Myślę, że wiele kobiet ma podobne historie, kiedy mąż zostawia je dla młodszej dziewczyny. Tak też stało się ze mną. On poszedł do pracy i już nie wrócił, zadzwonił tylko, aby ostrzec, że wkrótce przyjedzie zabrać swoje rzeczy. I zostałam sama z małym synkiem.
Na początku bardzo źle to znosiłam, płakałam, nie wiedząc, jak dalej żyć, ale gdy spojrzałam na mojego synka, zrozumiałam, że to on jest sensem mojego życia.
Zwykle w weekendy jeździliśmy do moich rodziców na wieś. Jak dobrze, że miałam własny samochód, bez niego takie wycieczki były dla nas nie dostępne.
Kiedy rodzice dowiedzieli się, co się stało z nami, postanowili pomóc nam finansowo. Wiedzieli, że moje zarobki były niewielkie, a muszę jakoś utrzymać dziecko i mieszkanie. Także pomagali na duchu, odjeżdżając od nich, czułam się znacznie lepiej.
Po pewnym czasie ból minął i wybaczyłam mężowi: trudno ciągle żyć z nienawiścią do człowieka, pozwoliłam mu spotykać się z synem – jednak tylko pod moim nadzorem.
Pewnego późnego wieczoru mąż zadzwonił, pomyślałam, że chce ustalić spotkanie z synem – ale okazało się inaczej. Powiedział, że jego młoda kochanka uciekła od niego i chciał się ze mną spotkać. Zgodziłam się, ponieważ musieliśmy normalnie porozmawiać, a poza tym dziecku trudno jest bez tatusia. Na końcu naszego spotkania zaproponowałam, żeby wrócił do domu – na co się zgodził.
Długo odbudowywaliśmy nasz związek, pomału, na nowo się do siebie zbliżaliśmy. Dopiero po kilku miesiącach pozwoliłam mu mnie pocałować.
Teraz jesteśmy szczęśliwi, żyjemy we trójkę i spodziewamy się drugiego dziecka. Mąż stał się zupełnie inny: teraz nigdy nie zostaje w pracy, od razu idzie do domu.
Nasza historia dowodzi, że ludzie mogą się zmieniać, jeśli da się im drugą szansę.