęśliwi, a on to rozwalił w jedną noc. Tak mówił, ale niczego już nie jestem pewna, nie ufam mu. Może to było kilka nocy, tygodni, nawet miesięcy? Tak, stawiałabym na miesiące. Kilkumiesięczny romans mojego ukochanego męża z dziewczyną, której imienia nie chcę pamiętać, zniszczył nasze małżeństwo. W czym ona była ode mnie lepsza?
– W niczym. To nie było nic ważnego i nie trwało tak długo, jak myślisz – odezwał się pierwszy raz Olaf.

– Chciałabym ci uwierzyć, ale nie umiem – Maria mówiła z bólem, ale już spokojniej. Utraciła wszystko,  w co wierzyła – ukochanego, życie jakie razem budowali, plany na przyszłość. Są kobiety, które nie potrafią wybaczyć zdrady, ona najwyraźniej do nich należała.
– Dlaczego wciąż do tego wracamy? Jak długo jeszcze mam się kajać za coś, czego nawet już dobrze nie pamiętam? – spytał podminowany Olaf.

Opanowanie go opuszczało, teraz on czuł się niezrozumiany i nawet odrobinę skrzywdzony. Przecież robił wszystko, by odpracować błąd, nie chciał się rozstawać, pragnął wyrzucić z pamięci nieważny incydent z inną kobietą. Być może do następnego razu, ale to już nie była moja sprawa. Zgłosili się na terapię, żeby zrozumieć co się między nimi dzieje, dlaczego rozmijają się, chociaż chcą tego samego. Oboje pragnęli ocalić związek, inaczej nie przyszliby do mnie.
– Wracamy do „tego”, jak mówisz o zdradzie, bo tobie udało się zapomnieć. Ale mnie nie. Wciąż widzę, jak ją całujesz, mówisz te same słodkie głupstwa, co mnie.
– Wcale tak nie było, nie zadręczaj się – powiedział bez przekonania Olaf.
– To jak było? Powiedz mi!

Wymiana zdań zatoczyła koło i wróciła do punktu wyjścia. Musiałam im przerwać.
– Jest w pani wiele gniewu i żalu, do których ma pani prawo. Nie oszukujmy się, zdrada jest traumą, wychodzi się z niej powoli i trzeba dać sobie na to czas. To jak żałoba po utracie kogoś bliskiego, należy ją przeżyć i ułożyć wszystko na nowo. Jeżeli się tego chce.
– Bez przesady, przecież nikogo nie zabiłem – mruknął Olaf.
– Po naszym związku zostały dymiące zgliszcza, nie da się go odbudować, nie byłby taki jak kiedyś  – przerwała Maria. – Nie jestem w stanie żyć pod jednym dachem z człowiekiem, któremu nie mogę zaufać. Zranił mnie i poniżył, to koniec.
– Jest pani pewna? – zdziwiłam się. – Czego w takim razie oczekuje pani ode mnie?

Pomocy przy kulturalnym rozstaniu, chciałabym, żeby dzieci jak najmniej je odczuły. Musimy sobie wszystko wyjaśnić, spróbować ocalić chociaż przyjaźń, a sami sobie z tym nie poradzimy.

– Nie szkoda ci tylu lat małżeństwa? – spróbował jeszcze raz Olaf. – Kochanie, zastanów się, nie niszcz wszystkiego, co z takim trudem zbudowaliśmy.
– Tego już nie ma! Nas już nie ma! I nie mów do mnie kochanie!
Przesunęłam w stronę Marii pudełko z chusteczkami, ale pokręciła przecząco głową. Jej oczy rzucały gniewne błyski, chciała walczyć i szukała przeciwnika. Olaf przezornie unikał starcia, w mylnym przeświadczeniu, że żona wykrzyczy swój ból i złość jej przejdzie.
– Porozmawiajmy spokojnie – zaproponowałam. – Będziecie mówić państwo po kolei, nie o zdradzie, tylko o sobie. Co wam się podoba, a co nie, czego byście chcieli, co zmienili. Zacznie pan Olaf.
– Czemu ma służyć taka spowiedź? – spytał nieufnie wywołany.
– Uspokojeniu emocji. W tej chwili reagujecie na siebie zbyt silnie, by podejmować decyzje, musicie odzyskać kontrolę, żeby rozważnie zdecydować, co dalej.
– Już podjęłam decyzję. Nieodwołalną – oznajmiła zdenerwowana Maria.
– Szanuję ją i nie mam zamiaru zmieniać, lecz chcecie się rozstać po przyjacielsku, a w tej chwili bez przerwy się kłócicie. Spróbujcie przypomnieć sobie, jak spokojnie rozmawiać, macie przecież dzieci, zróbcie to dla nich. Nawet jeśli się rozwiedziecie, wciąż będziecie ich rodzicami, co oznacza mnóstwo wspólnych spraw. Zawsze będziecie ze sobą związani.

Udało mi się przekonać Marię, Olaf nie protestował, zaczęliśmy więc interpersonalny trening. Między małżonkami wrzało, rozmowa ciągle skręcała w stronę wzajemnych oskarżeń o zmarnowanie życia, Olafowi również puściły nerwy. Przestał się kajać, a zaczął wypominać żonie małostkowość i złośliwość, przez którą, jego zdaniem, nie mogli dojść do porozumienia, zapomnieć o jego błahym wyskoku i żyć jak ludzie.
– Nic wielkiego się nie stało, ta dziewczyna nie była ważna. Już cię tysiąc razy przeprosiłem, co jeszcze mam zrobić? – mówił podniesionym głosem.
– Niczego od ciebie już nie chcę, możesz wrócić do niej lub do innej, rób co ci się podoba, mnie nic do tego – odpowiadała Maria.
– To ma być odpowiedź? Ja cię przepraszam, ty mnie odpychasz i tak w kółko. Z tobą nie można normalnie rozmawiać.
– Co ci otworzyło oczy na moją niedoskonałość? Odkryłeś ją dopiero po piętnastu latach?

Sensu w tej kłótni nie było, za to emocje – ogromne. Nie przeszkadzałam im, interweniując tylko tyle, ile było trzeba, żeby się nie pozabijali. Krajobraz po zdradzie przypomina pobojowisko, na którym nie bierze się jeńców, zaś rannych dobija. Maria i Olaf musieli stoczyć pod moją kontrolą pozorowaną walkę, wyrzucić z siebie wzajemne urazy i pretensje, przy czym to ona, jako pokrzywdzona, miała więcej do powiedzenia.

Nie do mnie należała ocena słuszności argumentów, nie prowadziłam ich ku pojednaniu czy rozstaniu. Sami krok za krokiem odkrywali, na czym im zależy, uczyli się oswajać sytuację w jakiej się znaleźli. Byłam ciekawa co z tego wyniknie, do jakich wniosków dojdą. Długi staż małżeński dawał im mocne podstawy, zżyci partnerzy nie rozstają się z błahych przyczyn, są w stanie zawalczyć o związek i odbudować go. Brzmi optymistycznie? To dodam, że po zdradzie nic już nie jest takie samo, traci się dziecięcą ufność w partnera. Małżeństwo może przetrwać, nawet umocnić się, ale na nowych zasadach, wypracowanych nierzadko w bólach i pocie czoła. Czy to źle? Czasem nawet lepiej, ale zawsze inaczej.

Podczas drugiej sesji terapeutycznej Maria i Olaf rozmawiali już spokojniej, chociaż wciąż daleko im było do ideału. Pochwaliłam ich jednak za postępy.
– Może to dlatego, że nie mieszkam w domu i nie działam Marii na nerwy. – Olaf spojrzał prowokacyjnie na żonę.

Nie wydawała się poruszona.
– Rozstaliście się? – spytałam.
– To była dobra decyzja, teraz żyjemy spokojniej. Przynajmniej się nie kłócimy.
– To duży plus – przyznał Olaf. – I chyba jedyny, ale cóż, trzeba się przyzwyczajać, skoro planujemy rozwód. Powoli odkrywam uroki samodzielnego życia.

Maria spojrzała na niego spod oka. Uśmiechnął się do niej rozbrajająco i wzruszył ramionami.
Odwróciła się, ale twarz jej złagodniała.
– Ciekawe kiedy, skoro większość dnia przesiadujesz w domu. To znaczy u mnie i dzieci – poprawiła się szybko.
– No cóż, stare przyzwyczajenie – Olaf spojrzał na nią ciepło.
Marii drgnęły usta, ale gniew nie pozwalał jej podjąć przyjacielskich przekomarzanek, wciąż żywe w niej było poczucie głębokiej krzywdy i niesprawiedliwości, jakiej doznała od męża, Chciała go osądzić i ukarać, wyrównać rachunki, a to była droga donikąd. Olaf wdał się w romans, był winny, ale wrócił i chciał udowodnić, że nadal zależy mu na niej. On się kajał, ona wypominała mu zdradę, ten układ mógł trwać bez końca i nie stwarzał nadziei na porozumienie.
– A gdybyście tak od siebie odpoczęli? Powiedzmy tydzień – zaproponowałam. – Żadnych wizyt, telefonów, wiadomości, zupełna cisza. Oddalenie pomaga zobaczyć rzeczy takimi, jakimi są.
– No nie wiem – zgłosił wątpliwość Olaf.
Za to Maria zareagowała odwrotnie:
– Świetny pomysł, tego potrzebowałam.

Rzuciła mężowi triumfujące spojrzenie, on znów wzruszył ramionami, między nimi wciąż dochodziło do przepychanek.
Na kolejnym spotkaniu spytałam ich, czy żyjąc z dala od siebie udało im się ochłonąć.
– Nic z tego nie wyszło, bo już następnego dnia Olaf przyjechał po swoje koszule i został, bo synowi trzeba było pomóc w lekcjach.
– No i dwa dni później Maria wezwała mnie do komputera, w którym zawiesił się system.
– I tak plan odpoczynku od siebie wziął w łeb – uzupełniła żona. – A skoro tak, to go całkowicie zawiesiliśmy. Z konieczności – podkreśliła.
Uśmiechnęłam się.
– Wiele was łączy – codzienna organizacja życia, dzieci, może też… uczucia?
Żadne z nich się nie odezwało, ale na pewno to dostrzegli. Chcieli czy nie, powoli wracała łącząca ich wcześniej bliskość, teraz wymuszona przez okoliczności. Dzieci, dom, wspólne sprawy, czasem to wystarczy, by ludzie uświadomili sobie, jak mocno są związani. Maria i Olaf chyba zaczęli to pojmować, ale potrzebowali czasu, żeby zakopać przepaść, jaka między nimi wyrosła. Uważałam, że powinni dać sobie szansę. Gdyby to ode mnie zależało, ze wszystkich sił ratowałabym ich małżeństwo, które wydawało mi się wyjątkowo dobrane, nie licząc oczywiście niewierności. Ale decyzja należała do nich.

W trakcie trwania terapii zauważyłam, że Maria, chociaż nadal atakowała męża, robiła to rzadziej, mniej wybuchowo i przestała wspominać o rozwodzie. Jej gniew na niewiernego małżonka powoli się wypalał, ale pozostał jeszcze żal i poczucie bolesnego zawodu. Idealnie byłoby, gdyby potrafiła zamknąć drzwi za tym co było i odciąć się od wspomnień, ale to prawie nigdy nie jest możliwe, niezależnie od tego, co piszą w mądrych książkach. Po zdradzie pozostaje lęk, czy partner znowu nie zawiedzie, niepewność, czy można mu uwierzyć. Czas leczy nawet najgłębsze rany, chociaż pozostaje po nich blizna, przypominająca o sobie nagłym błyskiem oswojonego bólu, który można nauczyć się ignorować. Olafa i Marię łączyła silna więź, mieli o co walczyć niezależnie od tego, co deklarowali, chcieli pokonać małżeński kryzys. Nie mogłam im obiecać, że będzie między nimi idealnie, życie po zdradzie jest trudne, zdarza się, że niemożliwe, ale w niewielu przypadkach taka terapia szokowa ma uzdrawiającą moc. Zwraca uwagę na niedostatki związku, a przede wszystkim przekonuje małżonków, że wolą być razem niż osobno, a ich małżeństwo jest w stanie przetrwać każde zawirowanie.

Olaf i Maria nie rozwiedli się, mieszkali i żyli razem, wspólnie wychowywali dzieci. Ale tak naprawdę otworzyli się na siebie dopiero po dwóch latach, tyle zajęło Marii wybaczenie mężowi niewierności. Zadzwoniła do mnie niedawno, żeby podziękować.
– Miedzy nami jest teraz lepiej niż kiedykolwiek, dojrzeliśmy w ogniu wydarzeń, udało się nam – powiedziała, unikając słowa zdrada. – Wybaczyłam Olafowi i nawet zaufałam, chociaż w dość ograniczonym zakresie, staram się trzymać rękę na pulsie – wyczułam, że się uśmiecha. – Chciałabym jednak zapytać, czy kiedykolwiek zapomnę o tym, co się wydarzyło? Bardzo bym chciała, byłoby mi łatwiej.

Odpowiedziałam jej nieprofesjonalnie, ale szczerze i krótko
– Nie. Nie sadzę. Mnie to nigdy się nie udało.

-->