Mamo! Gdzie jesteś? – w słuchawce po raz piąty tego dnia usłyszałam głos Kacpra.
– A co ci do tego? – odparłam już mocno wkurzona.
– Oj, czemu się tak złościsz? – zaśmiał się i zaraz dodał przymilnie: – Jadę do klienta podpisać ważną umowę, od rana nic nie jadłem, przydałaby się jakaś twoja pyszna kanapeczka. Głodny jestem, a ciebie cały dzień nie ma w domu.
– Bo pracuję – odparłam sucho. – A kanapki mogłeś zrobić sobie sam. Albo poprosić Olę, zanim wyszła do pracy. Chyba jeszcze pamiętasz, że masz żonę?
– Ale ona nie robi takich dobrych jak ty! – jęknął mój jedynaczek. – To kiedy będziesz w domu?
Przyznam szczerze, aż się we mnie zagotowało ze złości. Chcąc uniknąć awantury, rozłączyłam się. Wyciszyłam dźwięk w komórce i ze wszystkich sił próbowałam skupić się na obsłudze klientów. A jednak kątem oka cały czas śledziłam wyświetlacz telefonu i pojawiające się na nim imię syna. „Muszę być twarda” – myślałam, jednocześnie próbując się czarująco uśmiechać do dziewczyny, która zmierzała kupić jedną z droższych torebek w moim sklepie.
Zamierzała się targować, ale ja nie byłam w nastroju do dyskusji.
– Albo pani bierze to cacko, albo odstawiam je na półkę – oznajmiłam jej tonem nieznoszącym sprzeciwu, gdy dostrzegłam, że syn znów próbuje się dodzwonić.
Dziewczyna, zaskoczona moją nagłą zmianą tonu, zapłaciła bez słowa i rakiem wycofała się ze sklepu. „Cholera jasna, przez tego gnojka stracę klientów!” – zaklęłam w duchu i chwyciłam klucze. Do domu wpadłam mocno zdyszana.
– Mamo, co ci jest? – spytał Kacper.
– A jak myślisz?! – wysapałam. – Nie mam już sił się tobą opiekować. Jesteś duży, masz żonę, spodziewasz się dziecka, a wciąż dzwonisz do mnie po kanapki, przynosisz mi pranie i obarczasz wszystkim! – musiałam zaczerpnąć powietrza, bo dziwne uczucie duszności nie ustępowało. – Kacper, weź się za siebie! Nie wstyd ci, że ty, dorosły chłop, tak wykorzystujesz starą matkę!? Oświadczam ci, że to ostatnie kanapki w moim życiu…
Tu urwałam, chwyciłam nóż i już miałam wziąć chleb, gdy nagły ucisk nad żołądkiem sprawił, że osunęłam się na podłogę. Nie mogłam wykrztusić słowa. Świat zawirował mi przed oczami, po czym zrobiło się całkiem ciemno. Ocknęłam się w szpitalu, przy moim łóżku czuwali mąż i blady jak ściana Kacper.
– Mamuś! – rzucił się na mnie, kiedy tylko otworzyłam oczy.
– Proszę uważać, bo jeszcze udusi pan mamę – pielęgniarka odsunęła go ode mnie. – A kobieta ledwo przeżyła zawał.
Przesadzałam z matkowaniem
– Nawet nie wiesz, jak się bałem – jęknął, a w jego oczach pojawiły się łzy. – Te twoje słowa, że to ostatnie kanapki w twoim życiu… Mamuś, ja bym sobie nie darował…
– Jak się czujesz, kochanie? – przerwał mu mąż.
– Chyba dobrze – wciąż byłam nieco rozkojarzona.
Widząc mój stan, mąż poklepał Kacpra po plecach i kazał mu wracać do żony. A kiedy już wypchnął go delikatnie za drzwi, usiadł obok mojego łóżka.
– Zawsze ci powtarzałem, że przesadzasz z tym matkowaniem, i zobacz, do czego się doprowadziłaś – westchnął, spoglądając na mnie z troską. – Może wreszcie zmądrzejesz i pozwolisz naszemu synowi dorosnąć… – próbowałam coś powiedzieć, ale mi przerwał.
– Nie przeszkadzaj, Kasiu, chcę, żebyś mnie wysłuchała. Nawet nie wiesz, jak się przeraziłem, kiedy zadzwonił Kacper. Dobrze, że byłem na tyle przytomny, aby zapytać, czy wezwał pogotowie, bo nasz synek zamiast ci pomóc, zaczął panikować. Zobacz, kogo wychowaliśmy. A przecież wkrótce on sam będzie ojcem! Wiem, pamiętam, jak długo staraliśmy się o dziecko. Ile przeżyliśmy poronień. I jak cieszyliśmy się sukcesem. Dzięki tobie Kacper wyrósł na zdrowego, silnego mężczyznę. On nas już nie potrzebuje. Za to ty potrzebujesz świętego spokoju.
– Masz rację – przyznałam, bo tym razem poczułam to własnej skórze.