Zaproponowałem Katarzynie małżeństwo zaraz po ukończeniu przez nią szkoły. W końcu była już wtedy w ciąży, więc nie mieliśmy zbyt wielu wyborów. Nie widziałem sensu odkładania ślubu, bo przecież ją kochałem. Tak oto pojawił się nasz syn. Mój dumny skarb i nadzieja. Nie odstępowałem od niego na krok, a żona nie obciążała się zbytnio troskami rodzicielskimi. Żyła na luzie. Zwłaszcza że dobrze utrzymywałem rodzinę.
Po 6 latach Katarzyna zaszła znowu w ciążę. Oczywiście, byłem szczęśliwy, bo marzyłem o dużej i zjednoczonej rodzinie. Kiedy poszliśmy na pierwsze badanie USG, dowiedzieliśmy się, że będziemy mieć bliźniaki. Żona zaczęła płakać, ale od razu ją uspokoiłem. Finansowo nie mieliśmy problemów. A Andrzej był już całkiem samodzielny i dorosły.
Tak więc urodziły się dwie córeczki. Pomagałem żonie, ile mogłem, bo wiedziałem, że dla niej to trudne. Dekret przebiegł spokojnie. Nadszedł czas, aby oddać dzieci do przedszkola, a Katarzyna wróciła do pracy. Dzieci do szkoły i przedszkola dowoziłem ja, bo żona często dłużej spała. Nawiasem mówiąc, do pracy spieszyła się — powiedziała, że jakby zaczęła od nowa życie po długim urlopie macierzyńskim.
Pewnego dnia Katarzyna nie wróciła do domu wieczorem. Dzwoniłem przez całą noc, ale nie odbierała moich telefonów. Bardzo się martwiłem, bo myślałem, że jej coś złego się stało. Kasia wróciła rano. Żona powiedziała, że zakochała się w innym mężczyźnie i odchodzi do niego. Dzieci nie chce zabierać ze sobą.
Tego samego dnia przyszła teściowa i zaczęła płakać. Przepraszała, że źle wychowała córkę i obiecywała mi wszelką pomoc. Dotrzymała słowa, ale wkrótce jej wizyty stały się rzadsze. A po kilku miesiącach zaczęła rozmawiać o mieszkania. Chodziło o to, że podarowała nam to dwupokojowe mieszkanie, w którym mieszkaliśmy, na ślub.
Teściowa oznajmiła, że muszę się wyprowadzić z dziećmi, bo chce zamieszkać z lokatorami. Na szczęście miałem gdzie się przenieść. A gdyby nie to? Dom rodziców był daleko poza miastem. Dojazd do szkoły i przedszkola trwałby długo. A i remont byłby konieczny. Jednak nie miałem wyboru — spakowałem rzeczy i zwolniłem mieszkanie. Oczywiście można było pójść do sądu i uzyskać połowę mieszkania, ale po co poniżać się w ten sposób? Stopniowo przyzwyczailiśmy się z dziećmi do nowego domu.
Wkrótce teściowa przyszła z prezentami i zaczęła opowiadać, jak jej brakuje. Nie wpuściłem jej do wnuków. Jaki sens w ich kontakcie, skoro jest daleko od swojej córki? Dosłownie wyrzuciła nas na ulicę, a teraz opowiada o więziach rodzinnych? Nie potrzebujemy takich krewnych. Poradzimy sobie sami. Być może byłem zbyt surowy, ale ich rodzinka po prostu nie rozumie inaczej.