Po ślubie z mężem bujałam w obłokach ze szczęścia, bo oprócz małżonka, dostałam jeszcze jedną mamę, z którą bardzo się przyjaźniłam i dobrze się dogadywałyśmy. Trudno o bliższe kontakty, ale trwało to do momentu, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
Kiedy nosiłam dziecko, wszystko było w porządku, mniej więcej. Dawała mi rady, ja je przyjmowałam, opowiadała mi historie, pouczała mnie, jak mam postępować z dzieckiem itp.
Kiedy urodziłam, miałam w sobie tyle instynktu macierzyńskiego, że chciałam po prostu sama, po swojemu wychowywać nasze dziecko i nie posłuchałam jej rad. Czułam, że matka mojego męża zaczyna być wrogo do mnie nastawiona, ale ja starałam się udawać, że tego nie widzę, zachowywałam się jak zawsze.
Kiedy pozbyła się wszystkich dziecięcych rzeczy, które dała mi siostra po mojej siostrzenicy, zrobiłam awanturę. Dała mi tak wiele ładnych ciuszków, niektóre były całkiem nowe, ich stan był doskonały. Jak się okazało, moja teściowa miała inny stosunek do cudzych rzeczy. Mówiła, że dzieci w żadnym wypadku nie powinny nosić zużytych ubrań.
Na początku nie zauważyłam, że brakuje pudełek z ubrankami, ale kiedy przypomniałam sobie, że widziałam tam piękne buciki dla mojego dziecka, nie mogłam ich znaleźć. Zapytałam ją, a ona przyznała, że je wyrzuciła.
Nie jestem osobą konfliktową, ale ten przypadek jest skandaliczny. Do dziś nie mogę jej wybaczyć, że rządziła się moją własnością.
Dlaczego przynajmniej mnie nie zapytała?