Związek z moim mężem zaczął się jak w jakimś pięknym filmie o miłości. Pewnego dnia odpoczywałam sobie przy herbacie w kawiarni, kiedy nagle nieznajomy mężczyzna mnie zapytał: „Czy mogę usiąść?”. Oczywiście zgodziłam się, a rok później zgodziłam się na coś innego – na poślubienie go. Bardzo dobrze się mną opiekował i o mnie troszczył, więc dość szybko zostaliśmy parą, a w naszym związku było idealnieu. To była szalona miłość i już po sześciu miesiącach dowiedzieliśmy się o tym, że wkrótce w naszej rodzinie pojawi się kolejny członek. Kiedy przekazałam tę szczęśliwą wiadomość Arturowi, naprawdę się z niej ucieszył. Przez całe 9 miesięcy dbał o mnie i opiekował się mną oraz dzieckiem.
Oczywiście niemal natychmiast powiedzieliśmy o wszystkim teściowej, która zareagowała bardzo niejednoznacznie, a dokładniej – nie zareagowała w żaden sposób. Dla mnie było to dość dziwne, ale Artur tak bardzo cieszył się i ciągle był przy mnie, że nie miałam nawet czasu bardziej zastanowić się nad reakcją, a w zasadzie brakiem reakcji teściowej. Cała ciąża przebiegała bardzo dobrze – wszystkie wyniki były w normie, a ja czułam się świetnie i przygotowywałam się do roli matki. W dniu porodu byłam wyczerpana, ponieważ trwał on ponad 15 godzin. Byłam zmęczona, ale bardzo się starałam, bo chciałam już ujrzeć moje maleństwo. Pamiętam tylko, jak urodziła się moja księżniczka, a potem jak wycieńczona szybko zasnęłam. Obudziłam się dopiero, gdy lekarz wszedł na salę. Usłyszałam wtedy jego słowa:
– Gratuluję, to dziewczynka. Mam jednak obowiązek poinformować, że u dziecka stwierdzono problemy z kręgosłupem. Niestety ta wiadomość będzie dla Pani przykra – dziecko jest w stu procentach niepełnosprawne. Radzę je oddać do domu dziecka.
– To nie może być prawda, wszystkie wyniki były w porządku. Jak to się mogło stać?!
– To rzadki przypadek, ale tak się czasami dzieje. Czy jest Pani gotowa dźwigać ten ciężar przez całe życie? Proszę przemyśleć moje słowa.
To, co wydarzyło się później pamiętam jak przez mgłę. W głowie miałam tylko bezlitosne słowa mężczyzny w białym kitlu, a potem mojego męża:
– Wybieraj: albo ja, albo to dziecko. Nie potrzebuję kaleki!
Na reakcję teściowej również nie musiałam długo czekać. SMS z tekstem: „żebym Cię z tym czymś u nas nie widziała!” jeszcze bardziej mnie zranił. Byłam niezwykle urażona, że wszyscy ludzie, którzy byli dla mnie bliscy odwrócili się ode mnie i mojego dziecka. Wtedy zdałam sobie sprawę, że od tego momentu Zosia i ja jesteśmy same. Ze szpitala odebrała nas moja stara przyjaciółka, która zaproponowała nam zamieszkanie u niej. Zosia była zwykłym dzieckiem i rozwijała się tak samo jak inne dzieci, oczywiście poza tym, że nie mogła siedzieć i chodzić. Kiedyś spacerowałam z mamą po parku i doradziła mi, abym pojechała do pana Stanisława, który mieszka na wsi i od lat leczy wszystkie dolegliwości, szczególnie takie. Jeszcze tego samego wieczoru udałyśmy się do jego rodzinnej wioski, a już półtora miesiąca później moja dziewczyna już chodziła.
Z czasem nie różniła się już niczym od innych dzieci i w pełni cieszyła się dzieciństwem. Oddałam ją do przedszkola, a sama znalazłam dobrze płatną pracę i już po roku wzięłam na kredyt małe, ale własne mieszkanie.
Pewnego dnia gdy z Zosią wychodziłam z przedszkola, rozległ się dzwonek telefonu, a kiedy odebrałam, usłyszałam takie słowa:
– Pani Anno, proszę przyjechać do szpitala. Pani mąż jest w ciężkim stanie, leży na intensywnej terapii. Miał wypadek.
– Chyba pomyliła Pani numer, nie mam mam męża – odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Sześć miesięcy później teściowa czekała na mnie pod blokiem z Arturem na wózku. W ich oczach widać było zdziwienie, kiedy zobaczyli absolutnie zdrową dziewczynkę, której kiedyś nie chcieli. Bardzo przepraszali, a teściowa wręcz błagała mnie o to, aby przyjęła do siebie byłego męża.
– Nie potrzebuję Waszych przeprosin, wykreśliliście mnie i dziecko z Waszego życia, więc teraz zrobię tak samo – nie potrzebujemy kaleki.