Mam dwie córki i niedawno poprosiłam je, aby się wyprowadziły, zabierając ze sobą swoich partnerów i wszelkie problemy z nimi związane. Byłam już zmęczona ciągłym usługiwaniem i ustępstwami. Nie mam męża, dziewczyny zostały bez ojca zanim skończyły szkołę, więc życie dało mi się we znaki, a i mi nie było łatwo, ponieważ zostałam z tym wszystkim sama.
Moje córki dorosły, jedna właśnie skończyła liceum, a druga dwa lata temu obroniła tytuł magistra. Odkąd starsza córka, Ola, poszła na studia, mieszka z nami jej narzeczony, Darek. Już pięć lat powtarzają, że zamierzają się pobrać, ale jakoś nie potrafią zarobić na wesele, a w zeszłym roku urodziło im się dziecko… Żyjemy w piątkę w trzypokojowym mieszkaniu.
Jak dziewczyny były małe to spały razem w jednym pokoju, a ja miałam dla siebie sypialnię, ale wraz z pojawieniem się Darka, ja musiałam wprowadzić się do pokoju Mileny, a Ola z chłopakiem urządzili się w mojej sypialni, której nie odzyskałam przez lata.
Od dwóch lat naciskałam na Olę, żeby się wyprowadzili, ale wciąż były między nami o to spięcia. Córka twierdziła, że nie mają pieniędzy i zrzucała to na karb posiadania małego dziecka, a potem mną manipulowała, przypominając mi, że jestem jej matką i powinnam jej pomóc.
Milenie też nie było łatwo, to nie jest normalne, żeby dorosła kobieta mieszkała w pokoju z matką. Sama też chciałam mieć odrobinę prywatności. Między córkami wciąż były jakieś kłótnie, a z Darkiem wcale nie było łatwiej. Spierali się o brudne naczynia w zlewie, o kolejkę do łazienki, niewyrzucone śmieci i generalnie o wszystko.
Doszło do tego, że nikt nie chciał sprzątać cudzego bałaganu i ja musiałam ich wszystkich obsługiwać. W dodatku to głównie ja zarabiałam na całą rodzinę, a oni czasem dorzucali się do rachunków, jak akurat mieli wolne pieniądze.
Moja cierpliwość i tak już była na wyczerpaniu, ale kiedy Milena przyprowadziła swojego chłopaka i oznajmiła, że od teraz będzie z nami mieszkał, nie wytrzymałam. Dopytałam gdzie ma zamiar go ulokować, a ona wskazała swój pokój, jednocześnie sugerując mi, że ja powinnam wynieść się do salonu. Nie miałam ochoty spełniać oczekiwań córki. Stanęłam na środku pokoju, zawołałam wszystkich i oznajmiłam: „Daję wam 2 tygodnie, a w tym czasie macie znaleźć sobie mieszkania.
W przeciwnym razie wymienię zamki i wystawię wasze rzeczy za drzwi”. Córki zaczęły robić wymówki, podkreślając, że są zameldowane w moim mieszkaniu i nie mają zamiaru się wynosić. Zagroziłam wówczas, że sprzedam mieszkanie, jeśli w ciągu 14 dni się nie wyprowadzą. Zmęczyłam się, mam dosyć bycia służącą dla wszystkich. Wykonałam swoje zadanie: wychowałam córki, zapewniłam im wykształcenie i chcę teraz po prostu odpocząć.
Moje córki mnie nie rozumieją, Ola zagroziła, że jeśli ją wyrzucę, to nigdy więcej nie zobaczę wnuka, a Milena zawtórowała jej, mówiąc, że gdy tylko urodzi dziecko, nawet nie pozwoli mi go poznać.
Nie zmieniłam zdania, wszystkich wyrzuciłam i od tygodnia żyję sama. Żadne się do mnie nie odezwało i nastawili przeciwko mnie bliską rodzinę. Być może nie miałam racji i nie powinnam ich wyrzucać, ale przez ostatnie dni odżyłam, stałam się jedną z najszczęśliwszych osób na świecie.