Ta dla mnie niezbyt przyjemna historia trwa już od początku lipca, i już mam tego wszystkiego dosyć, ale wciąż nie wiem, co robić.
Mam 56 lat, i postanowiłam się rozwieść z mężem – spakowałam mu walizki, i wysłałam go do matki na wieś.
I co myślicie? Ani dzieci, ani teściowa nie pozwalają mi się rozwieść.
Okazuje się, że ja, dorosła osoba, wkrótce przechodząca na emeryturę, nie jestem w stanie podjąć decyzji sama.
Żyliśmy z mężem przez 30 lat, mamy dwie dorosłe córki, które mają już własne rodziny. I córki mnie nie zrozumiały, nagle stanęły po stronie ojca.
– Mamo, pomyśl, co ludzie powiedzą? A jak teraz tata będzie żył bez ciebie? Nie może to być wszystko tylko dlatego, że nie podarował ci prezentu.
– Nie o prezent chodzi – mówię im. – Po prostu mam dość znoszenia tego wszystkiego!
Faktycznie, miałam urodziny na początku lipca. I mąż nie tylko nie podarował mi prezentu, ale nawet nie wspomniał o moim święcie!
Rozumiem wszystko, nie mam jubileuszu, i nie oczekiwałam na drogie prezenty. Ale przecież można było przynajmniej słowami mnie pozdrowić? I tak przez te wszystkie 30 lat, które z nim spędziłam.
Z mojej strony zawsze witam męża zarówno z okazji urodzin, jak i imienin, niech będzie to małe, ale zawsze coś kupię, żeby mu było miło.
A on mi przez te lata małego kwiatka nie podarował! I uwagi od niego też nigdy nie widziałam. Jakby był ze mną przez cały ten czas, ale zawsze wszystko robiłam sama.
A jeszcze jego teściowa, jego matka, uprzykrzała mi życie. Przyjeżdżała do nas, przynosiła z wsi jakieś tanie warzywa, i zaczynała mnie pouczać:
– Ty masz się cieszyć, że mój Adam z tobą żyje! Tyle samotnych kobiet! On tylko na ulicę wyjdzie, a od razu wezmą, jeszcze ci będą dziękować!
Nie wiem sama, dlaczego akurat teraz, ale postanowiłam, niech go biorą! A ja chcę spokojnie żyć sama.
Mieszkanie, w którym mieszkamy, jest moje, odziedziczyłam je jeszcze przed ślubem. Więc niech mąż pakuje rzeczy i idzie w swoją stronę.
Na następny dzień zbiegła do mnie teściowa, i zaczęła mnie błagać, żebym przyjęła Adama z powrotem, bo nie da sobie rady bez mnie.
I córki mówią, że przestaną ze mną rozmawiać, jeśli nie zmienię zdania co do rozwodu.
No dlaczego oni wszyscy nie rozumieją, że ja po prostu już nie chcę mieszkać z nim pod jednym dachem?