Syn przyprowadził chorego wnuka na weekend, wręczył paczkę z lekami i instrukcją. Wysłałam ich do domu

Niedawno miała miejsce taka sytuacja. Podzvonił mi Marcin w weekend i poprosił, abym zajął się wnukiem przez dwa dni. Powiedział, że chcą z żoną pójść do kina, zamówić pysznego jedzenia i po prostu spędzić czas we dwoje.

Byłam zadowolona. Lubię być z Maciejem, zawsze jestem szczęśliwa, gdy go widzę. Tym bardziej, że sama nie muszę się ruszać, syn rzadko sam przyprowadza do mnie wnuka, trzeba korzystać z takiej okazji.

Marcin w piątek zadzwonił, że plany się nie zmieniły. Wyszłam z domu, żeby kupić różne przysmaki, które Maciek lubi, żeby poczęstować go, gdy przyjedzie.

Sama nie kupuję dużo jedzenia. Żyję sama, nie potrzebuję niczego nadmiernego. Ryba albo kurczak, do tego jakieś kasze – oto obiady na kilka dni. Lodówka najczęściej jest prawie pusta. Nic specjalnego do “przekąszenia” w ogóle nie kupuję. W końcu wiek już nie pozwala, trzeba dbać o zdrowie.

Teraz jednak wzięłam różne jogurty, sery, soki, mleko, słodycze – mnóstwo szkodliwych, ale pysznych produktów, które mój wnuk uwielbia. Kupiłam mu także zabawkę, lotto. I tak się ucieszyłam, nie mogłam przestać się uśmiechać.

Marcin przyjechał do wieczora. Nawet zdążyłam przygotować kolację, żeby od razu mógł smacznie zjeść. Podczas gdy wnuczek się rozbierał, Marcin wręczył mi jakiś pakunek.

– Olek u nas zachorował. Nic poważnego, nie martw się, lekarz go już przebadał. Ale oto wszystkie potrzebne leki, a do nich lista, tu, Iza napisała, co trzeba brać i w jakiej ilości. Nawet termometr włożyliśmy, żeby, jak coś, można było pomierzyć temperaturę. Jeśli nagle bardzo podskoczy i nie zejdzie, dzwoń koniecznie, przyjadę.

-->