Nasza córka niecałe pół roku temu wyszła za mąż za kolegę poznanego na studiach. Chłopak wydawał się być grzeczny i uczynny, ale po ślubie pokazał prawdziwe oblicze. Już od początku ich narzeczeństwa mówiliśmy, że nie będziemy w stanie pomóc im z zakupem mieszkania. Mąż miał kilka lat temu udar mózgu i wszystkie nasze oszczędności wydaliśmy na rehabilitację, nie zostało nam nic – żyliśmy jedynie z pieniędzy, które zarabialiśmy na bieżąco.
Młodzi nie mieli nam tego za złe. Córka całkowicie rozumiała naszą sytuację, sama też starała się nas wtedy wesprzeć finansowo.
Cały ślub zorganizowali teściowie naszej córki. Zapłacili za salę, zespół, my nie dołożyliśmy ani grosza, ale oni sami zaproponowali takie rozwiązanie. To ich jedyny syn, wiec chcieli dla niego hucznego wesela. Z kopert uzbierała się część sumy na wkład własny. Później młodzi sprzedali nieużywane rzeczy, my też wystawiliśmy na sprzedaż mały garaż, tak by choć trochę im pomóc.
Po kilku tygodniach udali się do banku, aby uzyskać kredyt na zakup mieszkania, ale okazało się, że bank nie może go im udzielić. Nie mieli odpowiednio wysokiej zdolności kredytowej, nie byli w stanie kupić mieszkania.
I tak moja córka przyszła dwa dni temu zapłakana, bo mąż chce złożyć pozew o rozwód. A wszystko przez to, że muszą mieszkać, jak sam powiedział, na cudzym i płacić za wynajem. Zupełnie nie wiem co powiedzieć… Chcielibyśmy im pomóc, gdybyśmy tylko mieli, oddalibyśmy tyle, ile byśmy mogli, ale w tej sytuacji nie możemy nic zrobić…
Byłam pewna, że zięć to wyrozumiały i dobry człowiek, tak chwaliłam go przed całą rodziną, a on nam wbija nóż w plecy. Nie mówię, że miłość jest najważniejsza, bo w życiu też trzeba sobie umieć radzić, ale czy wszystkie uczucia do naszej córki były kłamstwem?
Jak to możliwe, że po zaledwie pół roku, on nie chce już znać swojej żony? Poza tym, dlaczego nie liczy też na pomoc swoich rodziców – dobrze pracują i zarabiają, mogliby im pomóc, ale oni twierdzą, że zorganizowali wesele, więc na nas spoczywa kupno młodym mieszkania.