Wiem, że w pewnym sensie jestem winna, że wszystko tak się potoczyło, ale przecież chciałam, żeby było lepiej.
Jestem pracowniczką sezonową z 20-letnim stażem, i przez ten czas nie nabyłam nic wartościowego. I nie dlatego, że nie zarabiałam. Otrzymywałam co miesiąc 3000 funtów.
Ale nic nie udało mi się uzbierać z tego powodu, że nieprawidłowo gospodarowałam pieniędzmi.
Zamiast samodzielnie zarządzać finansami, przekazywałam wszystko moim dzieciom. Ale w dosłownym sensie rzucały pieniędzmi na wiatr, nic za nie nie kupiły.
Mam dwie córki, dwie dorosłe córki, starsza ma 40 lat, młodsza 38.
Co miesiąc dawałam im po 2000 funtów, dzieliły się po 1000 i… Dalej dla mnie zagadką jest, na co to wydawały?
Swoje ciężko zarobione pieniądze przesyłałam córkom z nadzieją, że będą je oszczędzać i z czasem zakupią mieszkanie. Obie obiecały mi, że właśnie to zrobią, ale tak naprawdę tylko trwoniły moje ciężko zarobione pieniądze.
Kiedy zdałam sobie sprawę, że to nie ma sensu, przestałam im przesyłać pieniądze.
Najpierw obraziły się na mnie, a potem pomyślały, że po prostu przywiozę ze sobą dużą sumę pieniędzy, którą będą mogły wydać na siebie.
Faktycznie przywiozłam ze sobą dużą sumę pieniędzy, ale nawet nie zamierzałam im oddać ani grosza. Przyjechałam do domu tydzień temu, ale córkom swoim o tym nie powiedziałam, bo czekają nie na mnie, a na moje pieniądze.
Postanowiłam, że najpierw kupię sobie mieszkanie, jak i planowałam, a potem już im przedstawię fakt.
A co, nie mam po prostu wyboru. Gdzie mam wrócić? Do naszego domu, gdzie mieszkają moje dwie córki z rodzinami? To już nie wchodzi w grę!
Jeśli przez tyle lat nie były w stanie uzbierać na mieszkanie z tych pieniędzy, które im przesyłałam, to teraz zrobiłam to ja, ale – dla siebie!
Wzięłam sobie dwupokojowe fajne mieszkanie, założyłam na siebie jego własność, i będę tam mieszkać, gdy wrócę.
A córki teraz niech same myślą, jak chcą żyć!