Mam teraz 48 lat, i od 5 lat, odkąd się rozwiodłam, jestem wolna, niezależna i samowystarczalna kobietą. Miałam dość tego, że mój mąż przez całe życie zarabiał grosze, a jednocześnie próbował ciągle kontrolować mnie i zarzucał, że manipuluję nim, pomimo że to ja przynosiłam główne dochody do domu. A on praktycznie nic nie robił w domu.
Po uwolnieniu się od niego poczułam prawdziwe ulżenie – nikt nie denerwuje, nie trzeba myśleć o tym, aby gotować obiad na czas, nie trzeba się tłumaczyć, gdy przypadkiem zatrzymam się na dłużej na kawie z przyjaciółkami i potem godzinami słuchać zarzutów.
Syn wyjechał studiować do innego miasta. I bardzo komfortowo jest mi żyć sama.
Próbowałam chodzić na randki i nawiązywać związki. Ale po roku takich prób zrozumiałam – wśród moich rówieśniczych mężczyzn praktycznie nie ma normalnych, wolnych. Wszyscy jacyś zaniedbani. A co dopiero mówić o ich skąpstwie. Zaproszą do taniej kawiarni i myślą, że od razu podbili świat. A każdy stara się dostrzec we mnie kucharza i sprzątaczkę.
Po wszystkich tych nieudanych próbach postanowiłam, że kategorycznie nie chcę już wychodzić za mąż.
Nie chcę już dostosowywać się do mężczyzny, starać się mu dogodzić, opiekować się nim, tworzyć komfort w domu, żeby mu było dobrze.
Teraz chcę, umyłam podłogę – pomogę sobie, nie chce się – nic jej nie będzie, będzie nastrój, posprzątam.
Nie chcę stać przy kuchni – dla siebie mogę kupić gotowe jedzenie w kawiarni, albo zrobić sałatkę – mi to wystarczy. Nie chcę tłumaczyć się przed nikim, jeśli nagle zechce mi się posiedzieć do późna u przyjaciółki.
Nie chcę, aby w moim domu były porozrzucane męskie rzeczy lub ktoś mnie budził w weekend, żeby zrobić śniadanie. Nie chcę tłumaczyć, dlaczego kupiłam bieliznę za dużo, skoro jest znacznie tańsza.
Gdy jesteś młoda, chcesz mieć rodzinę, dzieci – mężczyzna jest potrzebny. Ale po zbudowaniu domu, dzieci dorosły, główne problemy w życiu są rozwiązane – wielu mężczyzn staje się zbędnym balastem w życiu samowystarczalnej kobiety.
Oczywiście, każdy ma swoje potrzeby i zdanie, ale ja dzielę się właśnie swoimi wnioskami. Może kiedyś zmienię zdanie, ale na razie kompletnie nie mam ochoty ponownie wychodzić za mąż.
Zawsze można nawiązać związki bez zobowiązań, jeśli stanie się naprawdę nudno – spotkaliśmy się, miło spędziliśmy czas i rozeszliśmy się – i żadnego gotowania zup czy prania skarpet. Niech gotuje borszcz sam. A na razie cieszę się życiem i wolnością.