Kiedy zrozumiałam, jak bardzo moje życie zostało przewrócone do góry nogami, pomyślałam, że nadszedł czas, by podzielić się moją historią. Jej tematem jest mój mąż a raczej już prawie były mąż, ale to kolejna część tej historii.
Przyjaciel mojego męża zaproponował mu zainwestowanie w jakiś podejrzany biznes. Mój mąż miał już ogromny kredyt, a na drugi nawet nie mógł liczyć, bo nie spłacał pierwszego. Karol postanowił więc sprzedać mieszkanie, które odziedziczył po babci, i które przynosiło mu pewien dochód z wynajmu.
Szybko znalazł nabywcę – osobę, która wcześniej wynajmowała to mieszkanie i zawsze płaciła na czas. Mąż powiedział mu, że chce sprzedać mieszkanie, a na pytanie, kiedy zamierza wystawić nieruchomość na sprzedaż, odpowiedział, że jak najszybciej. Kupiec wczuwając, że mój mąż szybko potrzebuje tych pieniędzy zaproponował, że zapłaci 100 tysięcy od razu a resztę w miesięcznych ratach.
Oboje podpisali umowę sprzedaży mieszkania i umowę pożyczki u różnych notariuszy. Po ty formalnościach, mąż otrzymał swoje pieniądze i wyjechał. Aby było jasne, nawet z tym zastrzykiem gotówki, jego biznes nie odniósł sukcesu i pomimo wielokrotnego reinwestowania, nie przyniósł żadnego zysku.
Kupiec przelał pierwszą ratę na czas, ale transakcja była na tyle duża, że bank zablokował konto mojego męża i musiały minąć dwa tygodnie zanim udało się je odblokować. Następnego miesiąca pieniądze już nie przyszły. Mimo wielokrotnych prób odświeżania strony bankowej – nie było śladu po przelewie. Mąż zaczął dzwonić do kupca, ale ten nie odbierał telefonu więc w końcu postanowił pojechać do mieszkania.
Na początku kupiec nie odpowiadał na dzwonek, a gdy już odebrał domofon, tłumaczył, że nie ma pieniędzy i prześle je, kiedy będzie mógł. Mój mąż wściekł się i zażądał by ten zwolnił jego mieszkanie. Mężczyzna zaśmiał się i wyjaśnił, że mieszkanie jest już jego a w umowach, które podpisali, nie ma mowy o tym, że pożyczka jest na kupno mieszkania
Okazało się więc, że umowa sprzedaży mieszkania i umowa pożyczki nie były ze sobą powiązane i żaden sąd nie przyzna racji mojemu mężowi. Kiedy już zrozumiał, że wpakował się w poważne długi, oszalał. Nie mogłam tego znieść i odeszłam od niego. Na razie nie złożyłam wniosku o rozwód, bo martwię się, że prawdopodobnie będę musiała spłacać jego długi. Kocham go, ale nie mogę być z kimś kto nie jest w stanie rozsądnie gospodarować pieniędzmi ani panować nad sobą.