„Za ciasną kawalerkę po mamie moje rodzeństwo prawie się pozabijało. Każdy chciał zgarnąć mieszkanie dla siebie”

„– Puknij się w czoło – odcięłam mu się w podobnym tonie. – Ty i tak dostałabyś najmniej – fuknął wyniośle Tomek. – A to dlaczego? – w dalszym ciągu nie dałam się wyprowadzić z równowagi. – Bo jesteś najmłodsza – odpowiedział lekceważąco”.

Nigdy nie miałam najlepszych relacji z rodzeństwem – z wyjątkiem Krzyśka, najmłodszego z naszej piątki. Był wrażliwy i utalentowany w kierunkach artystycznych, przez co reszta – poza mną – miała go za życiową niedojdę. Zupełnie o nim zapomnieli, kiedy po śmierci mamy trzeba się było dogadać co do mieszkania po niej, ponieważ nie zostawiła testamentu.

Bracia niczym się nie przejmowali

Śmierć mamy była dla mnie ciosem. Byłam z nią związana i mocno zaangażowana w opiekę nad nią. Krzysiek, mój najmłodszy brat, również bardzo się starał, czego niestety nie mogę powiedzieć o pozostałych trzech braciszkach.

Od rodzinnych obowiązków wymigiwali się, jak tylko mogli. Marek od lat przebywał za granicą i miał wszystkich w nosie. Tomek mieszkał w Warszawie, gdzie prowadził nieźle prosperujący biznes, a Marcin był lekkoduchem nadużywającym alkoholu i uganiającym się za spódniczkami. Co zarobił, to przehulał. Tonął po uszy w długach i miał do mnie wielkie pretensje o to, że nie chcę ich spłacać. Od mamy, jak żyła, non stop ciągnął kasę. Opowiadał jej jakieś niestworzone historie, na które się nabierała – pomimo że z Krzyśkiem tłumaczyliśmy jej, że to zwykłe kłamstwa.

W każdym razie panowie mieli w głębokim poważaniu zaciskanie familijnych więzi. Potrafili co najwyżej pojawić się na święta, chociaż i to nie zawsze, i oczekiwać, że wszystko będą mieć podane na tacy. Nie przychodziło im do głowy, żeby zrobić zakupy czy pozmywać naczynia. Mama patrzyła na nich zupełnie bezkrytycznie, co mnie i Krzyśka doprowadzało do szału.

Wystarczyło, żeby jeden z drugim się pięknie uśmiechnął, a matczyne serce totalnie się rozpuszczało i wszystko wybaczało. Tymczasem jej kochani chłopcy, bo tak ich nazywała, odstawiali przed nią niezły teatrzyk – posiadali umiejętności aktorskie godne Oscara. Kiedy jednak wskutek choroby mamy zrobiło się ciężko i nieprzyjemnie, nagle zniknęli i na nic nie mieli czasu, tak strasznie byli zapracowani. Za to każdy z nich zgłosił chęć przejęcia mieszkania po rodzicielce – byli wręcz gotowi pozabijać się o niecałe 30 metrów kwadratowych.

Nie umieli rozmawiać spokojnie

Spotkaliśmy się we czwórkę zaledwie kilka dni po pogrzebie mamy. Nie muszę chyba dodawać, że Marek, Tomek i Marcin nie raczyli kiwnąć malutkimi paluszkami przy organizacji pochówku. Krzysiek nie zamierzał uczestniczyć w tym spotkaniu.

– Nie chcę się denerwować – powiedział. – A wiem, że ciśnienie na bank mi skoczy. Nie mam na siły.

– OK, nie ma sprawy – rozumiałam go doskonale, bo mocno to wszystko przeżywał.

Ja także nie przypuszczałam, że będzie to miła pogawędka tocząca się w przyjacielskiej atmosferze. Rzecz jasna, się nie pomyliłam. Pod tym względem moi bracia byli w stu procentach przewidywalni.

 Proponuję sprzedać mieszkanie i podzielić się pieniędzmi – to były pierwsze słowa Tomka, jak tylko usiedliśmy przy stole.

– Ja jestem najstarszy, więc chcę dostać najwięcej – oświadczył Marek.

Nie podobała mi się jego mocno roszczeniowa postawa.

– Zaraz, zaraz – zaprotestował Marcin – a z jakiej niby paki? Nie ma cię na co dzień w Polsce i uważasz, że coś ci się należy?

– Dokładnie – przytaknął Tomek.

– Poza tym – kontynuował Marcin – ja też mam swoje wydatki i nie uważam, żebym był jakiś gorszy.

Natychmiast pomyślałam, że przepuści swoją część na panienki, karty i wódkę – to w jego stylu.

To tylko kawalerka

Siedziałam i tylko się przyglądałam, jak zaczynają skakać sobie do gardeł. Wydawało mi się to trochę zabawne, bo zachowywali się tak, jakby chodziło o luksusowy apartament. Tymczasem chodziło o zwykłą kawalerkę w starej kamienicy, która w dodatku wymagała generalnego remontu.

Miała oczywiście swoją wartość, jak to nieruchomość w dzisiejszych czasach, ale bez przesady. Ktoś, kto zdecyduje się ją kupić, będzie musiał zainwestować mnóstwo pieniędzy w podwyższenie jej standardu. Mama nie miała do takich rzeczy głowy, a ponadto nie dysponowała odpowiednimi zasobami finansowymi.

Wybuchła awantura

Nie zdążyło minąć pół godziny, jak bracia byli już totalnie pokłóceni. Obrzucali się wyzwiskami i nie szczędzili sobie nawzajem innych przykrych słów.

– Może byś zabrała głos? – zapytał Marek.

W końcu moja obecność została łaskawie zauważona.

– Nie mam pojęcia, o co wam chodzi – starałam się zachować spokój, co w zaistniałych okolicznościach stanowiło nie lada wyzwanie. – Zachowujecie się jak dzieciaki w piaskownicy.

– Idę o zakład, że chciałabyś zgarnąć chałupę dla siebie – ironizował Marcin, a ja popatrzyłam na niego z politowaniem.

Naturalnie nie był w stanie powstrzymać się od złośliwości, gdyż ponownie odmówiłam mu udzielenia pożyczki – naturalnie bezzwrotnej, bo przecież nigdy by mi tych pieniędzy nie oddał.

– Puknij się w czoło – odcięłam mu się w podobnym tonie.

– Ty i tak dostałabyś najmniej – fuknął wyniośle Tomek.

– A to dlaczego? – w dalszym ciągu nie dałam się wyprowadzić z równowagi.

– Bo jesteś najmłodsza – odpowiedział lekceważąco.

– O nie, mój drogi – uśmiechnęłam się – najmłodszy z nas jest Krzysiek.

– A kto by sobie tym głupkiem głowę zawracał – Marek z pogardą wzruszył ramionami, a pozostali zawtórowali mu śmiechem.

Tego już było za wiele

Wstałam i kazałam im natychmiast opuścić mieszkanie.

– To, co sobą reprezentujecie, to dno – oznajmiłam. – Jesteście żenujący, a teraz do widzenia!

Dodałam, że jeśli chodzi o mnie, to zrzekam się swojej części na rzecz Krzyśka, bo jako jedyny z naszej piątki nie ma własnego lokum i akurat on będzie miał z tych pieniędzy największy pożytek. Jemu w ogóle nie przemknęłoby przez myśl, żeby kłócić się z kimś o kawałek podłogi.

– Nie dorastacie mu do pięt. A jeśli trzeba będzie, to się spotkamy w sądzie.

Byłam z siebie dumna, bo wreszcie zdobyłam się na odwagę wygarnąć im, co od lat leżało mi na wątrobie.

Jeden z braci zmądrzał

Niespełna tydzień po tym nieszczęsnym spotkaniu zadzwonił do mnie Tomek. Byłam święcie przekonana, że zacznie się odgrażać. Tymczasem zdobył się nie tylko na przeprosiny, ale i na wyznanie, że dałam mu mocno do myślenia.

– Masz całkowitą rację – nie wierzyłam własnym uszom. – To było strasznie płytkie.

– No to zgadzamy się w tej kwestii.

Poinformował, że on także jest gotów oddać swoją część Krzyśkowi, bo w stolicy ma już dwa mieszkania. Autentycznie uradował mnie taki obrót sprawy. Przynajmniej jeden zmądrzał.

Po cichu liczyłam na to, że Marek i Marcin także zmienią zdanie, ale ze strony Marcina cudów nie oczekiwałam. Grzecznie poprosiłam Tomka, aby przemówił im do rozsądku. To, jaką podejmą decyzję, pokaże najbliższa przyszłość.

-->