„Brat obibok sprzedał rodzinną pamiątkę, żeby mieć na imprezy. Bez skrupułów podkablowałem go ojcu, którego był pupilem”

„Wybrałem się na zakupy do centrum handlowego. W drodze na parking mijałem lombard. Zazwyczaj nie zatrzymuję się przed tego typu sklepami, ale wtedy rzuciłem okiem na wystawę. I zamarłem. W witrynie leżała nasza papierośnica. Poznałem ją od razu”.

Mówi się, że nieważne, ile masz dzieci, każde kochasz tak samo. To nieprawda. Miłość rodzicielska wcale nie jest sprawiedliwa.

Srebrna papierośnica była w naszej rodzinie od wielu, wielu lat. Przechodziła z ojca na syna i była traktowana niemal jak relikwia. Kiedyś nosił ją mój pradziadek, potem dziadek, wreszcie tata. A on wręczył ją mojemu bratu, Jackowi. Byłem bardzo zawiedziony, bo miałem nadzieję, że przypadnie mnie. A to dlatego, że według rodzinnego zwyczaju, jeśli synów było kilku, papierośnicę dostawał ten, który najwięcej osiągnął i najlepiej przysłużył się bliskim.

Tymczasem mój starszy braciszek nie skończył nawet szkoły średniej, a bliskim przysparzał tylko zmartwień. Nie pracował, obracał się w podejrzanym towarzystwie. No i miał za nic rodzinę. Kontaktował się z ojcem właściwie tylko wtedy, gdy miał jakieś problemy lub potrzebował pieniędzy. A ten oczywiście przyjmował go z otwartymi ramionami i ratował z kłopotów. Gdy jednak Jackowi wiodło się lepiej, znikał i nikt nie wiedział, gdzie jest.

Tymczasem ja skończyłem studia, mam świetną pracę i jestem na każde zawołanie ojca. Co prawda mieszkamy oddzielnie, ale wystarczy jeden telefon i już do niego pędzę. Uważałem więc, że papierośnica należy się mnie. Powiedziałem o tym ojcu.

– Nie bądź zadrosny. Jacek to twój brat. A mój pierworodny – tłumaczył

– Pierworodny, ale wyrodny! – odparowałem rozzłoszczony.

– Daj spokój, to dobry chłopak, tyle że trochę się pogubił. Ale jeszcze wyjdzie na prostą, jeszcze mile nas zaskoczy. Potrzebuje tylko motywacji.

– I ten twój prezent miał go niby zmotywować?

– A żebyś wiedział. Chciałem mu pokazać, że ciągle w niego wierzę i ufam, że odnajdzie właściwą drogę – odparł.

Już miałem powiedzieć, że trzydziestoletni faceci się nie zmieniają i brat pewnie nawet nie doceni tego niezwykłego prezentu, ale machnąłem ręką. Czułem, że cokolwiek bym powiedział, ojciec i tak nie posłucha. Był wpatrzony w Jacka jak w obrazek, wybaczał mu wszystkie wyskoki i zawsze go bronił.

Było mi przykro, bo mnie nigdy nie traktował tak ulgowo, ale się z tym pogodziłem. Przywykłem, że to Jacek jest ukochanym synkiem tatusia, choć zupełnie na to nie zasługiwał. Trwało to przecież od zawsze i nie sądziłem, że kiedykolwiek się zmieni. A jednak.

Dobrze, że ją odzyskałem…

Wszystko zaczęło się kilka dni po tym, jak ojciec dał Jackowi papierośnicę. Wybrałem się na zakupy do centrum handlowego. W drodze na parking mijałem lombard. Zazwyczaj nie zatrzymuję się przed tego typu sklepami, ale wtedy rzuciłem okiem na wystawę. I zamarłem. W witrynie leżała nasza rodzinna pamiątka. Poznałem po charakterystycznym grawerunku i niewielkiej rysie przy zamknięciu.

Poczułem wściekłość. Spodziewałem się, że brat nie uszanuje prezentu i rzuci go gdzieś w kąt, do głowy mi jednak nie przyszło, że go sprzeda! Nie zastanawiając się ani chwili, wszedłem do środka.

– Chcę kupić to cacko z wystawy – powiedziałem do sprzedawcy.

– Prawda, że piękna? – uśmiechnął się i położył papierośnicę na ladzie.

– Proszę od razu o rachunek. Nie muszę oglądać tej papierośnicy. Znam ją doskonale – zastrzegłem.

– Co pan chce przez to powiedzieć? Że jest kradziona? To niemożliwe! Na wszystko, co jest w tym sklepie, mam dokumenty!

– Nie o to chodzi… W porządku… Po prostu wiem, kto ją do pana przyniósł. I mam ochotę mu za to nogi z d… powyrywać. Ten przedmiot jest bardzo ważny dla mnie i moich bliskich. I cieszę się, że go odzyskałem – odparłem i zapłaciwszy, schowałem papierośnicę do kieszeni kurtki.

Po wyjściu z lombardu natychmiast zadzwoniłem do brata. Chciałem wiedzieć, dlaczego pozbył się rodzinnej pamiątki. Odebrał za trzecim razem.

– Czego chcesz? Balowałem przez dwa dni i odsypiam. Daj mi więc…– zaczął mamrotać.

– Gdzie jest papierośnica? – przerwałem mu.

– Że co? Leży gdzieś w domu. Nie zawracaj mi głowy… Jestem padnięty…

– Nie kłam! Wiem, że ją sprzedałeś w lombardzie!

– A niby skąd wiesz? – obruszył się

– Bo przed chwilą tam właśnie ją kupiłem. Dlaczego to zrobiłeś?

– O matko, potrzebowałem kasy na swoje sprawy. A to badziewie i tak by mi się do niczego nie przydało. Nie palę papierosów, tylko skręty. A te robi się na poczekaniu – zachichotał.

Trafił mnie szlag.

– Człowieku, czy ty sumienia nie masz? Jak możesz w ogóle tak mówić? Jak tata się dowie…

– A musisz mu powiedzieć?

– Nie muszę, ale chyba to zrobię. Jeszcze dzisiaj. Przesadziłeś, kretynie…

– Dobra, dobra. Zresztą niczego innego się po tobie nie spodziewałem. Zawsze byłeś zazdrosny o uczucia ojca. Nie podoba ci się, że to mnie stawia na pierwszym miejscu, i liczysz na to, że jak mu powiesz, co zrobiłem z papierośnicą, to strącisz mnie ze świecznika. Ale nic z tego, braciszku. Tata jak zwykle wszystko mi wybaczy i nadal będę jego ukochanym synkiem. A ty wyjdziesz na wredotę, która kapuje na rodzonego brata – odparł hardo.

Rozłączyłem się, bo miałem dość tej rozmowy. Nie mogłem uwierzyć, że Jacek jest aż tak bezczelny.

Wbrew zapowiedziom nie pojechałem do ojca. Nie dlatego, że słowa Jacka trafiły mi do przekonania. Po prostu nie chciałem sprawiać tacie przykrości. Przecież wiedziałem, jak ważna była dla niego ta pamiątka. I jak bardzo zaboli go to, że mój brat tak łatwo się z nią rozstał. Choć więc korciło mnie, by wyznać prawdę, postanowiłem zachować wszystko w tajemnicy. I pewnie milczałbym do dziś, gdyby nie kolejne, bezczelne kłamstwo Jacka.

Tacy jak on się nie zmieniają

To było miesiąc temu. Przyjechałem do taty w odwiedziny. Gdy wszedłem do mieszkania, dostrzegłem, że jest w znakomitym humorze.

– O, widzę, że spotkało cię dziś coś miłego – zagadnąłem.

– A tak… Był u mnie twój brat… Dość długo się nie pokazywał, ale wpadł niespodziewanie – uśmiechnął się.

– Pewnie skończyły mu się pieniądze – burknąłem.

– Ej! Nie rozumiem, dlaczego jesteś dla niego taki niesprawiedliwy. Powinieneś być milszy. Zwłaszcza po tym, co dla ciebie zrobił – naburmuszył się.

– Niby co?

– No jak to? Podarował ci naszą rodzinną pamiątkę. Powiedział, że trudno mu było się z nią rozstać, ale wszystko przemyślał i doszedł do wniosku, że ty bardziej na nią zasługujesz. Gdy to usłyszałem, to ogarnęło mnie takie wzruszenie, że aż go uściskałem.

– Naprawdę tak powiedział? – wybałuszyłem oczy.

– No tak. Mówiłem ci, że to dobry chłopak i wkrótce wyjdzie na prostą. A ty nie wierzyłeś – ciągnął, ale nie byłem stanie dłużej tego słuchać.

– Tato, to nieprawda! – przerwałem.

– Co jest nieprawdą? Nie masz papierośnicy? – wpatrywał się we mnie.

– Mam. Ale kupiłem ją w lombardzie, bo Jacek od razu ją sprzedał. Nic dla niego nie znaczyła – wypaliłem.

– To niemożliwe! Kłamiesz! Jacek nigdy by tego nie zrobił! Może nie jest ideałem, ale nie posunąłby się do czegoś takiego! – tata aż się zatrząsł.

Sięgnąłem do portfela.

– Ja nie wierzysz, to sam zobacz. Tu jest pokwitowanie – podsunąłem mu pod nos rachunek.

– Ale… O, Boże… Rzeczywiście… Dlaczego mi nie powiedziałeś od razu? – wykrztusił.

– Po co? Żeby było ci przykro, że twój ukochany syn znowu cię zawiódł? Zresztą to nie ma żadnego znaczenia. Najważniejsze, że rodzinna pamiątka nie przepadła – machnąłem ręką.

Ojciec schował twarz w dłoniach i nie odzywał się przez dłuższą chwilę. Wreszcie podniósł głowę.

– Przepraszam cię, synu… Byłem dla ciebie niesprawiedliwy… Ale Jacek tak bardzo przypomina mi waszą zmarłą mamę… Ma te same oczy, ten sam uśmiech… Kochałem ją nad życie, pewnie dlatego nie potrafiłem być obiektywny. Ale to się teraz zmieni… Przyrzekam… I już nie będę taki pobłażliwy dla Jacka… Pogadam z nim… I obiecuję, że dostanie. I za papierośnicę, i za resztę…. – powiedział.

Wiem, to nie po chrześcijańsku, ale poczułem wielką satysfakcję. Cieszyłem się, że ojciec przejrzał na oczy i mój braciszek spadnie z piedestału.

Nie mam pojęcia, jak wyglądała rozmowa ojca z Jackiem. Wiem tylko, że brat ma u niego przechlapane. Wcześniej mógł wpadać, kiedy chciał i dostawał, o co poprosił. A teraz? Tata nie wpuszcza go ponoć nawet za próg. Brat oczywiście o wszystko obwinia mnie. Jest wściekły, że zamiast potwierdzić, że papierośnicę dostałem od niego, wyznałem prawdę.

Czy się tym przejmuję? Nie, bo uważam, że dostał to, na co zasłużył. Może w końcu zrozumie, że wbrew temu, co myśli, nie może wiecznie wykorzystywać ojca, oszukiwać go i wyciągać od niego kasę. Może to nim wstrząśnie, sprawi, że zmieni się na lepsze? Szansa jest mała, bo tacy jak on rzadko się zmieniają, ale kto wie…

-->